Nie lubię mojej córki

Moja córka, która w kwietniu skończyła cztery lata, zawsze była dzieckiem dość trudnym i absorbującym. Teraz sprawia mnie (i otoczeniu) kłopoty, z którymi sobie nie radzę. Jest marudna, wiecznie narzeka i nieustannie popłakuje. Wszelkie przeciwności losu bądź sprzeciwienie się jej woli wywołują natychmiastową gwałtowną reakcję - krzyk, tupanie, łzy, pokazywanie języka... Bawi się wyłącznie głośno, nie reaguje na żadne uwagi poniżej podniesionego głosu bądź klapsa, niektóre osoby (np. babcię) całkowicie lekceważy. Uwielbia drażnić młodszego brata albo namawia go do zakazanych zabaw. W przedszkolu bawi się raczej osobno. Jej zabawy polegają na odgrywaniu scen z bajek, preferuje postacie negatywne - czarownice, złe macochy itp. Te zabawy zawierają sporo agresji (jakieś gonitwy, uwięzienie, zabijanie). Przedszkole jest chyba dla niej sporym stresem, bo nie może tam swobodnie wyrażać swojej bogatej osobowości, rozbujałego indywidualizmu i temperamentu. Jednym słowem rozpuszczony bachor, ale dlaczego? Przecież nie pozwalamy jej na wszystko! Moje dziecko jest w stanie wyprowadzić mnie z równowagi do tego stopnia, że przestaję nad sobą panować. Zdarzało mi się już wpadać w furię i kopać ścianę, bo miałam ochotę stłuc ją bez opamiętania. Myślę czasem, żeby wybrać się z nią do psychologa - może pomógłby mi nauczyć się, jak z nią postępować. Ale może to raczej ja powinnam szukać pomocy? Wiem, że nie jestem idealną matką, że moje postępowanie zbyt często zależy od nastroju, ale kocham dzieci, poświęcam im naprawdę dużo czasu, traktuję z szacunkiem i być może zbyt wielką wyrozumiałością. Efekt jest taki, że wciąż słyszę i - niestety - widzę, że mam okropne dziecko... Nasza sytuacja jest o tyle skomplikowana, że obecnie mieszkamy u teściów i być może dzieci nie bardzo wiedzą, "kto tu rządzi", a poza tym mają słaby kontakt z ojcem, który wciąż podróżuje. A może przesadzam i histeryzuję?

Niestety, zdecydowanie za mało wiem o Pani sytuacji rodzinnej. Pisze Pani o niej tylko w dwóch ostatnich linijkach listu, jakby mimochodem. Zachowanie dziecka w dużej mierze wynika z tego, jaki jest cały układ rodzinny, jak wyglądają poszczególne relacje, stosunek do dzieci itp.

Jedno mogę powiedzieć na pewno, nie ma potrzeby iść z córeczką do psychologa. Raczej zachęcałabym, by wspólnie z mężem rozważyć, dlaczego dziecko tak się zachowuje, i spróbować z całą otwartością poszukać własnej odpowiedzi. Zachowania dziecka nie są jakimś niezrozumiałym komunikatem, odrębnym od rodzinnej rzeczywistości. Spytajcie Państwo siebie, co mała (w liście nie występuje jej imię, co jakoś jest dla mnie znaczące) chce Wam swoim trudnym i męczącym zachowaniem powiedzieć.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.