Świętokrzyskie - świetny kierunek na rodzinną wycieczkę!

Szczypta historii, dużo zabawy i sporo spacerowania - tak można opisać nasz rodzinny wypad na Kielecczyznę.

Decyzja zapadła: ruszamy w Świętokrzyskie. Gdy usiedliśmy nad przewodnikami i mapą, okazało się, że atrakcji turystycznych jest więcej niż sądziliśmy. Dziewczynki (dwuipółletnia Antosia i sześcioletnia Marynia) były gotowe odwiedzić każde miejsce, w którym będą lody i plac zabaw. My, dorośli, chcieliśmy tak zaplanować tych kilka dni, żeby oprócz atrakcji dla dzieci znalazło się i coś dla nas.

Łysa Góra i polskie Carcassonne

Naszą wyprawę zaczęliśmy od wdrapania się na Święty Krzyż, zwany też Łysą Górą. Zostawiliśmy samochód na przygotowanym dla turystów parkingu w Hucie Szklanej. Był tam plac zabaw, kramiki z pamiątkami i ziołami oraz zrekonstruowana osada średniowieczna. Gdy już udało nam się ściągnąć spragnione ruchu dziewczynki z drabinek, rozpoczęliśmy wędrówkę pod górę - my i Marynia na nogach, Antosia w wózku. Szeroka asfaltowa droga wiodła przez porastający zbocze jodłowo-bukowy las. Po pół godzinie przyjemnego spaceru naszym oczom ukazała się ogromna wieża telewizyjna, a za nią zabudowania klasztorne. XVIII-wieczny kościół i Muzeum Przyrodniczo-Leśne nie zrobiły na dzieciach wrażenia. Wędrując po zakamarkach i krużgankach klasztoru, trafiliśmy jednak na Muzeum Misyjne, gdzie bardzo się dziewczynkom spodobało. Oglądały afrykańskie instrumenty z tykwy, torby ze skóry krokodyla, wyplatane z trzciny łapcie. Zachwyciła je też panorama Gór Świętokrzyskich roztaczająca się ze szczytu. Marynia, usłyszawszy o Krypcie Jeremiego Wiśniowieckiego, uparła się, żeby zobaczyć jego mumię. Po chwili wahania przystaliśmy na to.

- Mamo, mamo, ten szkielet w trumnie był obrzydliwy! - To wrażenie z oględzin księcia.

Jej emocje ukoiliśmy znakomitą szarlotką, którą raczyliśmy się w kawiarni urządzonej w pięknym wirydarzu.

Po drodze do gospodarstwa agroturystycznego, gdzie mieliśmy nocować, wstąpiliśmy do Szydłowa, które reklamuje się jako "Polskie Carcassonne". To jedyne w kraju miasteczko, w którym zachowały się XIV-wieczne mury miejskie. Senne miasteczko ożywa ponoć we wrześniu, w czasie Święta Śliwki (okolica to prawdziwe śliwkowe zagłębie!).

Zabawki dla małych i dużych

Kolejny przystanek naszej świętokrzyskiej wędrówki to Muzeum Zabawek i Zabawy w Kielcach. Najpierw zauroczyła nas sama siedziba: pięknie odrestaurowany XIX-wieczny budynek dawnych hal targowych. A sama wystawa? Bogata i różnorodna. Najpierw zabawki prababek i pradziadków: lale jak z "Lalki" Prusa, miniaturowe serwisy z porcelany, szafy z malutkimi ubrankami, ołowiane żołnierzyki, konie na biegunach i mnóstwo stareńkich misiów. A do tego wzruszające listy i nagrania opowiadające historie ukochanych przytulanek, które wraz z właścicielami przeżyły podróże, wojny, bombardowania. Jest tu też całe bogactwo zabawek rodem z PRL, które przypomniały i mnie, i mężowi czasy dzieciństwa. Na koniec utknęliśmy na dobre w sali z modelami czołgów, samolotów i okrętów, które tata postanowił szczegółowo z córkami omówić.

Większość tutejszych zabawek mieści się za szkłem i nie można ich dotykać, na co maluchy miały wielką ochotę. Na szczęście organizatorzy pomiędzy gablotami urządzili kąciki do zabawy: można w nich np. składać materiałowe misie z części, jeździć metalowym wozem strażackim, układać ogromne puzzle czy turlać się po ziemi wśród kolorowych pluszaków.

Chęciny

Nasze córki od czasu pobytu w Malborku są fankami zamków. Byliśmy przekonani, że zbudowana na przełomie XIII i XIV wieku królewska twierdza w Chęcinach także zrobi na nich wrażenie. Podążając za drogowskazami, dotarliśmy do parkingu pod zamkiem. Tym razem spacerowaliśmy bez wózka - mielibyśmy kłopot z wpychaniem go pod górę stromą ścieżką. Wewnątrz murów w przelocie rzuciliśmy okiem na obie wieże (Marynia z tatą wdrapała się na jedną z nich), basztę, dziedziniec, studnię i pozostałości budynków mieszkalnych - w przelocie, bo czas w Chęcinach upłynął nam głównie na ściąganiu młodszej córki z murów, stopni i kamieni.

Gdzie kozy kują

Trzeci dzień wyprawy rozpoczęliśmy od wizyty w Europejskim Centrum Bajki im. Koziołka Matołka w Pacanowie. To nowoczesny budynek otoczony pięknym ogrodem. W środku już od wejścia zrobiło się bajkowo. W szatni stały czerwone kozaki Kota w Butach, pantofelki Kopciuszka, a na wieszaku czekały czapeczki siedmiu krasnoludków. Oczekując na wejście, dziewczynki nie nudziły się ani chwili: do dyspozycji dzieci były tu stoliki do rysowania, klocki, wielkie szachy, sala zabaw, a także księgarnia i czytelnia. My w tym czasie odebraliśmy zamówione przez internet z kilkudniowym wyprzedzeniem bilety (bez rezerwacji nie da się tu wejść). Ich koszt trochę nas zaskoczył: za godzinne zwiedzanie Centrum dorosły płaci 22 zł, a dziecko powyżej 3 lat - 17 zł.

Naszym przewodnikiem po wystawie była dobra wróżka, która wprowadziła naszą grupkę do świata bajki. W czasie niezwykłej godziny zdążyliśmy m.in. zmniejszyć się i wejść do mysiej norki, zobaczyć szpadę Kota w Butach i odcięty język smoka wawelskiego, odbyć podróż magicznym pociągiem, znaleźć się w Zaczarowanym Ogrodzie, zobaczyć z bliska śpiącego smoka, nauczyć się nowych piosenek, wysłuchać bajki opowiadanej przez ogromny tulipan, obejrzeć fragmenty klasyki polskiej animacji

Marynia czuła się tam jak ryba w wodzie, ale Antosia była zdezorientowana półmrokiem i dziwnymi odgłosami. Obu też trudno było przyjąć do wiadomości, że nie wolno im niczego dotykać: ani magicznych kwiatów, ani ekranów, na których pojawiały się postacie z bajek, ani szufladek, w których ukryto bajkowe pamiątki. Wyjeżdżały z Pacanowa podekscytowane, ale i rozczarowane, że Koziołka Matołka udało im się zobaczyć tylko na rysunkach i gadżetach reklamowych.

Rzeka i las

Na ostatni dzień naszego pobytu na Kielecczyźnie nie brakowało nam pomysłów: jaskinia Raj, skansen w Tokarni, Park Jurajski w Bałtowie, pałac w Kurozwękach z jedynym w Polsce stadem bizonów Po krótkiej naradzie zdecydowaliśmy się na spływ Czarną Nidą. Wynajęliśmy na kilka godzin dwa kajaki. Ruszyliśmy z Morawicy, a skończyliśmy w podkieleckiej Tokarni. Szlak wiódł wśród lasów, pól, łąk i wsi. Płynęliśmy niespiesznie spokojną, dość łatwą do pokonania nawet dla nowicjuszy rzeką. W ramach urozmaicenia zdarzyło nam się kilka spiętrzeń wody, na których trzeba ostrożnie manewrować wśród kamieni, i jedna przenoska (nie dało się, niestety, wyminąć leżącego w wodzie konaru). Mimo pięknej pogody szlak był niemal pusty. Dziewczynki śpiewały, obserwowały wędkarzy, rzucały do wody listki. Antosia zdrzemnęła się nawet w bujającym się na wodzie kajaku.

Ostatnim akcentem krótkich wakacji w Świętokrzyskiem była audiencja u króla polskich drzew - słynnego dębu Bartek. Żeby dotrzeć do Zagnańska, wystarczy odbić kilka kilometrów z trasy Kielce - Warszawa.

Bilans wycieczki w Kieleckie? Sporo wrażeń, torby pełne gadżetów z Koziołkiem Matołkiem i Babą-Jagą i apetyt na powrót w te strony.

Więcej o:
Copyright © Agora SA