Kto ma problem - wychowanie dziecka

Jesteśmy trzy lata po ślubie, synek ma prawie rok. Mieszkamy w dużym domu teściów. Każda rodzina ma oddzielne mieszkanie, ale wspólne drzwi wejściowe i podwórko. Jestem na urlopie wychowawczym, bo teściowa, chociaż nie pracuje, nie chciała się zająć małym. Odkąd urodził się synek, rodzice męża i jego siostra przychodzili do naszego mieszkania o każdej porze dnia, nawet bez pukania. Chociaż miałam tego szczerze dość, nic nikomu nie mówiłam. W końcu jednak wybuchnęłam i powiedziałam mężowi, że nie chcę tak dalej żyć i powinniśmy się wyprowadzić. Mąż jednak nie chce się wyprowadzać. Bardzo mi szkoda tego, co się między nami popsuło. Byliśmy tacy szczęśliwi, tacy zakochani. Teraz mąż uważa, że hormony uderzają mi do głowy, że wymagam od niego i jego rodziny zbyt wiele.

Myślę, że macie Państwo poważny problem polegający na wzajemnym niezrozumieniu się, nieustaleniu wspólnych życiowych wartości, priorytetów, marzeń. Trudno Wam z zakochanych młodych ludzi stać się nową niezależną rodziną. A to - jak wiadomo - wymaga pracy i samo się nie dzieje. Zwraca też moją uwagę Pani roszczeniowość wobec teściowej, a z drugiej strony nieumiejętność spokojnego ustalenia granic swojej prywatności. Zachęcam do podjęcia spokojnych, rzeczowych rozmów na te tematy z mężem, być może z pomocą terapeuty małżeńskiego.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.