Mikołajki

Dzieci to najdoskonalsza znana nam komisja śledcza. Gdyby w naszym mieszkaniu kryli się jacyś agenci, bez wątpienia zostaliby znalezieni w ciągu pół minuty.

Nie wiem, jak dzieci tego dokonują - ale fakt jest faktem - nic się przed nimi nie ukryje. A przecież czasem ukryć trzeba - zwłaszcza przed świętami.

Od świąt dzieliły nas jeszcze całe miesiące, kiedy Pitu z Kudłatą zaczęli napomykać o zbliżającej się Gwiazdce i Mikołaju.

- Tata, a to mi kupisz? - Pitu ciągnął mnie za nogawkę w kierunku czegoś, co wyglądało na samochód, tyle że pomniejszony.

- Kupisz mi? Kupisz?

Zerknąłem na metkę. Samochód osiągał prędkość 25 kilometrów na godzinę. Osiągnął też całkiem przyzwoitą cenę 5 tysięcy złotych.

- Hmmm, nie kupię - zdecydowałem szybko.

- A Mikołaj mi kupi?

- Mikołaj też raczej nie kupi.

- A kupisz mi klocki? - Pitu pociągnął mnie w drugą stronę. - O takie.

- To zdecydowanie największe i najdroższe klocki, jakie widziałem - westchnąłem. Kto by pomyślał, że są klocki kosztujące prawie tysiąc złotych.

- A robota? On chodzi i gada - cieszył się Pitu.

- Mikołaj zobaczy - odparłem dyplomatycznie.

- No to co właściwie kupi mi ten Mikołaj - zirytował się Pitu.

- A ja też chcę klocki i samochód - włączyła się Kudłata. - I lalę chcę, i zamek dla lali.

Wieczorem podliczyliśmy, że dzieci, lekko licząc, chciały naciągnąć Mikołaja na 10 tysięcy.

- I to też chcę, żeby Mikołaj przyniósł - wołał Pitu, mijając wystawę.

- A co konkretnie? - zapytałem podstępnie.

- Wszystko - uznał po chwili zastanowienia.

Wieczorem naradziliśmy się z Moniką. Wybór padł na gadającego po angielsku robota i domek dla lalek. W końcu mikołajki są tylko raz w roku. Prezenty wylądowały zapakowane na najwyższej półce najrzadziej otwieranej szafy i zostały oczywiście odkryte następnego dnia.

- Co tam jest na górze - zapytał Pitu.

Rodzic powinien być przygotowany na takie pytania, ale, rzecz jasna, ja nie byłem.

- A to takie pudła, jest w nich... - zamilkłem.

- No co jest?

- No proszek do prania i takie tam - zakończyłem.

- Pokaż - zażądał Pitu.

- Nie mogę.... za wysoko - wykręcałem się.

- Przynieś sobie krzesło - poradził Pitu.

Na szczęście zadzwonił telefon, a Monika błyskawicznie podmieniła pudła.

- Mówiłem, że to proszek - tłumaczyłem podejrzliwemu Pitulkowi po chwili.

Prezenty zostały ukryte w szafie w pracy, a mikołajki nadchodziły wielkimi krokami.

W nocy podrzuciliśmy dzieciom prezenty i rano pognaliśmy do ich pokoju ciekawi efektów.

- Był Mikołaj, był - uspokoił mnie Pitu i machnął ręką w stronę kąta. - Przyniósł robota.

- Ale fajny robot - ciągnąłem rozmowę.

- No, niezły - zgodził się Pitu. - Ale jakie przyniósł super latarki.

- I one się świecą - zwróciła uwagę Kudłata, wymachując małą latarką.

- Latarki? - zdziwiliśmy się.

- No, ale są fajowe - cieszył się Pitu, pokazując minilatareczki, które jakieś pismo dodało za darmo do numeru i trafiły jakimś cudem do pokoju dzieci. - Lubię Mikołaja.

Nasza reputacja rodziców, którzy dają dzieciom darmowe gadżety z gazety, jest już ugruntowana. Pitu i Kudłata nie rozstają się z nimi i pokazują je każdemu. Jeśli zaś chodzi o robota i domek - kurzą się w kącie.

Więcej o:
Copyright © Agora SA