Nudności

Nuda to jest coś bardzo ważnego. Coś bardzo cennego. Bo nuda to jest stan, w którym zaczynamy myśleć. Kombinować. Tworzyć.

- Tato, ja nie wiem, co mam robić - mówi Franek dramatycznym tonem.

- Możesz się pobawić, synku.

- Ale ja nie wiem jak.

- To wymyśl coś.

- Ale ja nie wiem co.

- No, to poczekaj chwilę, a coś ci przyjdzie do głowy.

- Nic mi nie przychodzi.

- To poczekaj jeszcze chwilę.

- Ale ja się nudzę

- No to bardzo dobrze - mówię, mając w głowie to, co usłyszałem od pani Marii Mach, dyrektorki Krajowego Funduszu na rzecz Dzieci. Czyli takiej organizacji pożytku publicznego, która zajmuje się pomocą dla dzieci wybitnie zdolnych. Nie to, że moje są jakieś wybitnie zdolne, po prostu się spotkaliśmy i rozmawialiśmy.

- Pozwólmy się dzieciom nudzić - powiedziała pani Maria Mach i trudno się z nią nie zgodzić. Choć nuda oczywiście nie kojarzy się z czymś przyjemnym.

Mnie osobiście natychmiast przychodzi do głowy kabina deprywacyjna. Czyli takie miejsce odcięte od bodźców. Albo że jestem na wakacjach. Na przykład nad morzem. Mija drugi, może trzeci dzień i mimo że świeci słońce, morze jest wciąż przyjemnie ciepłe, a delikatny wietrzyk rozwiewa włosy, nagle, nie wiadomo skąd, zaczyna mi być źle.

Czegoś mi brakuje. Coś bym zrobił. Ale nie wiem co. Zupełnie jak Franek.

I w środku pojawiają się tak jakby mdłości.

Nie lubię tego stanu, więc rozglądam się za czymś, czym mógłbym się podkręcić. No bo przecież na co dzień się tyle dzieje. Praca, dzieciaki, żona, zakupy, rachunki, ogródek, książka, bieganie - czas wypełniony od rana do nocy. Do tego stopnia, że czasem prawie nie starcza go na sen. A teraz co?

Mogę wskoczyć do wody i zacząć pływać. Ale ile można? Mogę poczytać książkę, ale też mam dość. A mdłości narastają. No, to może pokłócę się z żoną - to też jest dość stymulujące. Franek w każdym razie wybrał to ostatnie rozwiązanie. Żony co prawda nie ma, ale ma przecież mnie, swojego tatusia kochanego. Zaczyna się więc awanturować, krzyczeć, płakać, tupać, a nawet wierzgać.

Bardzo często nie pozwalamy się dzieciom nudzić właśnie dlatego, że wtedy rozpętuje się pandemonium. No, to włączamy im telewizję. Komputer. Tablet

Jestem dużo od Frania starszy, dużo bardziej doświadczony, więc wiem, że to przechodzi. To znaczy wiem, że jeśli przejdę przez czas tych nieprzyjemnych mdłości, nie ulegnę pokusie, by jakoś je zagłuszyć, to za chwilę w mojej głowie pojawi się coś niespodziewanego.

Pojawi się pomysł!

I wtedy może - tak jak Tosia - zbuduję robota. Albo zacznę projektować latający plecak.

Albo tak jak Franio, obrażony wielce, pójdę do pokoju i tak z braku laku, z nudy właśnie, znajdę pod łóżkiem zabawki, o których już zapomniałem. I, po pierwsze, bardzo się ucieszę, a po drugie, zacznę się nimi bawić. Tak jak nigdy wcześniej tego nie robiłem.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.