Ataki złości

Mamy problem, którego oboje z mężem nie umiemy rozwiązać. Chodzi o napady złości u naszego Kubusia, który ma 21 miesięcy. Kuba jest wściekły, gdy mu coś nie wychodzi albo gdy się mu czegoś zakazuje. Rzuca klockami, krzyczy, na spacerze wyrywa się i ucieka. Oboje jesteśmy wyczerpani nerwowo, mamy kłopoty ze snem. Czujemy się bezsilni i nie wiemy, jak mamy postępować. Kuba jest nie do wytrzymania. Staliśmy się celem jego agresji - kopie nas, opluwa. Najgorsze jest to, że właściwie niczego mu nie możemy zabronić, nawet jeśli chodzi o jego bezpieczeństwo. Na szczęście jest na tyle bystry, że sam wie, że nie wolno wkładać paluszków do kontaktu czy wyrzucać jedzenia z lodówki. Ale i tak bez przerwy nas prowokuje. Jesteśmy zrozpaczeni.

Po pierwsze - co być może Państwa pocieszy - problem, który Państwo opisujecie, wcale nie jest taki niecodzienny. Dostaję coraz więcej listów od rodziców dzieci dwu-, trzyletnich, którzy są bezradni wobec takich ataków złości, o jakich Państwo piszą. W "Dziecku" pojawiło się ostatnio kilka artykułów na ten temat, wątek ten często przewija się w publikowanych listach.

A zatem raz jeszcze powtórzę: dziecko ma prawo się złościć. Wolno mu nie wiedzieć, że jedzenia z lodówki się nie wyrzuca, a palców do kontaktu nie wkłada. Może więc naprawdę gwałtownie protestować, gdy uniemożliwiamy takie zachowanie. Ale my, dorośli, mamy nie tylko prawo, ale i obowiązek ustanawiać w domu jasne zasady. Naszą powinnością jest uczyć dziecko, czego nie wolno, i nie pozwalać na agresję wobec nas. Dziecko samo z siebie takiej wiedzy nie nabędzie. Nie można liczyć na cud ani na to, że nasze długie wywody coś tu zmienią.

Jeśli rodzice stosują w miarę konsekwentnie w miarę jasne zasady (a jednocześnie poświęcają dzieciom wystarczająco dużo uwagi i troskliwej miłości), maluchy naprawdę są w stanie nauczyć się przestrzegać prostych zakazów. Uczą się także wyrażać złość płaczem czy krzykiem (to normalne w tym wieku), ale już nie biciem mamy (bo mama po prostu na to nie pozwala, np. przytrzymuje za rączkę).

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.