Schin

Zawsze marzyłem o chwili, kiedy staniemy się rodzicami, którzy objaśniają dziecku świat.

Owszem, małe dzieci są fajne - trzeba do nich wstawać dziesięć razy w nocy, ratować je przed przejechaniem przez samochód, kiedy radośnie wybiegają na drogę, albo objaśniać sąsiadowi, dlaczego woda kapie mu z sufitu i czy ma to jakiś związek z kąpielą naszego dziecka. Jednym słowem małe dziecko nie pozwala rodzicowi się nudzić.

Ale wreszcie nadszedł upragniony moment, kiedy Pitulek zamiast tłuc siostrę albo wyrzucać zabawki przez okno, zasiadł przy mnie i zagaił:

- Tato, a skąd się biorą ludzie?

Oho, pomyślałem sobie, na to tyle lat czekałem!

- Ludzie się rodzą - wyjaśniłem.

- No tak, ale skąd się wzięli? - drążył Pitulek, najwyraźniej zainteresowany ludźmi jako gatunkiem.

- Od małpy. Zaraz pokażę ci zdjęcia! - skoczyłem do biblioteki po atlas z australopitekami.

Pitu krytycznie obejrzał wszystkie zaginione ogniwa i pokręcił głową.

- Nie, ja się nie wziąłem od małpy - stwierdził. - Ja się wziąłem od ptaka.

Od tej chwili Pitu codziennie zgłaszał się z porcją pytań. Mnie najbardziej zdziwiły odpowiedzi. Chociaż to przecież ja odpowiadałem.

Pitu to człowiek konkretny. Do szczęścia była mu potrzebna wiedza techniczna. Porzucił temat pochodzenia gatunku ludzkiego, uznając, że ci, których lubi, pochodzą od ptaków, a ci, którzy mu się nie podobają, od małp, i zapytał:

- Tato, a skąd się biorą telewizory?

- Z fabryki telewizorów - odparłem.

- No, a gdzie jest ta fabryka? - dociekał mój syn.

Zajrzałem na plakietkę z tyłu telewizora.

- W Chinach - odpowiedziałem.

- To daleko?

- Bardzo daleko - potwierdziłem.

- A skąd się biorą koszulki?

Zerknąłem na metkę i pokiwałem głową.

- Z Chin.

- Też? - zdziwił się Pitulek. - A komputer?

- Z Chin.

- A garnek? Skąd się biorą garnki?

Wygrzebałem opakowanie i właściwie nie byłem zdziwiony, kiedy odczytałem metkę.

- Z Chin.

- Wszystko jest schin - zdziwił się Pitu.

- Nie wszystko - pospieszyłem z zapewnieniem. - Popatrzmy, co my tu mamy. Czosnek. A nie - też jest z Chin - ze zdziwieniem zauważyłem małe literki na metce. No tak, truskawki też są z Chin.

- A mój robot? - indagował Pitu.

- Na pewno jest z Chin - przytaknąłem, ale dla pewności sprawdziłem. - Tak jest. Z Chin.

- A latarka?

- Z Chin.

- A klocki?

- Z Chin.

- A radio?

- Z Chin.

- A jest coś nie schin? - dziwił się Pitu.

Rozejrzałem się dookoła. Filiżanki! Niestety - były z Tajwanu.

- Nie są schin?

- Z Chin - powiedziałem, nie chcąc komplikować sprawy.

- Aha - powiedział Pitu z poważnym wyrazem twarzy.

Przez kilka dni nie dopytywał się już o nic.

- Już wiem wszystko, tatusiu - wyjaśniał.

Wieczorem w łóżku zapytał Kudłatą:

- A wiesz, skąd jest miś?

- Nie wiem - pokręciła głową Kudłata.

- Schin. Wszystko jest schin, a on jest daleko - wyjaśnił Pitu.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.