Nie wiem, jak dzieci tego dokonują - ale fakt jest faktem - nic się przed nimi nie ukryje. A przecież czasem ukryć trzeba - zwłaszcza przed świętami.
Od świąt dzieliły nas jeszcze całe miesiące, kiedy Pitu z Kudłatą zaczęli napomykać o zbliżającej się Gwiazdce i Mikołaju.
- Tata, a to mi kupisz? - Pitu ciągnął mnie za nogawkę w kierunku czegoś, co wyglądało na samochód, tyle że pomniejszony.
- Kupisz mi? Kupisz?
Zerknąłem na metkę. Samochód osiągał prędkość 25 kilometrów na godzinę. Osiągnął też całkiem przyzwoitą cenę 5 tysięcy złotych.
- Hmmm, nie kupię - zdecydowałem szybko.
- A Mikołaj mi kupi?
- Mikołaj też raczej nie kupi.
- A kupisz mi klocki? - Pitu pociągnął mnie w drugą stronę. - O takie.
- To zdecydowanie największe i najdroższe klocki, jakie widziałem - westchnąłem. Kto by pomyślał, że są klocki kosztujące prawie tysiąc złotych.
- A robota? On chodzi i gada - cieszył się Pitu.
- Mikołaj zobaczy - odparłem dyplomatycznie.
- No to co właściwie kupi mi ten Mikołaj - zirytował się Pitu.
- A ja też chcę klocki i samochód - włączyła się Kudłata. - I lalę chcę, i zamek dla lali.
Wieczorem podliczyliśmy, że dzieci, lekko licząc, chciały naciągnąć Mikołaja na 10 tysięcy.
- I to też chcę, żeby Mikołaj przyniósł - wołał Pitu, mijając wystawę.
- A co konkretnie? - zapytałem podstępnie.
- Wszystko - uznał po chwili zastanowienia.
Wieczorem naradziliśmy się z Moniką. Wybór padł na gadającego po angielsku robota i domek dla lalek. W końcu mikołajki są tylko raz w roku. Prezenty wylądowały zapakowane na najwyższej półce najrzadziej otwieranej szafy i zostały oczywiście odkryte następnego dnia.
- Co tam jest na górze - zapytał Pitu.
Rodzic powinien być przygotowany na takie pytania, ale, rzecz jasna, ja nie byłem.
- A to takie pudła, jest w nich... - zamilkłem.
- No co jest?
- No proszek do prania i takie tam - zakończyłem.
- Pokaż - zażądał Pitu.
- Nie mogę.... za wysoko - wykręcałem się.
- Przynieś sobie krzesło - poradził Pitu.
Na szczęście zadzwonił telefon, a Monika błyskawicznie podmieniła pudła.
- Mówiłem, że to proszek - tłumaczyłem podejrzliwemu Pitulkowi po chwili.
Prezenty zostały ukryte w szafie w pracy, a mikołajki nadchodziły wielkimi krokami.
W nocy podrzuciliśmy dzieciom prezenty i rano pognaliśmy do ich pokoju ciekawi efektów.
- Był Mikołaj, był - uspokoił mnie Pitu i machnął ręką w stronę kąta. - Przyniósł robota.
- Ale fajny robot - ciągnąłem rozmowę.
- No, niezły - zgodził się Pitu. - Ale jakie przyniósł super latarki.
- I one się świecą - zwróciła uwagę Kudłata, wymachując małą latarką.
- Latarki? - zdziwiliśmy się.
- No, ale są fajowe - cieszył się Pitu, pokazując minilatareczki, które jakieś pismo dodało za darmo do numeru i trafiły jakimś cudem do pokoju dzieci. - Lubię Mikołaja.
Nasza reputacja rodziców, którzy dają dzieciom darmowe gadżety z gazety, jest już ugruntowana. Pitu i Kudłata nie rozstają się z nimi i pokazują je każdemu. Jeśli zaś chodzi o robota i domek - kurzą się w kącie.