Akcja Szpital przyjazny rodzicom: głos rodziców

Pobyt w szpitalu to ogromne przeżycie i dla dziecka, i dla jego rodziców. Wraz z wami chcemy zastanowić się, co można zmienić w polskich szpitalach pediatrycznych, by były one bardziej przyjazne dla małych pacjentów i ich rodziców.

Najlepszy szpital

Jestem mamą sześcioletniej Hani, która półtora roku temu zachorowała na bliżej nieokreśloną chorobę autoimmunologiczną.

Trafiłyśmy na oddział neurologii w szpitalu dziecięcym przy ul. Marszałkowskiej w Warszawie. Zaczęto Hanię natychmiast diagnozować, ja dostałam rozkładane łóżko polowe i szafkę. Nie ma ich dla wszystkich, ale w awaryjnej sytuacji zawsze coś się znajdzie. Zostałyśmy tam na wiele tygodni i wielokrotnie wracałyśmy. Lekarki na tym oddziale są nie tylko niewiarygodnie kompetentne, ale także miłe, ludzkie i wyrozumiałe. Cierpliwie odpowiadają na wszystkie pytania i wspierają w bardzo trudnych chwilach. Nie zawsze mają czas, ale wystarczy w przelocie poprosić o rozmowę, a na pewno nie zapomną. Nigdy nie byłam traktowana jak wróg, byłam dla nich źródłem informacji o małym pacjencie, a także największą pomocą.

A pielęgniarki? Życzę wszystkim takiej opieki na oddziale! Serdeczne podejście do dzieci i traktowanie dzieci jak dzieci. W razie potrzeby zawsze mogę wyjść z oddziału i wiem, że córka jest zaopiekowana i poprzytulana przez swoje "Ciocie".

Warunki lokalowe oddział ma przyzwoite, ale oczywiście chciałoby się lepszych. Pamiętajmy jednak, że to nie łazienki i krzesełka świadczą o tym, czy miejsce jest przyjazne dla dzieci i rodziców, ale ludzie. A lekarze i pielęgniarki na tym oddziale powinni dostać medal. Bo nie zapomnieli, że są dla dzieci (i ich rodziców). To nie jest jedyny szpital dziecięcy, który odwiedziłam, ale tylko ten zasługuje na taką laurkę.

Wiele zależy od... samych rodziców

Pierwsza wizyta w szpitalu dziecięcym na ul. Niekłańskiej w Warszawie. Wybraliśmy go mimo znacznej odległości od domu, bo nam go polecono.

Synek ma półtora roku, podejrzenie zapalenia płuc. Przerażone dziecko, przerażeni my. Pan doktor na izbie przyjęć po obejrzeniu USG jamy brzusznej, zbadaniu brzuszka synka, nie zawracając sobie głowy rozmową z nami, dzwoni na oddział alergologii i mówi do słuchawki: "Mam tu dziecko do przyjęcia, to jakaś choroba krwi" Przychodzi drugi lekarz, bada synka i dziwi się diagnozie (przypomnę, że przyjechaliśmy z gorączką i kaszlem ). Zostajemy na oddziale, podejrzenie wirusowego zapalenia oskrzeli. Rodzice na alergologii mogą zostać z dziećmi, mąż przywozi więc polówkę i śpię obok łóżeczka synka. Rodzice mogą też wypożyczyć materac z szatni szpitalnej, śpią wtedy pod łóżkami dzieci. Dziewczyna obok śpi z synkiem w jego łóżku. Kiedy wchodzi pielęgniarka, siada na krześle i tak drzemie. Synkowi chcą podać antybiotyk. Pytam, że skoro wirus, to czy trzeba, przecież antybiotyk nie działa na wirusy. Obywa się bez antybiotyku. Pytam, czy gorączka nie jest spowodowana trzydniówką, bo po obserwacjach w domu na to mi wyglądało. Próbuję też dowiedzieć się, o co chodziło lekarzowi, który bez badań krwi stwierdził chorobę krwi Nie dostaję odpowiedzi, machnięcie ręką, że to nic. Po trzech dniach wysypka na brzuszku - dr Google miał rację, trzydniówka

Pielęgniarki są miłe, lekarze na oddziale też w porządku. Dzięki mojej Mamie, która przyjeżdża do nas z Lublina, mogę pojechać z mężem do domu, zjeść obiad i wziąć prysznic. Po tygodniu wychodzimy, nie podejrzewając, że wrócimy tu za pół roku.

Druga wizyta w szpitalu na ul. Niekłańskiej. Podejrzenie zapalenia płuc. Horror na sali. Drugi pacjent ma rok, nadwagę, palącą jak komin matkę, rozgadanego wujka i babcię. Tym razem antybiotyk - stan synka o wiele cięższy. Młody z nadwagą ma gości non stop przez osiem godzin. Ciągle rozmawiają, jedzą, pasą swoje dziecko (moje nie śpi w dzień z powodu ciągłego trajkotania sąsiadów). Jego mama biega w klapkach na 15-stopniowy mróz na papierosa, przeziębia się i kicha prosto na nas, dziwiąc się moim protestom Lekarka prowadząca nie reaguje na moje prośby o przeniesienie do innej sali.

Sam oddział jest czysty, rodzice są traktowani dobrze, jednak małe sale utrudniają nocowanie dwóch osób. Mam szczęście, że mama młodego śpi na materacu pod łóżkiem, ja mogę rozłożyć polówkę. Synek czuje się na tyle dobrze, że dostajemy wypis, bo jeden dzień dłużej i ja zostanę odwieziona do szpitala

Trzeci pobyt w tym samym szpitalu - po kolejnym roku. Mamy szczęście - sala dwuosobowa cała nasza. Teraz już, jako weterani, przechodzimy leczenie (prawie) bezstresowo.

Czas na zmiany

W ubiegłym roku nasza córeczka trafiła z zapaleniem dróg moczowych na oddział pediatrii Szpitala Wojewódzkiego nr 2 w Rzeszowie im. św. Jadwigi Królowej.

Pierwsze, co rzuciło mi się w oczy, to łóżeczka dla małych pacjentów - zadrapane i brudne metalowe belki pamiętające chyba czasy głębokiego PRL. Nasze dziecko musiało spędzić na oddziale kilka dni, zastanawiałam się więc, gdzie będę spała. Okazało się, że jest jedno wolne łóżko polowe, ale jego wielkość nie pozwalała na rozłożenie go, bo sala była bardzo mała. Musieliśmy przenosić stolik, który tam stał, aby łóżko się zmieściło. Po drugim dniu do pokoju doszła inna mama z dzieckiem i znów trzeba było kombinować, jak wszystko poukładać, aby w miarę było czym oddychać i aby wszyscy się zmieścili. Mam wrażenie, że więźniowie czasem mają więcej miejsca i lepsze warunki. Koniec był taki, że nasze dziecko wyszło ze szpitala z katarem i przeziębieniem.

Rodzice, jeśli możecie, trzymajcie się jak najdalej ze swoimi dziećmi od takich szpitali!

Zmieńmy to, co możliwe

"Wysokie Obcasy" z Fundacją MaMa i pod patronatem Rzecznika Praw Dziecka w listopadzie 2014 roku ruszyły z akcją "Szpital Przyjazny Rodzicom":

Chcemy zawalczyć o lepsze warunki dla rodziców przebywających na oddziałach ze swoimi dziećmi i egzekwować zmiany dotyczące zaplecza medycznego od NFZ. Chcemy zwrócić uwagę na prawa, jakie mają rodzice na oddziałach pediatrycznych, by wspólnie z nimi i środowiskiem medycznym stworzyć standardy dobrego postępowania. Chcemy, by rodzice wiedzieli, jakiej pomocy mogą oczekiwać od pielęgniarek i lekarzy. By rodzice mogli skupić się wyłącznie na swoim dziecku, by nie dręczyły go dodatkowe problemy. Chcemy także, by była przestrzegana Europejska Karta Praw Dziecka w Szpitalu, która tworzy pożądany model zachowania.

Zdarzyło Ci się spać na karimacie pod łóżkiem swojego dziecka w szpitalu? Masz doświadczenia z oddziału dziecięcego? Wesprzyj naszą akcję i przekaż na nią 1 proc. podatku! Fundacja Agory od kilku lat prowadzi akcję "Leczyć po Ludzku". W jej ramach środki z 1 % zebrane w 2015 roku Fundacja przeznaczy na projekt Szpital Przyjazny Rodzicom i inne akcje społeczne "Gazety Wyborczej". KRS 0000210120

Więcej o:
Copyright © Agora SA