Oglądaliśmy jakiś film, może to była "Mulan". Powiedziałem coś w rodzaju:
- Nieźle sobie dziewczyna radzi. Prawdziwy z niej rycerz.
- Rycerka. - Tośka natychmiast mnie poprawiła.
I robi tak za każdym razem, gdy nie używam jej zdaniem odpowiedniej formy. Czyli zmiana w języku już się dokonała. Dla niej bardzo ważna. Nie ma się więc co zastanawiać, marudzić, że słowa typu: "rycerka", "kibolka", "żołnierka", "psycholożka" niezbyt dobrze brzmią.
W ogóle niesamowita jest ta dziecięca intuicja językowa. To, co one ze słowami robią. Jak ich używają.
Łączą.
Zarówno ja, jak i moja żona nie jesteśmy katolikami, nasze dzieci nie są ochrzczone, co nie znaczy, że nie wiedzą, kto to jest Jezus.
- Jezus to jest Bóg - tłumaczą.
- A skąd to wiecie?
- W przedszkolu nam powiedzieli. W szkole. Poza tym dziadek i babcia o tym nam mówili.
Dziadek i babcia są katolikami. Praktykującymi. I trochę ich to nawet boli, że dzieci są nie ochrzczone, chowane jak poganie. Tak więc nie da się żyć w Polsce i nie słyszeć o Jezusie. Tak samo, jak nie da się żyć w Polsce i nie słyszeć o Piłsudskim.
- Piłsudski był szefem Polski - mówi Franio.
- I miał konia, który nazywał się "Kasztanka" - dodaje Tosia.
- Kobyłę. - Wprowadzam nowe słowo. - Kobieta koń nazywa się kobyła.
- Kobyła. - Franio się śmieje.
- Kobyła "Kasztanka". - Tosia też się śmieje.
- A skąd wy w ogóle wiecie o Piłsudskim?
- W przedszkolu nam powiedzieli. W szkole. Poza tym dziadek i babcia o tym nam mówili.
A potem mija jakiś czas, nadchodzi listopad, a wraz z nim święto odzyskania niepodległości. I słowo "Piłsudski" - w tak zwanej przestrzeni publicznej - pojawia się dość często.
A potem nadchodzi Boże Narodzenie i to samo zaczyna się dziać z "Jezusem".
Rezultat?
Oglądamy książkę o piratach. Dziadek im ją kupił. A zrobił to w drodze na spotkanie z prezydentem Komorowskim. Tak, tak, nasze dzieci były na spotkaniu z prezydentem i może kiedyś wam o tym opowiem, ale teraz ważne jest tylko to, że idąc na to spotkanie, dziadek zaparkował przy placu Piłsudskiego. I potem o nim im opowiadał. Ważne jest też to, że przed spotkaniem, korzystając z wolnej chwili, zaprowadził je do kościoła.
"Jezus" i "Piłsudski".
No więc oglądamy książkę o piratach. Na jednej ze stron barczysty, brodaty, długowłosy mężczyzna w bandanie. Przystojny, silny, charyzmatyczny.
- Jezus Piłsudski! - krzyczy Tosia.
Genialne!
Czy ktoś z was kiedykolwiek słyszał o lepszym, bardziej polskim połączeniu?