Pitu właściwie nas do tego przyzwyczaił. Kiedy w zeszłym roku ruszył do pierwszej klasy, uwielbiał sprawiać niespodzianki. Dajmy na to w szkolnej szatni zakładał kapcie, rozlegał się dzwonek na lekcje, a Pitu mówił: - Aha, i miałem coś na dzisiaj przynieść.
- Co? - pytałem, kamieniejąc w progu.
- Kilka owoców. Takich, jakich się chce, ale jeden musi być egzotyczny.
Co wtedy rodzic robi (nie licząc wyrzekania w duchu na swój los i wyobrażania sobie, że w takim razie przez tydzień koniec gier i innych słodkich zemst). Rodzic pędzi do najbliższego sklepu, kupuje owoce (w tym jeden egzotyczny) i szybko biegnie z powrotem, wpada do klasy, przeprasza i wręcza owoce synowi, który krzywi się i mówi:
- Banan? Wszyscy przynieśli banany. Dlaczego nie ananas? I dlaczego szybciej nie przyszedłeś?
Rodzic wtedy uśmiecha się do pani nauczycielki, syna i całej klasy, obiecując sobie po cichu, że gier nie będzie przez cały miesiąc.
Cóż, w tym roku do szkoły ruszyła Kudłata, kłopotów pojawiło się więc pięć razy więcej.
- Córko - jęknąłem, przeglądając jej zeszyt. - Dlaczego tego nie pokazałaś wcześniej.
- Czego? - zapytała Kudłata.
Pokazałem jej uwagę nauczycielki wpisaną miesiąc temu. Pani domagała się zeszytu do ćwiczeń oraz zeszytu w trzy linie.
- Zapomniałam. - Uśmiechnęła się.
Złapałem się za głowę.
- To co robiłaś przez ten miesiąc, kiedy wszyscy rozwiązywali ćwiczenia?
- No, rysowałam sobie - powiedziała dumnie Kudłata. - Takie małe zwierzątka rysowałam.
Ukryłem twarz w dłoniach.
- A zeszyt w trzy linie? Gdzie pisałaś, jeśli nie masz tego zeszytu?
- Rysowałam - powtórzyła. - Takie małe...
- Wiem, wiem. Takie małe zwierzątka - jęknąłem.
- No właśnie - ucieszyła się. - Mogę pokazać.
- Nie, nie chcę oglądać. Pitu, pokaż swój zeszyt - zażądałem, bojąc się, co zobaczę.
Przyszedł z ponurą miną i wręczył zeszyt. Otworzyłem na wpisanej na czerwono uwadze sprzed dwóch tygodni.
- O nie, i nic nie mówiłeś - jęknąłem.
- No co, zapomniałem. - Pitu wzruszył ramionami.
- "Bardzo ładnie pracujesz, duża wy- obraźnia - 6" - wpisała nauczycielka.