Nad poziomy wylatuj...

Kochanie, możesz mu dać do żucia coś nieaktualnego? - zapytałem żonę. - Właśnie zjadł program na dzisiejsze popołudnie.

Wiedzieliśmy, że to musi nastąpić. Zastanawialiśmy się, jak się przed tym zabezpieczyć. A jednak spóźniliśmy się i podliczaliśmy straty.

- Butelka porto, dziesięcioletniego porto! - oskarżycielsko spojrzałem na Pitulka.

Nic sobie nie robił z mojego spojrzenia i metodycznie darł Gazetę Telewizyjną na coraz mniejsze kawałki, które następnie pracowicie przeżuwał.

Kochanie, możesz mu dać do żucia coś nieaktualnego? - zapytałem żonę. - Właśnie zjadł program na dzisiejsze popołudnie.

- W ogóle nie powinien zjadać gazety, nawet nieaktualnej - odparła żona, wyciągając fragmenty programu z buzi Pitulka. Sądząc z ilości papieru, miał tam program na kilka następnych dni. - A jeśli chodzi o to porto, to jeszcze trochę zostało.

Prychnąłem, patrząc na smętne resztki na dnie butelki.

Pitulek w jakiś niewyjaśniony, a za to błyskawiczny sposób opanował umiejętność otwierania wszystkiego, co tylko się dało. Korzystając z tego, że poszedłem umyć zęby, otworzył biurko i wyjął moje notatki. Na szczęście nakryłem go, kiedy zjadał dopiero początek pierwszej strony.

Zaraz potem dobrał się do szafki w łazience. - Zobacz, tak wygląda szczęśliwe dziecko - żona zawołała mnie, żebym zobaczył Pitulka. Siedział rozanielony na podłodze w łazience wśród kilku rolek papieru toaletowego, które znalazł, pracowicie odpakował i rozwinął. Klaskał w ręce i wydawał okrzyki szczęścia. Najwyraźniej nic nie mogło mu sprawić większej przyjemności.

No a potem poczłapał na czworakach do szafki, w której były wina, jakimś cudem wyjął butelkę i na dodatek ją odkręcił.

- Na chwilę spuściłam z niego wzrok - zarzekała się Monika. - Odebrałam telefon, a on już siedział w kałuży porto.

- Dziesięcioletniego porto - przypomniałem.

- Oj, wszystko jedno jakiego, dobrze, że nic mu się nie stało.

- Jemu nigdy się nic nie dzieje - westchnąłem. - Za to straty są duże.

Oczywiście zdawaliśmy sobie sprawę, że ośmiomiesięczne dziecko może zacząć pełzać. A jeśli już zacznie pełzać, to może docierać w miejsca, w których nie chcielibyśmy go widzieć. A jeśli już tam dotrze, to może zacząć robić użytek ze znalezionych tam rzeczy w sposób niezamierzony przez producentów.

- Choćby wylewając porto (dziesięcioletnie) - dopowiedziałem głośno.

- Oj, już daj spokój z tym dziesięcioletnim porto - machnęła ręką Monika. - Jak dorośnie, to każesz mu odkupić. I tak dobrze, że nie wypił.

Wiedzieliśmy, że Pitulek zainteresuje się otoczeniem, ale nie mieliśmy pojęcia, że stanie się to tak szybko. W końcu córka znajomej jest o pół roku starsza i jest szczęśliwą, zadowoloną z życia kluseczką. Dodajmy, że Kluseczką zupełnie niemobilną. Kiedy rodzice posadzą ją na dywanie, mogą pewnie wyjść i wrócić po godzinie. Kluseczka nadal będzie siedziała w tym samym miejscu i grzecznie się bawiła. A Pitulek?

- Uważaj, za tobą - rozmyślania przerwała mi Monika.

Rzuciłem się niczym Jerzy Dudek w róg pokoju, w sam raz, żeby osłonić stos płyt DVD.

- Trzeba je gdzieś przenieść. Mieliśmy kupić szafkę, na której postawimy telewizor i w środku ukryjemy płyty, ale Pitulek wyprzedził nasze zamiary i wzniósł się nad poziomy szybciej, niż przypuszczaliśmy.

- I tak dobrze, że nic nie wtyka w szczelinę na kasetę w naszym wideo - powiedziała Monika. - Słyszałeś o dziecku, które wepchnęło tam banana, a potem jego tata usiłował włożyć kasetę i dziwił się, że nie wchodzi. Swoją drogą ciekawe, jak to dziecko zmieściło tam całego banana.

- Och, dzieci to potrafią, oj, potrafią - powiedziałem.

W końcu nie dalej niż wczoraj płaciłem w sklepie brudnymi pieniędzmi. W portfelu znalazłem duży kawałek sprasowanego banana. Wiem, że nie ja go tam włożyłem. I nawet mam pewne podejrzenia.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.