Gdzie jest nasze miejsce na ziemi?

Mamy dwóch synów - pięcioletniego Patryka i rocznego Piotrusia. Nasz problem polega na tym, że mąż ma pracę wymagającą ciągłych przeprowadzek.

Najpierw mieszkaliśmy u teściów. Gdy Patryk miał niecałe dwa lata, przenieśliśmy się do pierwszego własnego mieszkania, ale tam spędziliśmy tylko pół roku, bo mąż dostał pracę w Warszawie. Po dziesięciu miesiącach w Warszawie znów wróciliśmy na Śląsk (praca męża okazała się niewypałem) i zamieszkaliśmy u moich rodziców. W tym czasie byłam już w drugiej ciąży. Po dziewięciu miesiącach u dziadków przeprowadziliśmy się do nowego własnego mieszkania. Ale od kilku tygodni wiadomo, że mąż wyjeżdża do pracy we Francji. Boimy się, że coś się może nie udać, dlatego ja i dzieci na razie zostajemy w Polsce. Znów będziemy mieszkać u moich rodziców. Patryk już kilka razy zmieniał przedszkole. Jest bardzo rozchwiany emocjonalnie i bywa agresywny. Wiem, dlaczego tak się dzieje, ale czasem klapsem (a zbyt często krzykiem) reaguję na jego brzydkie zachowanie. Jak mu pomóc przetrwać kolejną przeprowadzkę - tym razem do innego kraju? Wielkim szokiem będzie dla niego przedszkole, gdzie nikogo nie będzie rozumiał. No i nie mamy pewności, czy ta praca wreszcie będzie stała. Obiecałam sobie, że to będzie już ostatnia przeprowadzka, że jeśli się nie powiedzie, to wrócę z dziećmi do Polski i nigdzie się już nie wyniosę.

Ucieszył mnie wspólny podpis pod listem i dlatego kieruję odpowiedź do Państwa obojga. Uderzyło mnie to, że podpis jest wspólny, ale w tekście stale pojawia się liczba pojedyncza - "ja" (szczególnie poruszyło mnie zdanie: "a jeśli się nie powiedzie, to wrócę do Polski z dziećmi i nigdzie już się nie wyniosę"). Pytanie, które wydaje mi się podstawowe, to na ile te plany, wyjazdy, zmiany miejsc pracy i w związku z tym zmiany miejsc zamieszkania to Państwa wspólna życiowa decyzja. Czy są poprzedzone rozmowami, czy rozważacie różne za i przeciw, czy bierzecie pod uwagę dobro wszystkich członków rodziny. Czy wspólnie zastanawialiście się nad tym, co te decyzje oznaczają dla męża, dla pani i jej pracy zawodowej, dla dzieci i ich edukacji... Jeśli macie za sobą takie rozmowy, jeśli w Państwu obojgu jest wewnętrzna zgoda i akceptacja takiego trybu życia, to będzie ona promieniowała na dzieci i chłopcy będą w stanie przeżyć kolejny wyjazd bez większego szwanku. Oczywiście, szczególnie za granicą, będą potrzebować więcej oparcia z Państwa strony.

Na marginesie, myślę, że teraz, kiedy już macie Państwo własne mieszkanie, lepiej byłoby nie "przeczekiwać" kilkumiesięcznych okresów u dziadków, ale żyć u siebie. Rozumiem, że wygodniej jest Pani u rodziców, ale lepsze byłoby inne rozwiązanie - częstsze odwiedziny dziadków u Państwa. Zmniejszyłoby to trochę stan prowizorki, który męczy nie tylko dzieci, ale może najbardziej Panią. Życzę wspólnych rozmów z mężem i znalezienia optymalnych rozwiązań dla całej Państwa rodziny.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.