"Uratowane życie. Jedno z wielu. Dla nas najważniejsze" - LIST nadesłany w ramach akcji Szpital Przyjazny Rodzicom

Bez nich nie byłoby Młodego z nami. Szybka i trafna diagnoza i reakcja. Ryszard Lwie Serce żyje i ma się dobrze. A o chwilach niepewności przypomina tylko blizna.

Walczyliśmy z mężem o dziecko

To już prawie 3 lata, a pamiętam wszystko. Radość, potem strach i smak łez. Każda z możliwych emocji jaka może towarzyszyć rodzicowi, który kocha dziecko, jeszcze zanim się ono pojawi. Walczyliśmy z mężem o dziecko, długo, ponad 3 lata. I stał się nasz cud. Nasz Prywatny Cud Świata. 15 minut po północy poczułam pierwszy skurcz, zaskoczona czekałam co dalej, mężowi pozwoliłam pospać, to była moja krótka chwila rozmowy z Synem.

"Ty już chcesz wychodzić? Na pewno?" Chciał, wszystko w terminie, 39 tydzień ciąży. Bez podejrzeń i powikłań. W końcu obudziłam męża. Z uśmiechem na ustach jeszcze zjadł śniadanie i pojechaliśmy. Zdjęcia w drodze na porodówkę, euforia.

Zaraz go będziemy tulić. Poród skończył się cesarką, bo Młody nie chciał się ładnie odwrócić. Dziś myślę, że to Anioł nad nami czuwał. 3660g szczęścia i 57 cm miłości, do tego 10 punktów w skali Apgar, wzorcowo.

Zabierają go

Dwa dni w szpitalu, nauka karmienia piersią, wszystko książkowo i nagle, na kilka godzin przed upływem trzeciej, obowiązkowej po cesarce doby w szpitalu, wymioty...

Młody wymiotuje na zielono. Zabierają go, jak mówią na obserwację. Pytam co się dzieje. Nie chcą odpowiedzieć wprost. Kluczą, że to tylko obserwacja, że jeszcze nic nie mogą przesądzić. Ale karmić już nie mogę. Nie umiem sobie znaleźć miejsca w sali. Brakuje mi go. 9 miesięcy spędziliśmy nierozłączni.

Szpital Przyjazny RodzicomSzpital Przyjazny Rodzicom fot: Agencja Wyborcza.pl fot: Agencja Gazeta

W końcu, nadal bez informacji, lekarze podejmują decyzję o transporcie do innego szpitala. Ten, w którym rodziłam nie ma odpowiedniego stopnia referencyjności, lekarze nadal tylko podejrzewają, ale nie chcą powiedzieć co...

Najgorsze myśli kłębią mi się w głowie. Tyle czasu o niego walczyliśmy, a teraz ma odejść? Dlaczego? Jedziemy z mężem za karetką z Młodym. Gdy docieramy na miejsce, jesteśmy jak w innej rzeczywistości. Przyjmuje nas od razu Pani Ordynator Chirurgii, prosi żebyśmy usiedli, tłumaczy na wstępie gdzie jest nasz Syn.

Uspokaja, mówi, że robią badania, ale trzydniowy noworodek to jednak Mały Człowiek. Wszystkie narządy malutkie, umieszczone blisko siebie. Muszą szybko operować, bo dopiero gdy otworzą brzuszek mojego Syna będą wiedzieli na pewno.

Ale ona ma podejrzenia, niedrożność jelit. Raczej wysoko, bo Synek zrobił smółkę, ale wymiotuje na zielono. Wyjmuje książkę, pokazuje na obrazku, gdzie podejrzewa niedrożność. Mówi, że mają planowe operacje, a nasz Syn zaraz po zrobieniu odpowiednich badań będzie operowany.

Nie mogłam tego wiedzieć

Wyjaśnia nam wszystkie wątpliwości. Mówi, że to wada wrodzona, uspokaja mnie, że nie mogłam tego wiedzieć, nie mogłam zaszkodzić Synowi. Możemy się spotkać z Młodym, a potem zabierają go na kolejne badania i operacje.

Pani Ordynator podaje jeszcze numer telefonu, do siebie i do sekretariatu, w razie gdyby była na obchodzie lub u pacjenta i nie mogła odebrać.

Kilka godzin później nasz Syn jest już po operacji. Niedrożność jelit, wysoko, tuż przy dwunastnicy. Nie można było udrożnić tego fragmentu, więc wycięto kawałek jelita z niedrożnością i zrobiono "złączkę". Dlatego Młody jeszcze przez ponad 2 tygodnie nie weźmie nic do ust. Mleko zostanie mu podane dopiero po tygodniu do sondy życia, która kończy się za zespoleniem, tak by nie nadwyrężać jelit. Codziennie jesteśmy z mężem u Młodego. Od rana do nocy.

Potrzeba jest cierpliwość

Na intensywnej terapii nie mogę zostać przy nim na noc, ale te dni, gdy wsłuchiwaliśmy się w rytmiczny dźwięk aparatury zapamiętam do końca życia. Codziennie dostajemy pełny zestaw informacji. Od anestezjologa - nasz Syn nie czuje bólu, bo dostaje środki przeciwbólowe. Od Pani Ordynator lub zastępującego ją lekarza - o lekach i postępach Młodego. O tym, że ilość zielonej wydzieliny się zmniejsza.

Wszyscy tłumaczą nam, że potrzebna jest cierpliwość, ale każda rurka w ciele Młodego mniej to już mały sukces. Po tygodniu Młody schodzi na inny oddział, na pooperacyjny. Już nie wymaga intensywnej opieki. Zmiana pielęgniarek, lekarze wciąż ci sami. Ale i tam i tu panie pielęgniarki to złote kobiety. Jedna mówi jak król Julian z "Pingwinów". Co z tego, że Młody tego nie zauważy, ja się cieszę, że ma taką opiekunkę. Na wszystko ma swoje sposoby. Pomaga i uczy obsługi niektórych szpitalnych sprzętów.

Mogę być z nim całą dobę

Na tym oddziale nareszcie mogę po raz pierwszy podać Synowi mleko butelką, prosto do buzi. To wydarzenie, bo od 2 doby życia Młody nie jadł... W końcu jest na tyle dobrze, że przenoszą Młodego na chirurgię. Tu nareszcie mogę być z nim całą dobę. Mam swojego syna na wyciągnięcie ręki, całą dobę. Dostajemy oddzielny pokoik, a w nim łóżko dla Młodego, dla mnie, krzesełko dla Taty i umywalka, która wygląda jak wanienka dla dziecka.

Mąż wraca na noc do domu, ale ja jestem już tylko dla Młodego. Od tej pory już zawsze 24 h na dobę, nieważne co się będzie działo. A dzieje się dobrze. Lekarze badają Młodego przy mnie w pokoju, większość zabiegów robiona jest w "naszym" pokoiku.

Młody ma Panią doktor prowadzącą, którą odwiedzamy do dziś, na regularnych kontrolach. Ale o każdej porze dnia i nocy mogłam zapytać każdego lekarza o stan Młodego. A oni odpowiadali. Jeśli akurat zaczynali dyżur patrzyli na kartę, badali Młodego i mówili. Pielęgniarki w magiczny i profesjonalny jednocześnie sposób opowiadały o kroplówkach, które dostawał Młody. Niby nic, Młody przecież tego nie rozumiał. Za to ja tak...

Uratowane życie

Przez trzy tygodnie, które Młody spędził w szpitalu, Instytut był dla naszej trójki jak dom, a lekarze i pielęgniarki jak przyjaciele. Bez nich nie byłoby Młodego z nami. Szybka i trafna diagnoza i reakcja. Uratowane życie. Jedno z wielu. Dla nas najważniejsze. Ryszard Lwie Serce żyje i ma się dobrze. A o chwilach niepewności przypomina tylko blizna i wizyty kontrolne u zawsze uśmiechniętej Pani Doktor.

To opowieść o Instytucie Matki i Dziecka w Warszawie. O cudownej Pani Profesor Ewie - Ordynator Chirurgii i doktor Żak. To im chcę podziękować za życie mojego Syna.

Szpital Przyjazny RodzicomSzpital Przyjazny Rodzicom fot: Agencja Wyborcza.pl fot: Agencja Gazeta

List jest jedną z wypowiedzi, które nadsyłacie do naszej redakcji w ramach akcji "Szpital przyjazny rodzicom". To dzięki Waszym opiniom łatwiej nam będzie wybrać szpitale, które nagrodzimy grantami. Więcej informacji w tekście Gazety Wyborczej "Leczyć po ludzku - Szpital Przyjazny Rodzicom".

Jeśli znasz szpital, w którym traktuje się i dzieci i rodziców przyjaźnie, podziel się z nami swoim dobrym doświadczeniem. Tutaj znajdziesz szczegóły o akcji .

Więcej o:
Copyright © Agora SA