Sylwia Wiesenberg: Nie cierpię słów "odchudzanie" i "dieta"! Nie używam ich, kojarzą mi się z torturą [WYWIAD]

- Matki nie dbają o siebie, bo dobro rodziny przedkładają nad własne. To oczywiście jest bardzo ważne, ja też stawiam moje dzieci na pierwszym miejscu, ale w ciągu dnia zawsze na moment staję się egoistką, kiedy to ja jestem na pierwszym miejscu, a nie moje dzieci. Chcę się dobrze czuć jako mama, ale też chcę czuć się seksowna i pożądana - mówi nam znana instruktorka fitness Sylwia Wiesenberg, mama dwójki dzieci i autorka systemu ćwiczeń Tonique, który robi furorę po obu stronach oceanu.

Karolina Stępniewska: - Jak z Warszawy, w której się wychowałaś, trafiłaś do Nowego Jorku?

Sylwia Wiesenberg: - Najpierw wyjechałam na studia do Australii. Miałam 17 lat. Ukończyłam dwa kierunki: italianistykę i dziennikarstwo, co jest śmieszne, bo jedyną formą dziennikarstwa, którą się zajmowałam, była moja pierwsza praca w reklamie. Z Notre Dame w Australii przenieśli mnie na studia do Stanów Zjednoczonych i nie byłam z tego zadowolona. Ale zawsze powtarzam, że Nowy Jork to nie są Stany. To państwo samo w sobie, tak samo jak Kalifornia. Kocham Nowy Jork, bo tam zawsze coś się dzieje. To miasto ma świetną energię.

To w nim powstał twój program ćwiczeń?

- Tak. Po studiach w Stanach pojechałam do pracy do Londynu. Najpierw pracowałam w reklamie, potem w finansach. Po dwóch latach dostałam świetną ofertę pracy w Nowym Jorku i wizę pracowniczą. Trochę się wahałam, bo kiedy powiedziałam w firmie, że chcę się przenieść, złożyli mi bardzo dobrą ofertę, żebym z nimi została. To było kuszące, bo jak się jest bardzo młodym i nie ma się wspaniałych zarobków, a tu nagle otrzymuje się taką propozycję, to trzeba się zastanowić. Ale czy pieniądz jest najważniejszy? Zdecydowałam się jednak na Nowy Jork, bo pomyślałam sobie, że taką szansę w życiu będę miała tylko raz - mogę pracować legalnie i dostaję od banku mieszkanie na Piątej Alei. Będę świetną imigrantką z Polski.

W Nowym Jorku zdałam sobie sprawę z tego, że to miasto, w którym spełniają się marzenia. A moją pasją zawsze był ruch. W Warszawie przez 9 lat uprawiałam akrobatykę. Rzuciłam pracę w finansach, bo dzięki energii tego miasta postanowiłam, że nie będę już pracować przy obligacjach i na giełdzie, że będę robiła to, co zawsze kochałam: fitness. I pomogę innym ludziom.

Sylwia Wiesenberg (fot. James Farrel)Sylwia Wiesenberg (fot. James Farrel) Sylwia Wiesenberg (fot. James Farrel) Sylwia Wiesenberg (fot. James Farrel)

Jak zaczęłaś? Od razu jako instruktorka?

- Nie, zaczęłam od siebie. Robiłam różne treningi siłowe, aerobowe, biegałam. Miałam też okres depresji, kiedy nie wiedziałam, czego chcę od życia, mimo że miałam wszystko. Zawsze chciałam więcej niż tylko stabilną pracę. Jestem marzycielką. Ciągle w ruchu. Dla mnie nie ma rzeczy nie do zrobienia. Jeśli ktoś mi powie, że nie dam rady, tym bardziej w to wierzę. Słucham swojego instynktu.

To wpływ Ameryki, czy już mieszkając w Polsce, tak miałaś?

- Zawsze taka byłam! Dlatego wyjechałam z Polski. Ludzie się ze mnie śmiali, że jestem taką optymistką. Gdy wyjeżdżałam, pytali: "A co ty tam będziesz robić w tej Australii? Chyba skakać z kangurami!". A ja odpowiadałam: "Super, lubię skakać!" (śmiech).

Nie to, że nie kocham swojego kraju, że nie jestem patriotką. Nie zmieniłam nawet akcentu i jestem dumna, mówiąc, że jestem z Polski. Kiedy ktoś się mnie pyta, skąd jestem, odpowiadam: "Jestem Polką, ale mieszkam w Stanach". Spotkałam Polaków, którzy totalnie zmienili akcent i nigdy nie przyznają się do tego, że są Polakami. Dla mnie ważna jest moja tożsamość, to skąd pochodzę. Często, kiedy idę z dziećmi, pytają mnie, czy jestem ich opiekunką, bo wciąż mam polski akcent i podobno nie wyglądam na mamę.

Jak wyszłaś z dołka psychicznego?

- Sama z siebie. Nie musiałam iść do specjalisty. Postanowiłam wykorzystać to, czego nauczyłam się, ćwicząc, żeby pomóc innym. Zauważyłam, że po każdym przebiegniętym kilometrze czuję się lepiej.

Ludzie cierpiący na depresję zazwyczaj nie mają siły, żeby podejmować jakąkolwiek aktywność.

- To nie była klasyczna depresja, miałam doła, bo nie czułam się spełniona. Chciałam robić coś więcej, niż tylko skupiać się na sobie. Zastanawiałam się, co robię, żeby zostawić po sobie ślad, zrobić coś dla innych. Jak masz dużo pieniędzy, możesz wypisać czek. A ja chciałam inaczej. Chciałam wyciągnąć rękę do mężczyzny i kobiety i pomóc im czuć się lepiej. Samopoczucie i poczucie własnej wartości są najważniejsze. Pewność siebie jest kluczowym elementem, żeby rozwinąć swoje marzenia. Musisz powiedzieć: wiem, co chcę robić i będę to robić. Oczywiście w granicach rozsądku. Jeśli nie umiesz śpiewać, to nie zostaniesz piosenkarką.

Sylwia Wiesenberg (fot. APW)Sylwia Wiesenberg (fot. APW) Sylwia Wiesenberg (fot. APW) Sylwia Wiesenberg (fot. APW)

A ty umiałaś ćwiczyć...

- Tak. Ćwicząc, czułam się super i powiedziałam wtedy do mojego męża: "Chcę, żeby każda kobieta mogła czuć się tak jak ja teraz. Postanowiłam nakręcić film i zamieścić go na YouTube." I przez przypadek - jak zawsze w moim życiu - kiedy postanowiłam nagrać film, na moje zajęcia przyszła kobieta z magazynu "Self" i chciała zobaczyć, co robię. Podeszła do mnie po zajęciach i powiedziała, że pracuje w tej branży od 15 lat, ale jeszcze nie widziała takich ćwiczeń. Stwierdziła też, że powinnam zrobić coś większego niż YouTube, który wtedy dopiero startował. Pomyślałam sobie: OK.

A skąd nazwa Tonique?

- Jedna z kobiet schudła przy mnie ponad 50 kilo. Przyszedł do mnie jej mąż i powiedział, że Raya wygląda lepiej teraz, po ciąży, niż przed ślubem: "Powinnaś być pielęgniarką wszystkich kobiet, żeby pomóc im czuć się lepiej. Moja żona nie tylko lepiej wygląda, ale jest szczęśliwsza. Twój trening powinien się nazywać Tonique - unique toning". Od razu tę nazwę zarejestrowałam.

Czujesz, że jesteś już w tym miejscu, o którym marzyłaś? Że pomagasz innym za sprawą tego, co robisz?

- Tak, ale jeszcze nie całkiem. Gdybym miała dzisiaj poprzestać na tym, co robię, to byłabym bardzo smutna. Mimo że bardzo dużo osiągnęłam, bo naprawdę tysiące kobiet na całym świecie robi program Tonique. To piękne, bo nigdy nie chciałam, żeby to ograniczało się tylko do Nowego Jorku.

Ale i tak mam nadal wiele marzeń o rzeczach, które chciałabym zrobić. Na przykład chciałabym pomóc dzieciom, które nie mają warunków do ćwiczeń albo rodzice je zaniedbują. Jako matka widzę, jakie potrzeby mają moje dzieci i jakie potrzeby mam ja, jako matka właśnie. Chcę się dobrze czuć jako mama, ale też chcę czuć się seksowna i pożądana.

Spotkałam się z opinią, że kobiety po urodzeniu dziecka często rozkwitają, stają się bardziej atrakcyjne.

- To prawda!

Sylwia Wiesenberg (fot. APW)Sylwia Wiesenberg (fot. APW) Sylwia Wiesenberg (fot. APW) Sylwia Wiesenberg (fot. APW)

Ale przeważa jednak opinia, że po ciążach zostają zbędne kilogramy, rozstępy, a kobiety przestają o siebie dbać...

- Ale matki nie dbają o siebie, bo dobro rodziny przedkładają nad własne. To oczywiście jest bardzo ważne, ja też stawiam moje dzieci na pierwszym miejscu, ale w ciągu mojego dnia jest zawsze moment, kiedy staję się egoistką, kiedy to ja jestem na pierwszym miejscu, a nie moje dzieci.

Co wtedy robisz?

- Teraz mam łatwo, bo dzieci chodzą do szkoły. Aleksander ma 10, a Zosia 7 lat, ale są nauczone od małego, że muszę mieć godzinę lub dwie dla siebie, albo po to, żeby pracować nad swoim ciałem, albo - prowadzić treningi dla innych kobiet. Dzieci widzą, że lubię skupić się na sobie. To bardzo ważne, bo jeśli będę szczęśliwa ze sobą, będę też szczęśliwa ze swoją rodziną.

Szczęśliwa mama to szczęśliwe dzieci?

- Tak. A poza tym, będąc szczęśliwą ze sobą, będę też szczęśliwa ze swoim mężem. Nie będę zakładać obszernych ciuchów, żeby mnie nie widział, nie podziwiał i nie dotykał. Zawsze, nawet po tym, jak zostajesz matką, musisz też być kochanką. To twój mąż, nie możesz go odstawić na bok. Rodzina to całość: wszystkie osoby, nie tylko dzieci. One kiedyś znikną z naszego życia, a jeśli nie będziemy dbać o nasz związek jako o całość, to zostanie pustka: dwie osoby, które są dla siebie obce, ale mieszkają pod jednym dachem. Staniemy się współlokatorami.

A ja nie chcę dzielić się z kimś mieszkaniem, tylko życiem, pasją i miłością. Cały czas chcę być podziwiana przez mojego męża, mieć z nim wspaniały seks, i chcę mieć też piękną relację z dziećmi. Nie chcę kiedyś być na siebie zła, że jest za późno. Może nigdy nie jest za późno na to, żeby zacząć się ruszać, ale nieraz jest za późno na to, żeby coś ważnego uratować.

Czuję się piękniejsza teraz niż 10 lat temu - mimo że mam więcej zmarszczek. Teraz mam 36 lat i czuję się bardzo młodo. Chodzę w krótkich spodenkach i śmieję się, że co roku są coraz krótsze.

Na pewno ciągle słyszysz, że to niemożliwe, że z taką figurą urodziłaś dwójkę dzieci.

- Oczywiście.

Więcej w tym podziwu czy zazdrości?

- Podziwu, zdecydowanie. Po moim ciele widać, że wkładam dużo pracy w to, żeby tak wyglądać. To wymaga wyrzeczeń. Ruch pozwala nam być pięknymi przez całe życie.

Sylwia Wiesenberg (fot. James Farrel)Sylwia Wiesenberg (fot. James Farrel) Sylwia Wiesenberg (fot. James Farrel) Sylwia Wiesenberg (fot. James Farrel)

Czasem trudno się zmobilizować.

- Zalecałabym kobietom, matkom zwłaszcza, żeby ćwiczyły rano, bo później trudno jest znaleźć czas - a to dziecko zachoruje, a to ktoś czegoś od nas potrzebuje. Zawsze jest coś do zrobienia, bo kiedy decydujemy się na macierzyństwo, mamy obowiązki, które muszą być wypełnione. Ale pamiętajmy, że np. starcie kurzu nie jest aż tak ważne jak czas dla siebie. Znajdźmy chociaż 30 minut na to, by dać sobie fizyczny wycisk, bo to sprawi, że będziemy się dobrze czuć.

A co z ludźmi, którzy nie prowadzą aktywnego trybu życia? Czy oni mogą ćwiczyć z tobą?

- Oczywiście. Tylko to musi być stopniowe. Nie robimy tak, że od razu wykonujemy wszystkie ćwiczenia z DVD. To byłoby niezdrowe. Rezultatów nie osiąga się z rzucania się na głęboką wodę, tylko z cierpliwości. To tak jak bieganie - ciągle powtarzamy ten sam ruch, zmienia się tylko sceneria.

Polacy oszaleli na punkcie biegania.

- I to jest wspaniałe, ale jeszcze za mało Polaków biega. Warto stworzyć sobie grupę, z którą się biega. Na przykład mamy niemowląt mogą zebrać się z wózkami, iść do parku, a kiedy dzieci mają drzemkę, to umówić się, że trzy z nich np. robią przysiady i brzuszki, pozostałe trzy robią w tym czasie sprint, a potem zmiana. Jest motywacja i trudniej odmówić, kiedy ktoś na nas czeka.

Miewasz jeszcze zakwasy?

- Zdarza się, zwłaszcza po dyscyplinach, których nie uprawiam na co dzień, np. po jeździe konnej. Czuję wtedy, że ćwiczyłam. Może nie są to typowe zakwasy, ale czuję mięśnie. To dobrze. Ruch to najlepszy sposób na walkę ze starzeniem się.

Jest też skalpel.

- Operacje plastyczne nie dadzą ci szczęścia - co z tego, że masz ponaciąganą twarz, jeśli reszta ciała nie jest jędrna? A sport sprawia, że masz młodą sylwetkę. Wszystko musi do siebie pasować: jeśli ktoś decyduje się na botoks, niech najpierw zadba o ciało. Ważna jest pewność siebie, jeśli ją mamy, to może nie będziemy potrzebować operacji.

A co sądzisz o dietach odchudzających?

- Nie cierpię słów "odchudzanie" i "dieta"! Nie używam ich. Kojarzą się z torturą, nieszczęściem i poczuciem porażki. Jestem zła na siebie i będę torturować się dietą. Lepiej powiedzieć: "Zamykam stary rozdział i otwieram nowy - aktywny tryb życia z przyjemnościami, które są nam potrzebne w życiu". Musimy zjeść czasem loda czy ciastko.

Nowe życie zamiast diety to twój przepis na szczęście?

- Tak. Szczególnie jak zostajemy mamami musimy brać na siebie nową odpowiedzialność, nie tylko za dzieci, dom i męża, ale i za siebie. Bez ciebie to wszystko nie będzie funkcjonować. Kiedy mamy są w depresji albo wpadają w alkoholizm, rodziny się rozpadają, a dzieci są nieszczęśliwe. To można zwalczyć, tylko trzeba sobie powiedzieć: "Muszę się wziąć za siebie, chcę się czuć piękna i pożądana".

To ważne, żeby nie stać się cieniem. Często, jak się starzejemy, stajemy się niewidzialne. W naszym społeczeństwie dostrzega się tylko młodość: wszyscy muszą być piękni, młodzi i bez zmarszczek. A nie ma ludzi bez skaz.

Jak patrzysz na nasze ulice, co sądzisz o Polakach? Czy są wysportowani? Atrakcyjni?

- Polki są przede wszystkim piękne. Gdybym była mężczyzną, nie wiedziałabym, w którą stronę się patrzeć. Są oryginalne, każda jest piękna i inna. Nie dziwię się, że faceci wariują! Polacy chcą być aktywni, ale też walczą z tym, że wszystko jest łatwo dostępne i ulegają pokusom. Młodzież ma nadwagę, to widać. Boję się, że jeśli fitness pozostanie w Polsce tylko trendem, a nie stylem życia, to może być źle.

Interesuje cię nie tylko aktywność fizyczna, ale też zdrowe jedzenie, prawda?

- O tak, bardzo! Musimy mieć "plan B" w życiu i moim marzeniem, czymś, co uwielbiam robić, jest gotowanie i styczność z jedzeniem. Im czyściej się odżywiasz, tym lepiej. Przez "czysto" rozumiem, że sezonowo: nie z opakowań, puszek - jedzenie powinno trafiać z pola do ciebie. Pole, rolnik, bazarek, moja lodówka, mój talerz. To fajny ruch promowany na całym świecie.

W kuchni nie ma limitów i reguł.

Sylwia Wiesenberg (fot. James Farrel)Sylwia Wiesenberg (fot. James Farrel) Sylwia Wiesenberg (fot. James Farrel) Sylwia Wiesenberg (fot. James Farrel)

A co z twoją książką kucharską?

- Wychodzi. To będzie opis mojej przygody z jedzeniem, wyjaśnienie, jak to się zaczęło i dlaczego ma tak duży wpływ na to, co robię. Gotowanie po prostu mnie cieszy. Znam wszystkich rolników na naszym targu. Uczę się od nich, kupuję nowe rzeczy, próbuję nowych potraw. Najgorsza jest zima, bo pod koniec mam już dosyć ziemniaków, dyni, brukselki czy kalafiora. Kiedy pojawiają się nowalijki, to szaleję.

Jakie przepisy znajdą się w twojej książce?

- Czyste i proste. To będzie moja podróż przez kilka kontynentów, na których mieszkałam, i opis tego, czego się tam nauczyłam. Lubię rzeczy, które mają smak. Lubię urozmaicenie na stole: dużo różnych rzeczy, różnie przygotowanych, ciekawe połączenia smaków. Na przykład taka ryba ze śliwkami albo morelami - to nieoczywiste połączenie, a jest przepyszne, tylko musimy dobrze wybrać rybę, np. halibuta, i do tego dodajemy morele i miód, a do miodu można dodać też papryczkę chili... Ten kontrast daje świeżość i orzeźwienie.

Wierzę, że jesteśmy wzrokowcami. Jeśli na stole będzie wiele kolorów, szybciej się najemy. Najsmutniejszy widok to zestaw: białko, węglowodany, warzywo. Widziałam taki talerz, na którym były ziemniaki, kurczak i brokuły - smutny widok. "Czy ja muszę to jeść?" - pomyślałam.

Niektórzy jedzą nie z pasji i z miłości do smaków, tylko po to, by przeżyć.

- Dokładnie. A ja chcę celebrować życie, a nie tylko je przeżyć! Chcę pomagać innym. Dla mnie nieważna jest sława, ważne jest to, by się nie wywyższać i dać z siebie wszystko, żeby pomóc innym żyć szczęśliwiej.

Trzeba słuchać siebie, swojego organizmu. Jeśli mówi: "Chce mi się owoców" - zjedz truskawki. Jeśli chce ci się słodyczy, sięgnij po ciastko, bo lepiej jest zaspokoić swoje potrzeby niż odmawiać sobie czegoś, co nam może sprawić przyjemność. Musimy nauczyć się tylko kontrolować wielkość porcji, słuchać organizmu, ćwiczyć więcej. I uśmiechać się więcej.

Sylwia Wiesenberg. Instruktorka fitness, twórczyni autorskiego systemu ćwiczeń o nazwie Tonique, mama dwójki dzieci, ambasadorka marki Fit&Easy. Na co dzień mieszka w Nowym Jorku.

Więcej o:
Copyright © Agora SA