Związki partnerskie nie są jałowe. Jałowe to mogą być waciki!

Związki partnerskie są ostatnio mocno na tapecie. Najwięcej na ich temat wypowiadają się zatwardziali mężowie i żony sejmu i senatu. Mnie, na własną odpowiedzialność, przypadło być w takim związku. O dziwo mój partner jest płci odmiennej. Nie zmienia to faktu, że wg społeczeństwa (tak twierdzą media) tkwimy w związku jałowym.

"jałowy" (za słownikiem PWN)

1. "nieurodzajny"

2. "pozbawiony sensu, wyrazu"

3. "pozbawiony drobnoustrojów"

4. "o pokarmach: bez smaku"

5. "o samicy zwierząt: niepłodna"

Zdania większości pewnie nie zmienię pisząc, że związek jałowym do końca nie jest. Jakoś tak od niechcenia, niby przy okazji, zdarzyło nam się dziecko. Ponieważ nie jesteśmy małżeństwem więc nie mogłem sobie pozwolić na rozwód i spokojne życie z dzieckiem dostępnym tylko 2 razy w tygodniu.

Związek partnerski to silne zobowiązanie, którego nie rozwiąże żaden sąd czy inny urząd (zobaczymy, jak to będzie jak spłacimy kredyt).

Dziecko, jako element wspólny jałowego związku, zobowiązuje dodatkowo. Nie posiadając udokumentowanego aktu miłości nie mogę się zachowywać jak typowy ojciec tylko jak domniemany reproduktor. Nie przysługuje mi siedzenie przed telewizorem z piwem, bezkarne bekanie oraz wszelka inna władza samca alfa. Patriarchat przeszedł mi koło nosa. Za to gdyby moja partnerka pokazała się z siniakiem w pracy, nikt by jej nawet nie zapytał, co się stało, bo to oczywiste, że "Konkubent Marcin S. w trakcie libacji alkoholowej pobił konkubinę X, matkę ich 4-letniego dziecka".

Partnerstwo, jak sama nazwa wskazuje, wymaga równego poświęcenia i zaangażowania w każdej sferze życia. Co tyczy się również wychowywania dziecka.

Dla przykładu, przez pierwsze dwa lata do maleństwa wstawaliśmy na zmianę, dzięki czemu, każde z nas było równie niewyspane. Nie karmiłem piersią, ale przy piersi (na zmianę). Przewijałem, kąpałem, ubierałem, tuliłem, nosiłem i podcierałem - partnersko.

Nawet butelek nie mieliśmy jałowych!

W kraju, w którym co czwarty mąż nieświadomie wychowuje nie swoje dziecko, nadal istnieje domniemanie ojcostwa. Czyli jak założyłeś złoty krążek na palec, to czy twoje czy nie twoje z automatu stajesz się ojcem. Ja po 11 godzinach siedzenia w szpitalu, uroczystym "przecięciu wstęgi" (jak ja chciałem pójść na piwo!) ojcem nie byłem! Nadal byłem tylko partnerem.

Ziemia jałowa ma jednak swoje zalety. W przypadku rodziny patologicznej (takiej jak moja) przysługuje mi kilka ulg. Np. nie muszę bić swojej konkubiny oraz być na bezrobociu, żeby dostać miejsce w przedszkolu - w świetle naszego prawa moja partnerka jest postrzegana jako matka samotnie wychowująca dziecko. Trzeba jej więc pomóc. Przysługuje nam także becikowe - finansowe remedium na problemy młodych rodziców. Mając w perspektywie tysiąc złotych jałmużny i 500 tysięcy zł do wydania w ciągu najbliższych 12-14 lat, sam mam ochotę się wyjałowić.

Ludzie, którzy swoimi "aktami" blokują mi erekcje i powodują napędzanie przemysłu gumowego i farmaceutycznego, nie mają prawa mówić o jałowości związków. Związek nie jest jałowy, dlatego że tworzą go ludzie bez ślubu czy innego poświadczonego notarialnie dokumentu potwierdzającego miłość. Jałowy to jest mój związek z NFZ, za każdym razem, gdy z dzieckiem w 40 stopniowej gorączce mam iść do lekarza. Moje lędźwie wyjaławiają się za każdym razem, gdy pomyślę o pierwszych trzech latach braku wsparcia po stronie kraju. Wszystko smutnie zwisa mi, gdy pomyślę o pieniądzach, jakie oddałem w podatkach na pensje tych, których umysły są wyjałowione.

Jeszcze kilka lat temu mówiono o turystyce aborcyjnej. Potem nastała fala seks turystyki. Nadszedł czas na turystykę wazektomiczną.

Nie obchodzi mnie, czy zaakceptują ustawę o związkach partnerskich czy nie. Świadomie nie brałem żadnej formy ślubu.

Jałowe to mogą być waciki a nie związki.

Więcej o:
Copyright © Agora SA