Uznam - wyspa rodzinnych atrakcji. Relacja z wyprawy

Rodzinna wyprawa nad morze nie musi kojarzyć się tylko z budową zamków z piasku i zbieraniem muszelek. Zwłaszcza, jeśli wybierzemy odpowiednie miejsce, a wyjazd zaplanujemy niekoniecznie w szczycie sezonu letniego. Na wyspie Uznam możecie zajrzeć w głębiny Bałtyku, wybrać się na spacer wśród tropikalnych motyli, zobaczyć dom stojący na głowie, ametystową grotę i potężne zabytkowe wiatraki.

Wczesną wiosną spakowaliśmy się i pojechaliśmy z córką na kilka dni do Świnoujścia. Nie dlatego, że tam jest najszersza plaża (miejscami ponad sto metrów). Naszym celem były urokliwe miasteczka po niemieckiej stronie wyspy Uznam i ukryte w nich atrakcje. Świnoujście posłużyło nam za doskonałą bazę wypadową.

Uznam leży między Bałtykiem a Zalewem Szczecińskim oraz dwoma cieśninami - Świną po stronie polskiej i Peenestrom po stronie niemieckiej. Większość wyspy należy do Niemiec (tylko niewielki fragment ze Świnoujściem jest polski) - nie ma tu uciążliwego przemysłu, są za to piękne, pofałdowane krajobrazy, niewielkie jeziorka i malownicze wioski objęte ochroną Naturpak Insel Usedom. Uznam słynie z położonych tuż za granicą trzech Cesarskich Kurortów (Ahlbeck, Heringsdorf i Bansin), gdzie kiedyś wypoczywał m.in. cesarz Wilhelm II. Do zaoferowania ma jednak znacznie znacznie więcej.

Odkrywanie wyspy zaczęliśmy od mocnego uderzenia - podwodnej gondoli w Zinnowitz. Gondola to rodzaj kapsuły zainstalowanej na końcu molo na - nazwijmy to - słupie, po którym przesuwa się w dół i w górę. Mniej więcej co godzinę zabiera na "pokład" pasażerów i zanurza się cztery metry pod powierzchnię wody. Przez okna można obserwować życie przybrzeżnych stworzeń Bałtyku. Tyle dowiedzieliśmy się przed przyjazdem. W Polsce czegoś takiego nie ma (podobną przy molo w Międzyzdrojach chce wybudować Adler Shiffe, pierwsze przymiarki robi też Kołobrzeg), więc wiele sobie po tej wycieczce obiecywaliśmy.

W poszukiwaniu ryb

Ze Świnoujścia do Zinnowitz łatwo dojechać. Przekraczamy granicę Świnoujście-Ahlbeck i jedziemy główną drogą nr 111 wzdłuż wybrzeża. Mijamy Cesarskie Kurorty, następnie Uckeritz, Koserow i Zempin. Po 30 km zgodnie z drogowskazem zjeżdżamy z głównej drogi do Zinnowitz. Samochód zostawiamy na jednym z parkingów (pół euro za pół godziny) i idziemy w stronę morza. Wystarczy wyjść na brzeg lub na molo, by przy jego końcu zobaczyć charakterystyczną kopułę, trochę jak ze świata kapitana Nemo.

Gondola właśnie się wynurzała (trwa to dobre kilka minut). W sezonie trzeba się przygotować na kolejki. Chętnych bywa sporo. W końcu marca na nasz rejs w głębiny czekała grupka kilkunastu ludzi.

Bilety kupujemy przy wejściu do gondoli. Każdy pasażer otrzymuje specjalne okulary (przydadzą się po zanurzeniu). Wnętrze kapsuły wypełniają krzesełka dla pasażerów, niewielki ekran i dwie poglądowe gabloty. Czekaliśmy w napięciu.

Po kilku minutach ruszyliśmy w dół. Woda powoli przesuwała się po szybach wyżej i wyżej zalewając w końcu całe okna. Wszyscy wytężaliśmy wzrok szukając choćby pojedynczych, żywych przedstawicieli bałtyckiej fauny. Przyklejeni do okien trwaliśmy tak dłuższą chwilę, ale nic, poza mętną wodą, nie byliśmy w stanie dojrzeć. W końcu stało się jasne, że z podglądania podwodnego świata raczej nici. Bałtyk to nie Morze Czerwone. Widoczność jest marna (podobno najlepsza jest latem) - w końcu marca wynosiła najwyżej 30, może 50 cm - a zanurzająca się gondola dodatkowo mąci wodę. Dojrzeć cokolwiek w takich warunkach graniczy z cudem. Choć nasza córka jeszcze jakiś czas po wynurzeniu gondoli przekonywała, że widziała "koniuszek ogonka rybki i meduzę". Bardzo chciała w to wierzyć.

Mimo to wyprawa w głębiny dla pięcioletniej dziewczynki, która przeżywa właśnie okres wzmożonej fascynacji organizmami morskimi, owadami, pająkami i wszelkiego rodzaju insektami i tak była dużym przeżyciem. Pod wodą obejrzeliśmy jeszcze trójwymiarowy film (po to te okulary) z kolorowymi rybami mórz ciepłych. Wysłuchaliśmy także krótkiej prelekcji po niemiecku. Po około 30-40 minutach kapsuła mozolnie zaczęła się piąć w górę.

Bilet rodzinny kosztuje 18 euro (z jednym dzieckiem) lub 20 i 22 euro (dwójka, trójka dzieci). Pojedynczy normalny - 8 euro. Czy zatem warto? Jeden raz tak. Dla własnej ciekawości i radości dziecka. Ale nie oczekujcie fajerwerków.

W sumie z dojściem z i do samochodu na gondolę trzeba zarezerwować półtorej godziny (więcej, gdy są kolejki), ale nie warto się spieszyć. Malownicze Zinnowitz pod względem urody w niczym nie ustępuje Cesarskim Kurortom. Architektura z przełomu XIX i XX w., stylowe odnowione hotele i pensjonaty, zadbana promenada pełna zieleni, sklepiki z pamiątkami tworzą przyjemny klimat uzdrowiska sprzed stu lat. Seria fikuśnych drewnianych rzeźb na wypielęgnowanych trawnikach przy promenadzie (człowiek w wannie, pan na głowie, wielkie palce dłoni wystające z ziemi a nawet drewniane dzwony rurowe, na których można młotkiem wygrywać melodie) ucieszy nie tylko dzieciaki. Wczesną wiosną życie w kilkutysięcznym miasteczku toczyło się jeszcze bardzo leniwie, bez tłoku. Latem zjeżdża tu co najmniej drugie tyle wczasowiczów z całych Niemiec plus rzesza jednodniowych turystów.

Gondola zanurza się przez cały rok mniej więcej co godzinę - od listopada do kwietnia (oprócz poniedziałków i wtorków) w godz. 11-16, potem codziennie od 10 do 18 a w lipcu i sierpniu od godz. 10 do 21. Nie działa tylko podczas sztormów i oblodzenia. Do środka zabiera od 6 (wymagane minimum) do 24 osób (więcej informacji na www.tauchgondel.de - po niemiecku, angielsku, rosyjsku, zakładka polska nieaktywna).

Z motylami na spacerze

Z głębin przenieśliśmy się w tropiki. Kilka kilometrów za Zinnowitz, w następnej miejscowości - Trassenheide - odkryliśmy motylarnię (powstała w 2005 r.), jak twierdzą jej właściciele - największą w Europie. Z zewnątrz wygląda nieatrakcyjnie - jak hala magazynowa. Za to w środku - inny świat. Na 5 tys. m kw. (dla porównania otwarta niedawno motylarnia w łódzkim ZOO ma zaledwie 100 m kw.) wyrósł prawdziwy tropikalny ogród.

W pierwszej chwili przeżyliśmy szok termiczny. Gdy na dworze było 8 stopni, w środku - ponad 30 i duża wilgotność (koniecznie więc zabierzcie dla dziecka wodę do picia i lekkie letnie ubrania). Kilkanaście minut trwało zanim aparat fotograficzny przestał się "pocić" i zaczął robić zdjęcia (można, bez dodatkowych opłat, ale bez flesza).

Po chwili aklimatyzacji zobaczyliśmy, gdzie tak naprawdę trafiliśmy. Przed nami wyrastały na kilka metrów w górę bambusy, palmy, bananowce z kiśćmi małych owoców, drzewa ananasowe, jaśminy, wanilia, orchidee. Wśród gęstwiny zieleni, między oczkami wodnymi i spacerującymi po alejkach ludźmi fruwały fantastycznie kolorowe motyle. Czerwone, zielone, żółte, niebieskie czy z przezroczystymi jak szkło skrzydłami. Setki, może więcej motyli (na ulotce reklamowej można wyczytać, że znajduje się tu nawet 2,5 tys. sztuk 60 gatunków, choć tyle chyba nie było). Niektóre wielkości dłoni. Wśród nich jedne z najpiękniejszych, zachwycające niebieską barwą morfo z Ameryki Południowej i pochodzący z Azji atlas - największy motyl (ćma) na świecie, którego rozpiętość skrzydeł dochodzi do 30 cm.

Niektóre motyle kryły się wśród liści krzaków, inne doskonale były widoczne podczas spijania soku z przejrzałych kawałków owoców (banany, pomarańcze) wyłożonych na jaskrawych motylich karmnikach. Nasza córka nie mogła oderwać od nich wzroku. A gdy raz i drugi któryś motyl usiadł jej na ręce i bluzeczce (załóżcie kolorowe ubrania - motyle to lubią) była w siódmym niebie.

Ponieważ niektóre gatunki motyli żyją zaledwie kilka dni a nawet tylko jeden dzień, na miejscu w specjalnej wylęgarni (inkubatorze) na okrągło odbywa się "produkcja" kolejnych sztuk dorosłych osobników. Proces przepotwarzania się poczwarki w motyla można obserwować "na żywo" przez szybę.

Oprócz nas w motylarni spacerowało tylko kilka osób. Warunki do obserwacji mieliśmy więc idealne. Spędziliśmy tam dwie godziny.

Od chińskiej wazy do ametystowej groty

Po wyjściu znowu musieliśmy przejść rodzaj aklimatyzacji. Czas skracała nam kawa w Cafe Morpho, potem drobne zakupy w sklepie z pamiątkami i podstawowymi akcesoriami dla małego entomologa (znajdziecie tu np. praktyczne, przewieszane przez ramię przezroczyste pojemniki na upolowane owady czy siatki na motyle) oraz obejście kilku sal, w których znajdowały się terraria a w nich m.in. skorpiony i ptaszniki, a także kolekcja minerałów.

Jak tam dojechać? Kilka kilometrów za Zinnowitz skręcamy z drogi 111 w prawo na Trassenheide. Nie dojeżdżamy do samej miejscowości, tylko ponownie skręcamy w pierwszą w prawo. Gdy zobaczycie wystające zza żywopłotu fundamenty domu zamiast dachu (zaraz do tego wrócimy), jesteście prawie na miejscu. Jeszcze kawałek i dojedziecie do końca drogi. Po jednej stronie zauważycie mrówkę wielkości kilku metrów, farma motyli jest dokładnie po drugiej stronie.

Motylarnia czynna jest codziennie, przez cały rok - od godz. 10 do 17 (od listopada do marca) i do godz. 19 w pozostałe miesiące (wejście najpóźniej godzinę przed zamknięciem). Bilet rodzinny kosztuje 18 euro, normalny 8 a ulgowy 6 euro. Więcej informacji na stronie www.schmetterlingsfarm.de (tylko po niemiecku, podobnie jak opisy w motylarni).

Ale to nie wszystko. Obok motylarni na dzieciaki czekają jeszcze inne atrakcje. Jest wesołe miasteczko (czynne od kwietnia), a kilkadziesiąt, może 200, metrów dalej "dom na głowie". Wszystko w nim jest ustawione i zaprojektowane odwrotnie, nie tylko na zewnątrz, ale także w środku. Wejście do środka kosztuje - 15 euro bilet rodzinny albo 6 i 5 euro (normalny i ulgowy).

Jeśli w motylarni do biletu rodzinnego dołożycie 5 euro możecie wejść do muzeum przyrodniczego w Heringsdorfie, swego rodzaju kompendium wiedzy o ziemi. Przyznam, że to dość specyficzne miejsce, wszystkiego tu po trochu: obok prawdziwego mrowiska wystawionego pośrodku sali w skrzynce z pleksi, znajdziecie okazy olbrzymich pająków, patyczaków, liśćców, żuków itp. a także piranie w akwariach. A obok nich skamieliny, replikę chińskiej wazy, posąg Buddy, muszle olbrzymich małży, wypreparowane motyle, minerały. Przed wejściem także dinozaura. Największą atrakcją tego muzeum jest około 10-metrowa ametystowa grota i pięciotonowa ametystowa druza - jedna z największych prezentowanych na świecie przywieziona z Brazylii. Aby ją wyeksponować trzeba było wybudować pod cokołem dodatkowy nowy fundament.

Do muzeum łatwo trafić - domek w kolorze brudnej żółci stoi przy głównej drodze, po prawej stronie jadąc od Świnoujścia. Raczej trudno go przegapić. Więcej przeczytacie na stronie www.schmetterlingsfarm.de/heringsdorf (po niemiecku, na miejscu niektóre opisy po polsku).

Muzea, muzea i piwo z kolejki

Zaskakujących miejsc na Uznamie znajdziecie więcej. Co powiecie na muzeum zabawek (w Peenemunde)? Albo na... Pomorskie Muzeum Łóżek (to na terenie lotniska koło Peenemunde)? Jest też muzeum techniki i motoryzacji (w Dargen, godz. 10-18), gdzie można oglądać stare autobusy, motocykle, wozy strażackie, samochody z trabantem na czele. Jest zagroda kilku żubrów koło Pratenow (tylko 15 km od Świnoujścia, bez konieczności przeprawiania się do Międzyzdrojów, skąd zresztą uznamskie żubry pochodzą). Są w końcu dwa potężne wiatraki - w Pudagli i Benz. Ten pierwszy, typu koźlak, jest w pełni sprawny. Przez 200 lat pozostawał w rękach jednej rodziny. Zapisy o nim pochodzą jeszcze z XVII w. W latach 90. został przekazany gminie, a w 1997 r. generalnie odrestaurowany za 450 tys. ówczesnych marek. Wejście na teren wiatraka kosztuje 1,5 euro dorośli i 80 centów dzieci. Żeby do niego dotrzeć, jadąc od Świnoujścia drogą 111 za miejscowością Bansin trzeba skręcić w lewo. Mijamy Pudaglę i jesteśmy na miejscu. Wiatrak na wzgórzu góruje nad całą okolicą. Drugi wiatrak, typu holenderskiego, znajduje się kilka kilometrów dalej. Zaraz za koźlakiem trzeba odbić w lewo w boczną węższą drogę i dojechać do Benz. Samochód zostawiamy przy cmentarzu i idziemy trzy minuty ścieżką pod górę. Ten wiatrak również można zwiedzać (od kwietnia). W środku znajduje się niewielkie muzeum młynarstwa a obok w drewnianym domku kawiarenka. Roztacza się stąd panorama na całą okolicę. Podobnie jak z drewnianej wieży widokowej, którą znajdziemy w drodze powrotnej w miejscowości Neu Sallenthin (wyjeżdżając spod wiatraka w Benz w prawo).

Dorosłych miłośników militariów i ich podrośniętych już synów na pewno zainteresuje Muzeum Historyczno-Techniczne w Peenemunde powstałe w miejscu, gdzie w czasie wojny Niemcy pracowali nad rakietą V-2. Po wojnie swoją bazę w tym rejonie miała Narodowa Armia Ludowa NRD. Także w Peenemunde można zwiedzać radziecką łódź podwodną.

Co jeszcze? W deszczowe czy chłodne dni ogrzejecie się w termach bałtyckich w Ahlbecku, o których szerzej już pisałem. Kilka basenów z ciepłą wodą (jeden na zewnątrz), niewielkie, w sam raz dla maluchów, zjeżdżalnie, bicze i masaże wodne, łaźnie parowe to coś, co ucieszy i dorosłych i dzieci ( www.ostseetherme-usedom.de - także po polsku). Po kąpieli dobrze zrobi spacer po malowniczym molo. Zresztą molo mają niemal wszystkie nadmorskie kurorty na Uznamie. Najdłuższe (ponad 500 metrów) z kawiarnią na końcu znajduje się w Heringsdorfie. Do molo przybijają stateczki wycieczkowe ( www.adler-schiffe.de ). A jak już będziecie w Heringsdorfie zajrzyjcie na tamtejszą stację kolei UBB. Mało kto wie, że w starannie utrzymanym zabytkowym budynku mieści się nietypowy pub-kawiarnia (połączony z mini ekspozycją starych kolejowych sprzętów), gdzie zimne piwo do stolika przywozi model zabytkowej kolejki z towarowymi wagonikami. Kolejka objeżdża całą salę. Dzięki tej niecodziennej atrakcji dzieci będziecie mieli z głowy co najmniej na pół godziny (nasza córka od bardzo życzliwego właściciela dostała jeszcze do zabawy klocki i misie), więc w spokoju dopijecie kawę, colę lub piwo. Rachunek otrzymacie tą samą drogą.

Samochodem, rowerem, koleją

To tylko część propozycji z niemieckiej części wyspy Uznam. Znacznie więcej miejsc odkryjecie już sami (plus to, co po polskiej stronie z zabytkowymi pruskimi fortami i ponad sześćdziesięciometrową latarnią morską na czele). A jest ich jeszcze sporo (choćby loty wycieczkowe nad wyspą lub jazda konno i dorożką). Uznam, podobnie jak cały land Meklemburgia-Pomorze Przednie, stawia na turystykę. Dlatego bez przesady można powiedzieć, że pielęgnuje się tutaj każde dorodne drzewo, każdą chatę krytą strzechą; każda, najmniejsza nawet wioska, chce przyciągnąć turystę czymś szczególnym. Stąd tak wiele tu małych muzeów, często o bardzo wąskiej i oryginalnej specjalizacji. Doskonałym przewodnikiem po zakątkach wyspy będzie mapa wydana przez Insel intim Verlag w polskiej wersji językowej "Wyspa Uznam. Część niemiecka. Mieszkańcy polecają atrakcje turystyczne wyspy" (razem z bardzo dokładną mapą rowerową). Zwięzła, praktyczna, ręcznie malowana, opracowana z humorem z całą masą ciekawych informacji zdobytych przez autorów. Dowiecie się z niej nawet tego, gdzie na wyspie mieszka najsłynniejsza para bocianów, gdzie żyły tury i niedźwiedzie, w której willi w Heringsdorfie pijał herbatkę cesarz Wilhelm II, a gdzie w Bansin pracował Maksym Gorki albo po prostu gdzie znajdziecie "piękny widok" czy "fajne miejsce do kąpieli". Pytajcie o mapę w kioskach w Świnoujściu lub w centrum informacji turystycznej.

Po wyspie podróżować możecie samochodem, ale także rowerem. Odległości nie są ogromne (z jednego krańca wyspy na drugi jest 50 km) za to sieć ścieżek rowerowych jest doskonale rozwinięta. Nawet średnio zaprawieni rowerzyści i starsze dzieci sobie poradzą. Rowery wypożyczycie w Świnoujściu (firmy dowożą je same pod wskazany adres). W wiele miejsc dojedziecie także koleją UBB ( www.ubb-online.com ), której stacja końcowa znajduje się w centrum Świnoujścia. Bilety kupicie u konduktora (oczywiście za euro). Zawsze proście o bilet rodzinny od razu w jedną i drugą stronę. I jeśli tylko możecie jedźcie poza szczytem letniego sezonu. Tłok na wąskich uznamskich drogach mniejszy, chętnych na gondolę czy do motylarni znacznie mniej i, co nie jest bez znaczenia, ceny apartamentów i pokoi w Świnoujściu o jedną trzecią, a nawet o połowę niższe.

 

Podyskutuj na Forum:

 

Farma motyli, kino podwodne - co jeszcze warto zobaczyć na wyspie Uznam?

 

Wakacje rowerowe z 6-miesięcznym dzieckiem - czy wyspa Uznam to dobry pomysł?

 

Dokąd pojechać, co zabrać, jak cało wrócić? Zapytaj na forum Podróże z dzieckiem

Copyright © Agora SA