Niedzień

Na propozycję śniadanka Pitu odpowiedział oczywiście: nie!

Tak, wiedziałem, że do wychowania dziecka trzeba czasem odwagi Leonidasa przeciwstawiającego się tysiącom Persów i uporu Amundsena sunącego na biegun. Ale że niezbędna jest też dyplomacja Talleyranda, a mały tyran, jak wszyscy tyrani świata, zna doskonale zasadę "dziel i rządź" - tego nie wiedziałem.

Wszystko zaczęło się od tego, że Pitu miał "niedzień". Niedzień to taki dzień, kiedy wszystko jest na nie.

Rano oznajmił, że nie zamierza się ubierać, będzie sobie siedział w piżamce. Na propozycję śniadanka odpowiedział oczywiście: nie!

- Ale na pewno chcesz kanapeczkę - zacząłem.

- Nie, daj cukierka.

- Nie - tym razem powiedziałem to ja.

- Daj cukierka, zaraz - ryknął Pitu (w "niedzień" Pitu jest groźny).

- Nikt nie je cukierków na śniadanko - pokręciłem głową.

- Nie jesteś moim tatą - wypalił Pitu i rzucił we mnie kapciem.

Ponieważ zostałem zwolniony z obowiązków, poszedłem sobie poczytać. Nagle usłyszałem z sąsiedniego pokoju gruchającego Pitu. Zajrzałem ostrożnie.

- Kocham cię mamusiu, błagam, daj cukiereczka - prosił Pitu, mrużąc błękitne oczęta.

- Hej, nie dawaj mu, jeszcze nie jadł śniadania - zaprotestowałem, ale było już za późno.

- To niepedagogiczne - tłumaczyłem Monice.

- Ale on tak ślicznie prosił i był taki grzeczny - westchnęła moja żona. - Kilka cukiereczków nie zaszkodzi.

- Grzeczny? Chyba mówisz o innym dziecku - prychnąłem.

- Tymczasem idylla Moniki i Pitu trwała, a ja robiłem się zazdrosny.

- Mamusiu, poproszę soczku - wdzięczył się Pitu. - Dziękuję ci, mamusiu.

Za to na mój widok Pitu przybierał marsową minę i wołał groźnie: - Uciekaj, nie jesteś tatusiem.

Tak było gdzieś do obiadu, na który Pitu zjadł batonika, a zaraz potem dał po głowie Kudłatej, bo nieopatrznie podniosła z podłogi jego samochodzik.

- Nie wolno zabierać samochodzika - ryczał Pitu, waląc ją po głowie traktorem.

- Zostaw siostrzyczkę, nie wolno bić - zirytowała się Monika.

Pitu zdegradowany z pozycji Króla Lwa zalał się łzami i uciekł do mnie.

- Mama biła kijem, mama niedobra, kocham tatusia - ryczał Pitu.

- Naprawdę pobiła - wzruszyłem się. - No coś takiego, kijem biła.

- Akurat - zaprzeczyła Monika. - Zmyśla na potęgę.

- Tak, pupa boli - kwiczał Pitu, obejmując mnie łapkami. - Kocham tatusia.

Dla podkreślenia słów wystawił głowę i rzucił Monice:

- Nie jesteś moją mamą.

Potem wrócił do mnie i wyciągnął z kieszeni lekko przeżutego batonika.

- Masz tatusiu, jedz - powiedział.

- Nie rozczulaj się nad nim - zawołała Monika - nabił Kudłatej guza.

- Może po prostu jest przywiązany do swoich rzeczy - usiłowałem mediować.

- Akurat - prychnęła Monika.

Pitu tymczasem patrzył oczami niewinnego aniołka.

- Nie biłem siostrzyczki - zarzekał się.

- Hm, sama ci weszła pod traktorek i nabiła sobie guza - zastanowiłem się.

- Tak, tak, sama, sama - ucieszył się Pitu.

Ocieplenie stosunków z Pitu trwało do wieczora, kiedy to wrzasnął na widok szczotki do zębów.

- Nie myć, uciekaj tata, nie jesteś tatą - ryczał. - Mama, kocham mamę.

- Co ty mu robisz, może go skaleczyłeś, ujęła się za nim Monika. Po kwadransie usłyszałam ryk.

- Nie spać, nie spać. Zostaw mnie, nie jesteś mamą, chcę tatę.

Stanęliśmy oboje nad jego łóżeczkiem.

- Idziesz spać - stwierdziliśmy zgodnie.

- Nie spać - wrzasnął Pitu. - Nie jesteś tatą, nie jesteś mamą. Uciekaj.

- No to mamy wolne - uśmiechnęliśmy się i wyszliśmy.

Pitu zorientował się, że popełnił błąd, już po pięciu minutach i zawołał mnie do pokoju.

- Tata! - ucieszył się. - Kocham tata, daj małego cukiereczka. Błagam.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.