Ojciec na wychowawczym

Michał, Justyn, Paweł - ojcowie na wychowawczym. Dlaczego poszli na urlop? Jak sobie radzą? Czy są zadowoleni ze swojej decyzji?

Nowoczesny apartamentowiec. Równowagę szpaleru mahoniowych drzwi i wycieraczek z włókien kokosu burzy dziecięca spacerówka. Ostatnio do Michała zapukał komitet blokowy: "Koła wózka nieustannie są zabłocone. Prosimy wycierać po każdym spacerze".

- Próbowałem się tłumaczyć - mówi Michał, trzydziestotrzyletni informatyk, który od półtora roku jest na urlopie tacierzyńskim. - Od kiedy zajmuję się córką, nawet zębów czasem nie umyję, a co dopiero mówić o wycieraniu wózka. Nie zrozumieli. Doliczyli do czynszu 30 zł. Płaciłem już za to, że Zojka chodziła po trawniku, za to, że namalowała słońce na chodniku, zapłacę i za to. Wiem, że ich nie przekonam. Dopóki nie byłem nianią swego dziecka, sam mało rozumiałem.

Niewolnictwo organizera

O mieszkaniu Michał mówi: gawra egoisty. Sto metrów, minimalizm, sterylność. Jasne kanapy, szklane stoły, w łazience kabina prysznicowa z biczami wodnymi.

- Nie wierzyłem żonie, że wanna się przyda, gdy przyjdzie nam kąpać dziecko - mówi. - Jakie dziecko? - myślałem. - Burzyłem ściany, łączyłem pokoje. Dom był moim oczkiem w głowie.

Złościłem się, kiedy żona oklejała brzegi stołów gąbką, kiedy przykryła narzutą kanapy. Pouczałem, że odpowiednio pilnowane dziecko nie powinno: rzucać kompaktami, wyciągać garnków z kuchennych szafek, mazać czekoladą po ścianie... Kłóciliśmy się nieustannie.

O swoim życiu sprzed Zosi Michał mówi: niewolnictwo organizera. Kwiecień - synergia menedżerów firmy, maj - delegacja do Stanów, lipiec - surfowanie w Zatoce Puckiej, sierpień - dwa tygodnie na Malcie z Agatą, wrzesień - test ciążowy Agaty. Pozytywny. Październik - wybór ginekologa, luty - pierwsze USG...

- Porządek w notesie kończy się z narodzinami Zosi - mówi. - Nie poznawałem siebie, bo zawsze byłem systematyczny i konsekwentnie realizowałem każde postanowienie. Studia, praca - nawet żona była dokładnie taka, o jakiej marzyłem.

Planowanie - bajanie

Justyn Bilski, tata jedenastomiesięcznego Mikołaja, pomyślał, że kiedy mały dziś zaśnie, poczyta albo zajrzy do internetu. W końcu zrobi coś dla siebie! Od kiedy poszedł na urlop wychowawczy, nie ma czasu. Budzi się z małym, zasypia z małym, nawet goli się przy nim. Na raty. Bo co chwila ratuje małego z opresji.

- Da, da, da... - krzyczy Miki na całą łazienkę. - Tata, da, da!

- Ubieram się, jak popadnie - mówi Justyn. - Właściwie już niczego nie prasuję. Czasem łapię się na tym, że mam skarpetki nie do pary.

Kiedy jeszcze pracował (był przedstawicielem handlowym), złościł się, że żona z niczym się nie wyrabia. Cały dzień w domu i taka zmęczona!

Ufff, udało się! Mikołaj śpi. Jak zwykle w południe. Justyn siada w fotelu. Szpera w koszu z gazetami. "News- week" sprzed miesiąca. Może być. Cokolwiek. A może skończyć się golić?

Zaraz, zaraz... szmer w pokoju małego: "Wstało maleństwo! Wyspałeś się? Cudownie!".

- Planowanie - bajanie - mówi.

Lekarz czy ojciec?

Pobudka o siódmej, szybko! Ula musi zdążyć do przedszkola. Dobrze, że to blisko. Paweł wyrabia się w piętnaście minut. Żona zbiera się do pracy. Mały Julek jeszcze śpi. Można wziąć prysznic, posprzątać rozrzucone poprzedniego dnia zabawki, umyć kubki wrzucane cały dzień do zlewu.

Juliusz ma czternaście miesięcy, od początku śpi z nimi w łóżku. Jak inaczej? Ich czteroosobowa rodzina zajmuje jeden pokój w mieszkaniu babci. Łóżeczko dla Julka za nic by nie weszło. Ledwo zmieścili amerykankę Uli. Dobrze, że to przedwojenne budownictwo. Do sufitu trzy metry. Można było obudować ściany półkami: tysiące kompaktów, kolekcja książek medycznych Pawła (jest neurologiem), prawniczych podręczników Małgosi (jest dyplomowanym urzędnikiem), pluszaków Uli.

- Kiedy urodziła się córka - mówi Paweł - robiłem specjalizację. Cały dzień na oddziale, wieczory w karetce. Wziąłem urlop, żeby być przy porodzie, ale Ula urodziła się dwa tygodnie po terminie, akurat gdy musiałem wracać i odrabiać dyżury z całego miesiąca.

Byłem lekarzem. Ojcem bywałem. To nie tak miało wyglądać - myślałem, wspominając dzieciństwo. Mama była lekarzem. Kariera zawodowa zajmowała jej cały czas. Ojciec tego nie wytrzymał. Rozwiedli się. Pamiętam wielką samotność. Pamiętam, jak przysięgałem sobie, że będę inny. A tu co? Dorabianie do szpitalnej pensji (1200 zł) w prywatnych przychodniach. Zmęczenie. Brak cierpliwości do siebie, do żony, do dzieci. Otwieranie cichcem drzwi wejściowych nad ranem, żeby ich nie obudzić. Dzwonienie w ciągu dnia: "Halo, Ula? Tu tata. Daj jej słuchawkę, niech mnie usłyszy. Nie chce?". Jezu, jak to bolało!

Tak będzie sprawiedliwie

Michał jest z Zojką od roku.

- Mieliśmy dwie nianie - wspomina. - Pierwszą wyrzuciliśmy po dwóch miesiącach, gdy przyszedł rachunek za telefon. 800 zł plus VAT. Dzwoniła z naszego aparatu do syna w Stanach. Druga po miesiącu zażądała podwyżki, bo Zojka okazała się rozpuszczona i zbyt ciężka, żeby ją ciągle nosić na rękach.

Na babcie nie było co liczyć. Obydwie wciąż pracują. Urlop wychowawczy zaproponowała Michałowi Agata. Uważała, że tak będzie sprawiedliwie. Ona już raz zrezygnowała z pracy. Jest specjalistą od marketingu. Na macierzyńskim jęczała, że się nie rozwija, że znajomi się od niej odwracają, bo ona potrafi już tylko o dziecku mówić.

- Właściwie nie miałem na to ochoty - mówi Michał. - Jestem zwolennikiem tradycyjnego podziału ról. Ale byłem już zmęczony balansowaniem między stresem w domu a stresem w pracy. Zgodziłem się. Myślałem: "Odpocznę".

Justyn Bilski jest z Mikołajem od października.

- To była decyzja finansowa - mówi. - Żona jako wykładowca akademicki zarabia dwa razy tyle co ja. Moja pensja wystarczyłaby tylko na nianię. Poza tym na wychowawczym miałem skończyć studia - został mi rok historii.

Paweł Polański jest z Juliuszem od ośmiu miesięcy.

- Postanowiłem uporządkować swój świat - mówi. - Wyszło, że rodzina jest najważniejsza. Etat w państwowej służbie zdrowia był niewolnictwem. Pracuję na zlecenie. Na codzienność wyrabiamy, nawet na wakacje udaje się odłożyć. Z Julkiem w lecie chodziliśmy po Tatrach.

To była nasza premiera

Agata wyjechała w delegację.

- Miałem wszystko przygotowane - wspomina Michał. - Szczoteczki, słoiczki, serki, kubeczki, ubranka. Wiedziałem - zasypia koło południa, potem obiad, plac zabaw... Nie chciała jeść w krzesełku - pluła na dywan. Głodna jest! Głodna! - myślałem i wciskałem jej kolejną łyżkę zupy. Ona się darła. Kąpiel? Nie! Spanie? Nie! Byłem bezradny. Krzyczałem: Nie bierz! Nie ruszaj! Zostaw! W końcu sam otworzyłem jej szafkę z kompaktami.

- Mały miał pół roku. Jeszcze dobrze nie siedział. Bałem się go trochę - wspomina Justyn Bilski. - Myślałem, że go uszkodzę. Nie wiedziałem, kiedy pielucha jest naprawdę mokra. Zmieniałem co godzina. Generalnie: podnieś go, postaw, daj soczek, podnieś, postaw, nie tutaj, tam, nie tam, na parapecie, o, mucha, sio. Brudna buzia, umyć, nie chcesz umyć?

Kiedy zasnął, miałem szum w głowie. Siedziałem i czekałem, aż się obudzi.

- Juliusz wkładał mi łapkę pod koszulę - wspomina Paweł Polański. - Szukał cyca. Szperał tak kilka godzin, w końcu zaczął płakać. Ale jak! Nie mogłem go uspokoić. Ubraliśmy się i poszliśmy do Małgosi do pracy. Do cyca.

Krok za nim

Zojka jest uparta, jak coś sobie wymyśli, nie ma zmiłuj się.

- Początkowo od walczenia z nią bolało mnie całe ciało, jak po intensywnym treningu na siłowni - mówi Michał. - Kiedyś jakaś babcia w piaskownicy nie wytrzymała: "Niech pan jej nie tresuje. Nikt nie lubi, gdy się go zmusza! Założę się, że pan też!". Fakt! Nawet teraz, stary koń, nie dam się przekonać mamie, że w kalesonach jest cieplej i zdrowiej. Nie noszę, bo mi przeszkadzają. A co przeszkadza Zojce? Gumki w pasie. Popuszczamy luźno, bo nic nie może jej uwierać. Kaszka. Nigdy jej nie lubiła. Co lubi najbardziej? Książki o Misiu Czarodzieju. Spaghetti z łososiem. Przecier z moreli.

Mikołaj stawia pierwsze kroki przy łóżku. Ostatnio był z tatą na spacerze w lesie. Robili zdjęcia. Przyglądali się drzewom. Kora jest teraz wilgotna, pokryta porostami. Przyglądali się ptakom. Wróbel, sikorka, wrona, sroka... A ten z niebieskim brzuszkiem? Trzeba będzie sprawdzić w encyklopedii.

- Wcześniej częściej wędrowałem po internecie niż po polach - mówi Justyn. - Przy Mikołaju nauczyłem się patrzeć na najprostsze rzeczy. Wyciszyłem się, jestem bardziej cierpliwy. Ostatnio wywrócił kwiatek w doniczce. Bawił się ziemią. Kiedyś bym krzyczał. Dzisiaj nie interweniowałem, dopóki nie chciał jej zjeść. On przecież tak poznaje świat. Potem razem pozamiataliśmy. Na przyszłość niech wie, co się z tym robi.

Julek się cieszy. Zwiał tacie na schody. Będzie się wspinał. Paweł go asekuruje. Z trzeciego piętra na parter, z parteru na trzecie. Jak się zmęczą, zasypiają razem wtuleni w siebie na łóżku.

- Chciałbym, żeby zawsze czuł, że jestem o krok za nim - mówi Paweł. - Kiedy będzie się tłukł z kolegami, kiedy rzuci go dziewczyna, kiedy będzie zdawał na studia. Niech wie, że zawsze może przyjść i nie będzie odtrącony.

Misiek się taki zrobiłeś!

- Mam problemy z organizacją - mówi Justyn. - Kiedy wieczorem mały zaśnie, nie przyjdzie mi do głowy, że trzeba posprzątać, bo rano na nic nie będzie czasu. Żona potrafi zaplanować tygodniowy jadłospis, pamięta, że trzeba umyć wannę. Łapię się na tym, że ona się krząta, a ja czytam gazetę. Głupio mi się robi. Ostatnio przeprosiłem ją za wymówki, które jej kiedyś robiłem. Powiedziałem: "Dopiero teraz doceniam, jak harowały nasze mamy - bez pampersów, bez słoiczków".

- Przy dziecku nabrałem pewności siebie - mówi Paweł. - Czuję, że to, co robię, ma sens. Kiedyś wstydziłem się, że żyjemy skromnie. Myślałem nawet o emigracji. Dziś przyjaciele zazdroszczą mi, gdy opowiadam o radości bycia z dzieckiem. Mówią: "Stary, ja od rana do nocy jestem poza domem. Żona się już do mnie prawie nie odzywa. Dzieci są sztywne, gdy siadamy w niedzielę do stołu. Ale nie mam odwagi, stary, by to zmienić".

- Dojrzałem - mówi Michał. - Czuję różnicę między "mieć dziecko" a "być tatą". Dawni koledzy przestali do mnie dzwonić. Kilka razy odmówiłem wyjścia na piwo, kilka razy musiałem przerwać rozmowę telefoniczną, bo Zojka coś na siebie zwaliła. Nie mam się czym pochwalić - nie pobiłem własnego rekordu w czasie rannego biegania, nie zdobyłem cudem biletów na koncert Metalliki. Żona wyrzuca mi: "Zmieniłeś się!", "Misiek się taki zrobiłeś!". I gniewa się na mnie za to. Wyrywa mi Zojkę: "Kąpiel" - krzyczy, kiedy my w najlepsze jeszcze się bawimy. Tłumaczę: "Głupio być zazdrosną o własne dziecko!". Trzaska wtedy drzwiami i krzyczy, że ktoś przecież musi mieć w tej rodzinie jaja i zarabiać na dom.

Więcej o:
Copyright © Agora SA