Dawno temu

Miałem nadzieję, że opowiem dzieciom, co robiłem, jak byłem mały. To była głupia nadzieja.

Tata, a opowiesz nam jakąś ciekawą historię o dawnych czasach? - zapytała Kudłata.

- Jak dawnych? - uściśliłem.

- No, takich przed wojną. - Pitu zamyślił się. - Kiedy byłeś mały.

- Jasne - rozochociłem się. - Pójdziemy na spacer i wszystko wam opowiem.

Rozczuliłem się.

- Po tej ulicy chodziłem w krótkich majteczkach. A w tym sklepiku, na rogu ul. Mostowej, miałem niezwykłą przygodę. Otóż wszedłem sobie, jakby nigdy nic, zobaczyć, co mają nowego, a było to chyba w roku 1974, i osłupiałem.

- To było przed wojną - wtrąciła Kudłata.

- Nie, po wojnie - uciszyłem ją. - Słuchaj dalej. Na półce stało pięć modeli resorowców matchboxa po 60 złotych sztuka. Przez minutę chyba nie byłem w stanie powiedzieć ani słowa. Pięć modeli! Nikt mi nie uwierzy. A najlepsze było to, że miałem ze sobą 60 złotych - bo tyle kosztowały - i mogłem jednego kupić. Wybrałem Mini Morrisa, a potem przeżywałem katusze, bo nie otwierały się w nim drzwi, a w innych tak. Pobiegłem wymienić, ale na próżno. Wszystkie wykupiono i nigdy już nie pojawiły się w tym sklepie.

Po minach Pitu i Kudłatej widzę, że przy trzecim zdaniu stracili zainteresowanie. Historia brzmi absurdalnie. Przecież takie samochodziki leżą przy kasach w supermarkecie w wielkich stosach.

Próbuję się zrehabilitować. Dalej jest sklep warzywny. Teraz jest tu elegancka perfumeria, ale kiedyś....

- Kiedyś wasz tata zobaczył, że są tu banany i kolejka jeszcze nie była duża. Stanąłem i kupiłem je. Zaniosłem do domu i cała rodzina strasznie się ucieszyła - mówię coraz wolniej i czuję, że dzieci patrzą na mnie podejrzliwie. Banany? Kolejka? Czy z tatą wszystko w porządku? Wcześniej była opowieść o tym, jak poszedł na spacer z ulubionym pieskiem i cudem kupił 10 rolek papieru toaletowego.

- To prawda - dopowiadam. - Nawlokłem je na smycz i tak przyniosłem do domu.

- Tato! - Pitu westchnął. - Przecież mogłeś pójść do supermarketu. Tam jest dużo papieru.

- Nie było supermarketu - mówię.

- Nie było? Nawet Reala nie było? - Kudłata patrzy na mnie z powątpiewaniem.

Zarzekam się, że to prawda.

Kudłata szepcze coś z Pitu, a potem podchodzi z poważną miną.

- Ej, tato, no nie żartuj już tak sobie, bo to niemiłe. Opowiedz coś prawdziwego. Nie kłam.

- No dobra - wzdycham. - Chcecie usłyszeć opowieść, jak byłem kowbojem i ścigali mnie bandyci na wojnie.

- Tak! - krzyczą uszczęśliwieni. - A musiałeś ich zabić?

- No więc to było tak.... - zaczynam.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.