Badania prenatalne: dylematy matek

Mam czterdzieści lat i jestem w drugim miesiącu ciąży. Mój mąż i lekarz prowadzący namawiają mnie, żebym zrobiła koniecznie wszystkie badania prenatalne. Ja jednak jestem pełna wątpliwości.

Nie chcę tych badań

Mam czterdzieści lat i jestem w drugim miesiącu ciąży. Nie planowaliśmy tego dziecka (mamy już dwójkę nastolatków), ale teraz zaczynam się powoli cieszyć na to, co się ma zdarzyć. O dziwo, czuję się wcale nienajgorzej, nawet mdłości poranne nie są tak dokuczliwe jak poprzednio. Mam jednak poważne zmartwienie - mój mąż i lekarz prowadzący namawiają mnie, żebym zrobiła koniecznie wszystkie badania prenatalne. Ponieważ nie jestem młodą kobietą, ryzyko urodzenia dziecka upośledzonego jest podobno dość duże. Mąż twierdzi, że na Zachodzie takie badania robi się rutynowo wszystkim kobietom po 35. roku życia i nikt się nad tym nie zastanawia. Ja jednak jestem pełna wątpliwości. No bo co z tego, że będąc w czwartym miesiącu ciąży dowiem się, że noszę pod sercem dziecko z wadą genetyczną - przecież ono będzie się już ruszało, kopało - żyło swoim życiem.

Mąż wywiera na mnie bardzo silną presję, ale gdy go pytam, po co ci to badanie - odpowiada wymijająco, mówi, że nie poradzimy sobie z ciężko chorym dzieckiem. Naprawdę nie wiem, co mam robić. (Grażyna)

Rady czytelniczek

Dlaczego nie skorzystać?

Miałam podobny problem - moje trzecie dziecko urodziłam, mając trzydzieści osiem lat. Tyle jednak nasłuchałam się od przyjaciółek i kuzynek o różnych dramatycznych przypadkach, że nawet nie zastanawiałam się nad tym, czy wykonywać badania, czy nie. Skoro medycyna dysponuje dzisiaj takimi ogromnymi możliwościami, to dlaczego z nich nie korzystać? Wykonałam wszystkie badania, które zalecił mi lekarz. Chciałam mieć pewność, że dziecku nic nie grozi, że będzie miało szanse na normalne życie, tak jak jego starsze rodzeństwo. Wiele kobiet myśli o badaniach prenatalnych jak o wyroku dla nienarodzonego jeszcze dziecka. Ja uważam, że jest to kwestia odpowiedzialności. Skoro noszę w sobie dziecko, chcę wiedzieć w jaki sposób można mu pomóc, jeżeli tej pomocy potrzebuje. O wiele lepiej znać nawet najgorszą prawdę na kilka miesięcy przed narodzinami dziecka. To pomaga matce zaakceptować sytuację, a lekarzom podpowiada, w jaki sposób postępować z obarczonym chorobą noworodkiem. (Anna)

Bez ingerencji

Ja nie posłuchałabym ani męża, ani lekarza. Takie medyczne interwencje we wczesnej ciąży tylko dodatkowo stresują matkę, a i tak niczego przecież nie zmienią. Skoro autorka listu chce urodzić to dziecko, nie powinna brać pod uwagę badań prenatalnych. Uważam, że medycyna nie może zastępować Boga. To przecież On daje życie i ma prawo o nim decydować. Upośledzone dziecko pozostaje dzieckiem, chce żyć i być kochane. Czy ktokolwiek ma prawo mu tego zabronić? Zmuszanie i namawianie kobiety do wykonania badań prenatalnych nie jest najlepszym pomysłem i myślę, że wymaga od niej bardzo konkretnego zachowania. Najlepiej otwarcie i jasno oświadczyć lekarzowi i mężowi, że taka sytuacja w ogóle nie wchodzi w rachubę, a jest jedynie źródłem napięcia i zdenerwowania. Obydwaj panowie powinni wyciągnąć z tego wnioski (każdy ze swego punktu widzenia). Stan odmienny jest dla autorki listu radosnym przeżyciem i tego trzeba się trzymać. Nie ma sensu pozwalać na ingerencje w największą ludzką tajemnicę. (Joanna)

Mężczyznom łatwiej...

Nie wiem, co bym zrobiła w podobnej sytuacji, i nie zazdroszczę jej autorce listu. To bardzo trudna decyzja, zwłaszcza, gdy tak silna jest presja ze strony lekarza, a co gorsza męża. Gdyby dziecku rzeczywiście coś było, on pewnie nie chciałby go przyjąć. Mężczyźnie pewnie łatwiej podjąć taką decyzję. Nie jest przecież od początku związany z maleństwem, nie ma między nimi tak silnej więzi, jaka od pierwszych dni wytwarza się między matką a rosnącym w niej dzieckiem. Trochę mnie denerwuje ta męska kategoryczność i forsowanie badań za wszelką cenę. Na pewno widzą, ile to kosztuje autorkę listu. Może jakimś wyjściem z tej sytuacji byłaby rozmowa z lekarzem, podczas której rodzice dowiedzieliby się, co konkretnie mają wykazać badania i jakie są realne zagrożenia dla dziecka. Ja zrobiłabym badania tylko wtedy, gdybym była absolutnie przekonana, że są niezbędne. Mam tu na myśli na przykład jakieś genetyczne choroby występujące w rodzinie. (Aleksandra)

Komentarz psychoterapeutki Zofii Milskiej-Wrzosińskiej

Potrzebna odważna decyzja

Ciążę chciałoby się przeżyć spokojnie, w dobrym nastroju, z nadzieją na szczęśliwą przyszłość. Ale mało komu tak się udaje. Mdłości albo nadwaga, targany rozterkami narzeczony, mędrkująca teściowa - na ogół oprócz brzucha dźwigamy coś jeszcze.

Najtrudniejsze, zwłaszcza w pierwszej ciąży są czarne myśli, wyobrażenia dotyczące nieznanego, które nadejdzie... Różnie sobie z tym radzimy. Jedne z nas próbują się dowiedzieć jak najwięcej, inne unikają wszelkich niepokojących informacji i starają się być dobrej myśli. Znałam wyznawczynię tego pierwszego stylu, która w ciąży przestudiowała wnikliwie podręcznik "Chirurgia noworodka", z kolei przedstawicielka drugiego podejścia nie chciała nawet, by lekarz wyliczył przewidywaną datę porodu.

Badania prenatalne mogą być źródłem ulgi lub niepokoju. Każda kobieta może zdecydować, czy woli wiedzieć więcej, ryzykując, że pozna bolesną prawdę i stanie wobec bardzo trudnej decyzji; czy woli nie wiedzieć nic, ryzykując, że prawda spadnie na nią nagle i postawi ją nieprzygotowaną w sytuacji bez wyboru. Wpływ na tę decyzję powinien mieć również mąż i starsze dzieci - bo w końcu to one kiedyś miałyby się zająć upośledzonym bratem czy siostrą.

Gdy przyszła matka rezygnuje z badań, nie oznacza to, że jest gotowa przyjąć upośledzone dziecko. Czasem woli po prostu stłumić niepokojące myśli i czekać, co los przyniesie. Z drugiej strony kobieta, która poddaje się badaniom, niekoniecznie czyni to z zamiarem pozbycia się niedoskonałego płodu. Może po prostu chce wiedzieć to, co wiedzieć można. Ale jeśli nawet dopuszcza myśl o usunięciu ciąży, z której narodzić by się miało nieuleczalnie chore dziecko, to nie oznacza, że jest wyrodną matką. Ma prawo do uznania, że ciężar byłby ponad jej siły.

Kobieta, która wkroczyła w okres zwiększonego ryzyka, a nie chce przeprowadzić badań prenatalnych, powinna poszukać w sobie przyczyn tej niechęci. Może ma pewność, że każdy obrót spraw jest dla niej do zaakceptowania i będzie potrafiła sprostać nawet najtrudniejszym okolicznościom. Wtedy rzeczywiście badania są zbędne. Ale większość nas nie ma w sobie tyle heroizmu. Jeśli nie chcemy badań, to raczej dlatego, że chowamy głowę w piasek i łudzimy się, że gdy o czymś nie myślimy, to tego nie ma. Czasem boimy się opinii różnych władców sumienia ferujących bezduszne wyroki. To nie są dobre powody! Decyzja o przeprowadzeniu lub zaniechaniu badań prenatalnych powinna wynikać z odwagi i jasnego myślenia, a nie z tchórzostwa.

Copyright © Agora SA