Karol Wiśniewski: O dziwo, koledzy reagują lepiej niż koleżanki. Mniej się dziwią, aczkolwiek z mojego grona znajomych nikt na takim urlopie jeszcze nie był. Naturalne jest, że idzie mama. Za to koleżanki dziwią się bardzo i pytają, czy się nie boję.
Zareagowali bardzo pozytywnie. Znalazłem zastępstwo dla siebie na ten czas, bo to było w moim interesie. Poradzą sobie. Bardziej się martwię, jak ja się będę czuł przez tyle czasu bez pracy. Pierwszy raz od przeszło dwudziestu lat! Pewnie na początku jest przyjemnie, bo nic nie musisz, jest dużo wolnego.
Jeszcze niedawno pracowałem po 14 godzin na dobę. Teraz powoli przygotowuję się do nowej roli i pracuję po kilka godzin, a pół dnia spędzam z dzieckiem. W weekendy dłużej. Żona wróciła do ćwiczeń fizycznych - gdy ja jestem z małą, może sobie na to pozwolić. Spędzanie 24 godzin z dzieckiem to nie jest łatwa sprawa. Jest stres, nie ma w ogóle czasu dla siebie.
Z tym na razie jest łatwo. Mała jest karmiona piersią, ale je też pokarm z butelki. Odciągamy i zamrażamy pokarm. Więc jeśli mamy nie ma dłużej niż trzy godziny, daję radę sam.
Na początku miałem problem ze wszystkim. To pierwsze dziecko, żona miała nieplanowaną cesarkę. Na korytarzu dostałem pierwszy małą na ręce i wiadomo: z jednej strony ogromne szczęście, ale z drugiej od razu tysiąc pytań. Co robić? Wszystkiego stopniowo się uczyliśmy. W szpitalu zostaliśmy przez kilka dni we trójkę. Bardzo pomocny był personel. Na to nie możemy narzekać. W końcu dostaliśmy wypis, wróciliśmy do domu. I pierwsze dni to był hardcore. Na nowo trzeba ułożyć plan dnia, ale dzień się miesza z nocą. Nie wiedzieliśmy, co się dzieje. Na miejscu nie mamy dziadków ani rodziny. Wizyta położnej środowiskowej wprowadziła większy zamęt niż porządek. W końcu jednak wszystkiego się uczysz.
Bardziej martwią mnie problemy długofalowe: o choroby, o własny pokoik dla niej. Albo: czy potem dostaniemy żłobek. Jakoś nie boję się, że sobie nie poradzę. Teraz zostaję z małą i jest fajnie, to będzie też fajnie na urlopie. Aczkolwiek widzę po żonie, że czasami po całym dniu, gdy mała jest wyjątkowo kapryśna, ma po prostu dość. Zdaję sobie sprawę, że też mnie to czeka.
Mała jest coraz bardziej komunikatywna. Siedzi sobie w leżaczku, "rozmawiamy", ma swoje ulubione zabawki. Bawimy się, dopóki się nie znudzi. Wtedy biorę ją na ręce, spacerujemy po pokoju, pokazuję lustro, światło.
Bardzo fajna jest mata edukacyjna, korzystamy z niej od trzeciego miesiąca. Ma tam zawieszone zabawki, sięga po nie, uczy się przewracać na bok.
Na spacery chodzimy, ale raczej w weekendy. W tygodniu zostajemy razem wieczorami.
Wiadomo, że głównie żona zostawia gotowy zestaw ubrań. Potrafię je założyć, choć na pewno idzie mi to wolniej niż jej. Raz mała zasnęła mi przy ubieraniu, więc chyba faktycznie robiłem to bardzo powoli, skoro się tak zmęczyła.
Ale parę razy musiałem sam o wszystko zadbać i udało się. Kiedyś nawet zrobiliśmy żonie niespodziankę i pojechaliśmy do niej w odwiedziny na konwencję fitness. Wtedy sam musiałem wszystko zaplanować od początku do końca.
Zastanawiam się, jak to będzie zimą. Jak poznać, ile ubrań założyć, żeby nie było za zimno ani za ciepło. Mama na razie spędza z nią więcej czasu, więc przychodzi jej to naturalnie.
Spodziewam się tego. Pół roku to bardzo dużo czasu. Ona będzie inna w 7. miesiącu, a inna w 12.
Potrafi się zmienić w dwa tygodnie, a co dopiero w sześć miesięcy. Ale taka kolej rzeczy. Tak się podzieliliśmy opieką. Coś mnie ominęło teraz, na moim urlopie przeżyję inne rzeczy.
Też widzę duży opór żony przed powrotem do pracy. Już dostaję sygnały, że może odłoży swój powrót... Wyraźnie chce odwlec rozłąkę z dzieckiem.
Poradzę sobie. Problemy pewnie będą się pojawiać, ale zostaję już przecież czasami na kilka godzin.
Na pewno będziemy chodzić na spacery. Mała na początku śpi, w końcu się budzi. Przekładam ją w nosidełko i jest szczęśliwa. Wszystko może obserwować, podoba się jej, że dużo się dzieje. Woli nosidełko od wózka.
Zacząłeś już w wieku sześciu miesięcy?
Boję się jeszcze, że będzie taka zima, że trudno będzie wyjść na spacer.
Jestem o to spokojny. Po narodzinach Alicji nie miałem do tego głowy, ale stopniowo wróciłem do formy. Teraz prawdopodobnie będę trenował o szóstej rano, gdy jeszcze żona będzie w domu.
Myślę, że to po prostu kwestia organizacji czasu. W końcu mówi się, że rodzice są mistrzami organizacji.