Nadchodzi ta chwila wieczorem, kiedy rodzic, opierając się ze zmęczenia o ścianę, patrzy na główki swych uśpionych dzieci i myśli, że ma moment dla siebie i ma jeszcze tak dużo czasu do szóstej rano, kiedy dostanie poduszką po głowie, a ktoś wrzaśnie mu prosto do ucha; TATA, daj AM!
Ta niezwykła chwila przychodziła do niedawna o 19.30 i nagle bez uprzedzenia przeniosła się na 21.30.
- Dlaczego, dlaczego? - powtarzała z rozpaczą Monika o 21.30, próbując zagnać Kudłatą do łóżka, podczas gdy ta zwiewała, znacząc trasę ucieczki wylewanym soczkiem.
Ja usiłowałem przekonać Pitu, że wszystko śpi, co całkowicie zignorował, stwierdzając, że teraz będzie skakał z parapetu, a ja mam go łapać.
- Musimy ich bardziej zmęczyć w ciągu dnia - westchnąłem ledwo żywy godzinę później, kiedy wreszcie spali po zabawie w chowanego, grze w piłkę i robieniu baniek mydlanych. - Mają za dużo energii.
- Tak, żadnego rysowania, oglądania telewizji, spacerków - potwierdziła Monika. - Damy im szkołę przetrwania. Padną do łóżek o 19.
- Pójdziemy pograć w piłkę? - zaproponowałem następnego dnia.
-Tak, tak! - wrzasnął Pitu uszczęśliwiony. - Idziemy, będziemy grali!
- Uuuuuuuu - buczała rozradowana Kudłata, przynosząc piłkę i buty.
- No to gramy - powiedziałem, kiedy dotarliśmy na plac. - Tu mamy bramkę i strzelamy gola.
- Nie, ja się pobawię w piasku - zadecydował Pitu i usiedli z Kudłatą jak dwie kwoki, oszczędnymi ruchami sypiąc piasek.
- Może jakoś ich zachęcimy - zaproponowała Monika
Na placu zabaw byli już Tomek i Krzysio - trochę starsi od Pitu i patrzyli się łakomie na piłkę.
- Zagramy - zaproponowałem?
Przez następne pół godziny toczyliśmy heroiczny mecz z chłopakami, od czasu do czasu pokrzykując na nasze dzieci.
- Ale fajnie się gra, chodźcie, strzelimy gola.
- Nie, dziękuję - krzywił się Pitu ze swojego stanowiska w piaskownicy. - Ja sobie posiedzę.
- Może zabawimy się w zbijaka - zaproponowałem. - To taka fajna gra, którą wszyscy lubią.
- Tak, tak - wrzasnęli Tomek i Krzyś.
- Ja sobie babkę zrobię - wymamrotał Pitu.
Pół godziny później sytuacja była patowa. Nasze dzieci w zwolnionym tempie robiły babki, a my byliśmy ledwo żywi.
- To może w policjantów i złodziei albo chowanego? - wydyszała Monika.
- Dobrze - zgodził się łaskawie Pitu. - Ja się schowam o tu, za drzewem - wskazał na metrowe drzewko tuż obok piaskownicy. - A wy szukajcie.
- A my będziemy złodziejami, gońcie nas - wrzasnął Tomek.
- Jestem schowany, nie można znajdować Pitulka - wrzasnął rozzłoszczony Pitu, gdy Monika usiłowała go znaleźć. - Idźcie się bawić.
Nie jest łatwo gonić dwóch pięcioletnich złodziei, więc po kolejnej półgodzinnej rundzie byliśmy całkiem wykończeni.
- Idziemy do domku - zakomenderował Pitu z piaskownicy. - Jestem zmęczony.
O 19.30 wsadziliśmy dzieci do łóżeczek i padliśmy bez życia na kanapę.
- Niełatwo mieć dzieci - sapnęła Monika. - Chyba pójdę spać, jestem wykończona. Ale przynajmniej je zmęczyliśmy!
Ja chciałem obejrzeć film, ale zdrzemnąłem się na kanapie. Obudziłem się o 21. Monika spała jak dziecko, wszedłem do pokoju dzieci, z którego dochodziły stuki, ryki i trzaski.
Pitu stał na komodzie i rzucał w Kudłatą książeczkami. Kudłata rozebrana do rosołu wrzeszczała ze szczęścia, obrywając zasłony, a w końcu cały karnisz.
- Nie spać, nie spać - ryczał Pitu. - Nie jestem zmęczony, bawimy się, tato, bawimy! Ja uciekam, a ty mnie gonisz.