Pamiętnik czytelniczki: Nowa ja

Już kilka dni po narodzinach synka zrozumiałam, co miały na myśli dzieciate przyjaciółki, mówiąc, że mój światopogląd się przewartościuje. Faktycznie: pozmieniały się moje priorytety, a większość rozterek zniknęła.

Moje życie nabrało sensu i kolorów. A mój charakter wzbogacił się o ważną cechę, której wcześniej mi brakowało. Wcześniej, czyli wtedy, kiedy nie byłam jeszcze mamą uroczego chłopca, tylko opiekowałam się uroczymi dziećmi innych mam. Tą cechą jest pokora. Przestałam się wymądrzać i krytykować. A przede wszystkim przestałam pouczać inne mamy.

Bo, przyznaję się, gdy byłam opiekunką, pouczałam rodziców. Uważałam, że mi wolno choćby dlatego, że przeczytałam mnóstwo książek i poradników o wychowywaniu dziecka. Wiedziałam swoje i byłam przekonana, że moje ma być na wierzchu. Cóż, zapomniałam o szczególnie ważnej kwestii, a mianowicie o tym, że obok teorii jest jeszcze praktyka w codzienności. I to ona zaskoczyła mnie najbardziej, można powiedzieć, że obie mnie zaskoczyły: praktyka i codzienność, a większość książkowych mądrości nijak się do nich miała.

PRZYKŁAD PIERWSZY: KARMIENIE PIERSIĄ

Byłam ortodoksyjna. Karmić należy piersią i tylko piersią. A co jeżeli zanika mi pokarm? - pytały poirytowane moją mądrością mamy. Nie ma czegoś takiego jak zanikanie pokarmu. Trzeba działać. Pić herbatki, używać laktatora, zmienić dietę, przystawiać częściej dziecko. No, coś trzeba wymyślić!!

Przypomniało mi się to, kiedy w piątkowe popołudnie ubrana w szlafrok i kapcie pędziłam do apteki po mleko w proszku, zostawiając moje płaczące i głodne dziecko w ramionach zmęczonej Babci. I już wiedziałam, że nie czas na wymyślanie, kiedy głodne dziecko chce po prostu jeść i ma w nosie, czy mleko popłynie z piersi, czy z butelki. W kolejce po zakup zaciągnęłam kaptur od szlafroka i ukryłam się w nim, na wypadek gdyby jakaś mama mnie poznała i zapragnęła przypomnieć mądrości niani Oli. Co prawda walczę z tym zanikaniem pokarmu, ale jak pisał Tuwim, miałam ja miseczkę mleczka, teraz pusta jest miseczka...

PRZYKŁAD DRUGI: UWAGA POŚWIĘCANA DZIECKU

Byłam ortodoksyjna. Rodzic ma poświęcić się dziecku całkowicie, zwłaszcza w pierwszych latach życia malucha. Mama ma być dostępna o każdej porze dnia i nocy. Ale dziecko musi czasem pomarudzić i popłakać - mówiły poirytowane mamy, u których wzbudzałam poczucie winy. Nie musi, po to jest mama, by nie płakało. To z kolei przypomniało mi się, kiedy mój syn znudzony nieudanymi próbami schwytania wiszącej nad nim piłki zaczął kwilić i spoglądać w moją stronę, a ja, poświęcająca się matka... przycisnęłam palce do uszu i doczytałam rozdział książki, udając, że go nie widzę. To było tylko kilka linijek, naprawdę.

PRZYKŁAD TRZECI: NOSZENIE MALUSZKA NA RĘKACH

Byłam ortodoksyjna. Należy nosić dziecko, pokazywać mu otaczający go świat, zapoznawać z wystrojem wnętrza, na spacerach pokazywać wszystko, co się dookoła dzieje. O!, o tym pamiętam doskonale. Biję się w piersi na samą myśl o tych mądrościach, zwłaszcza kiedy tłumaczę mojemu synkowi: "Mamę bardzo boli kręgosłup, nie mogę cię ciągle nosić". A swojej mamie, która mówi mi: "Wyjmuj go częściej, jak spacerujecie, niech sobie popatrzy", odpowiadam: "Jeszcze zdąży się napatrzeć, jest mały, zresztą niezdrowo tak nosić dzieci, koślawy będzie". Tych mądrości jest jeszcze dużo. Za dużo, by je tu przytoczyć

Oczywiście, wiele rad, które wyczytałam w książkach, sprawdziło się i sprawdza nadal, grunt to umieć je odpowiednio przetworzyć na rzeczywistość. I tak dopasować, by skrojone były na nasze dziecko i nasze możliwości. Na szczęście trafiałam na rodziców, którzy potrafili współpracować z nianią taką jak ja. Trochę przemądrzałą, ale dobrą, bo oddaną swojej pracy. Trzeba mnie było tylko trochę przytemperować.

DZIŚ PRZYZNAJĘ, ZA BARDZO SIĘ WYMĄDRZAŁAM

I chyba wiem dlaczego. Brakowało mi najważniejszego: matczynej miłości i matczynego instynktu, a przede wszystkim własnego dziecka, którym opiekuję się przez cały czas, a nie zaledwie kilka godzin dziennie. Teraz matczyna miłość i instynkt podpowiadają mi, że codzienność bycia mamą to nie kartki z poradnika. Nie da się każdej mądrości książkowej wcielić w życie. Ona może się stać pewnym drogowskazem, ale nie będzie i nie powinna być jedyną słuszną wyrocznią. Raz bywa lepiej, raz gorzej, jest zmęczenie, spadek formy, zdarzają się chwile zwątpienia. Ale jest też radość, wielkie szczęście i wiara, że dam radę.

Na moich półkach stoją książki i poradniki, zaglądam do nich raz na jakiś czas, choć częściej sięgam bezpośrednio do rad innych mam. Bo kto, jak nie mama ma rację?

Więcej o:
Copyright © Agora SA