Dzieci najczęściej kupują batony. "Powinny jeść to, co dorośli" - twierdzą rodzice

Większość dzieci w wieku szkolnym samodzielnie kupuje przekąski, wynika z badania Ipsos. Ponadto Polacy uważają, że dzieci powinny jak najszybciej przechodzić na "dorosłe" jedzenie i że same wiedzą, co dla nich dobre. "Niekoniecznie!" - przestrzega dietetyk dziecięcy, Dorota Barańska, komentując wyniki badania.

Kiedy dziecko jest jeszcze niemowlęciem, rodzice najczęściej skrupulatnie przestrzegają zaleceń dotyczących jego diety. Wprowadzają nowe produkty według zaleceń oficjalnego schematu żywienia niemowląt, przecierają, zachęcają, chuchają i dmuchają. Po pierwszych urodzinach kontrola rodzicielska słabnie, około trzecich prawie zanika. Z przeprowadzonego przez Ipsos badania, dotyczącego zwyczajów żywieniowych Polaków i ich stosunku do odżywiania dzieci, wynika, że ponad połowa rodziców dzieci w wieku 3-8 lat uważa, że powinny one jak najszybciej jeść to samo, co dorośli. Jeśli chodzi o rodziców starszych dzieci (9-14 lat), liczba dorosłych, przekonanych, że ich dzieci powinny jeść to samo, co oni, wzrasta do 79 proc. Według badanych, dzieci doskonale wyczuwają, jakie jedzenie jest dla nich dobre. Jedzą najczęściej te same posiłki, co rodzice, same decydują, ile chcą zjeść, a gdy zaczynają chodzić do szkoły samodzielnie kupują przekąski w szkolnych sklepikach. Głównie batony.

Schabowy i bigos?

3/4 rodziców przyznaje, że prawidłowe odżywianie dzieci jest dla nich bardzo ważne, a jednocześnie większość z nich chciałaby, żeby ich dzieci jak najszybciej przechodziły na "dorosłą" dietę. Dorota Barańska, dietetyk dziecięcy, twierdzi, że dziecko kończąc pierwszy rok życia rzeczywiście może jeść większość produktów spożywczych: wszystkie rodzaje mięsa, prawie wszystkie owoce, warzywa, produkty nabiałowe, itp. - Wtedy też powinno być powoli przestawiane na żywienie "rodzinne" - uważa dietetyczka. - Nie oznacza to jednak, że takie dziecko może jeść wszystkie potrawy. Ważne jest co - i w jaki sposób - przygotowujemy z tych składników. Im zdrowiej i bardziej prawidłowo żywi się rodzina, tym szybciej dziecko może jeść to samo, co dorośli - podkreśla Dorota Barańska.

Anna, mama 9-letniego Mateusza i 3-letniej Julii, wychodzi z podobnego założenia. Uważa, że jeśli rodzice odżywiają się racjonalnie i prawidłowo, to nie ma przeciwwskazań, żeby dziecko jadało to samo, co dorośli członkowie rodziny. - Zwłaszcza jeśli jest w wieku szkolnym, tak jak mój syn - dodaje. - Kiedy był młodszy ograniczałam smażone potrawy, nie dawałam gotowych ciastek, żeby unikać tłuszczów trans, do teraz nie daję też dzieciom żadnych produktów w wersji light.

Zjedz chociaż mięsko

Czasy, w których dorośli nakłaniali dzieci do zjedzenia całego obiadu, należą już do przeszłości - wynika z badania przeprowadzonego przez Ipsos. Współczesne dziecko nie usłyszy też raczej od swoich rodziców zdania typu "Zjedz mięsko, zostaw buraczki", bo badani deklarują, że ich dzieci samodzielnie decydują o tym, ile chcą zjeść. To co dostają do jedzenia, zależy natomiast od wieku: dieta młodszych dzieci (3-8 lat) w większym stopniu podlega kontroli rodziców niż dieta starszych dzieci, tych w przedziale wiekowym 9-14 lat. Uczniowie, jak twierdzi 2/3 rodziców, zawsze, lub prawie zawsze, decydują samodzielnie o tym, co będą jeść. 96 proc. badanych mówi, że ich dzieci regularnie zjadają trzy posiłki dziennie, 3/4 dodaje do tego drugie śniadanie, najczęściej kanapkę z serem i wędliną, owoce i soki, a zdaniem 40 proc. rodziców ich dzieci zjadają również przekąskę pomiędzy obiadem a kolacją.

Dorota Barańska mówi, że najlepszy model odżywiania to taki, w którym rodzic decyduje o tym, co dziecko je, a ono podejmuje decyzję ile tego zjada. - Oczywiście starsze dzieci powinny mieć pewną swobodę wyboru, nie tylko co do ilości, ale i rodzaju produktu, - wyjaśnia dietetyczka - ale tylko w granicach zakreślonych przez rodzica, uwzględniających aspekty zdrowotne i praktyczne. Swobodzie wyboru powinna towarzyszyć aktywna edukacja dziecka w domu i w szkole, dotycząca zasad zdrowego żywienia. Dorośli powinni wyrabiać w dzieciach prawidłowe nawyki żywieniowe poprzez dawanie dobrego przykładu.

Modne przekąski

O dobrym przykładzie może mówić Eliza, mama 12-letniej Zosi. W szkole jej córki panuje moda na chrupanie pełnoziarnistych płatków śniadaniowych: - To jest trendy wśród jej koleżanek i właśnie to kupuje w sklepiku - mówi Eliza. - Ale jest tez moda na picie takich najzwyklejszych, najpodlejszych oranżad - dziewczyny się nawet fotografują z butelkami tego napoju! - śmieje się. Nie przejmuje się tym zbytnio, bo poza tym jej córka pija wyłącznie wodę i to w dużych ilościach. 2/3 dzieci w wieku 9-14 lat kupuje samodzielnie przekąski, wynika z badania Ipsos. Najczęściej wybierają batony i wafle (39 proc.), owoce (25 proc.) oraz drożdżówki (21 proc.). Po chipsy sięga 18 proc. uczniów w tym wieku, a po napoje gazowane od 11 proc. (napoje owocowe) do 13 proc. (cola). Dorota Barańska podkreśla, że na pewnym etapie rozwoju dziecko musi zacząć samodzielnie podejmować decyzje dotyczących drobnych zakupów spożywczych. - Ważne jest, by dobrze przygotować je do takich wyborów - podkreśla i dodaje, że na rodzaj nabywanych przez dzieci przekąsek ogromy wpływ mają reklamy i sam asortyment sklepików szkolnych.

Oferowane w tych punktach produkty często oskarża się o powodowanie otyłości wśród dzieci. Dyrektorzy szkół umywają ręce, argumentując, że sklepiki są dzierżawione osobom prywatnym więc szkoła nie ma wpływu na ich asortyment. Z ubiegłorocznego raportu NIK wynika, że w 75 proc. automatów w szkołach i w 87 proc. sklepików dzieci mogą kupić chipsy, słodkie gazowane soki, a nawet napoje energetyzujące. Do walki z zaopatrzeniem szkolnych sklepików stanęła m.in. radna z Opola, Beata Kubica (SLD), która przygotowała projekt uchwały walczącej ze śmieciową żywnością w szkołach. Podobne akcje podejmowali radni z Tychów czy Gdańska. Okazuje się jednak, że rozwiązanie pozornie najprostsze, czyli wyrzucenie automatów ze słodyczami ze szkół i zakazanie ajentom sklepików sprzedaży niezdrowej żywności, byłoby niezgodne z prawem, bo ograniczałoby uczciwą konkurencję. W Tychach akcja jednak się powiodła - uchwalono tzw. uchwałę intencyjną, zaakceptowaną przez Naczelny Sąd Administracyjny, która jasno precyzuje politykę miasta, ale niczego nie zakazuje. Dzięki tej uchwale, dyrektorzy szkół mogli jasno określić w umowach z ajentami sklepików czego nie mogą sprzedawać w danej szkole.

Dziecko wie, co dla niego dobre?

Rodzice, którzy wzięli udział w badaniu Ipsos, twierdzą, że najlepszy jest tradycyjny model odżywiania, jednocześnie jednak zachęcają swoje dzieci do poznawania nowych potraw i produktów. Połowa rodziców młodszych dzieci (do 8 lat) przyznaje, że zwraca też uwagę na reklamy produktów żywnościowych dla dzieci i że woli kupować jedzenie sprawdzonych producentów. Ankietowani uznali również, że ich dzieci nie tylko decydują o tym, ile jedzą, ale potrafią też intuicyjnie wyczuwać, jakie jedzenie jest dla nich dobre. Dorota Barańska mówi, że w tym przypadku należy zachować ostrożność: - Wybór powinien jednak znajdować się pod ścisłą kontrolą opiekunów - uważa dietetyczka.

Z tegorocznego raportu przygotowanego przez Światową Organizację Zdrowia (WHO) wynika, że polskie dzieci są coraz grubsze. 29 proc. jedenastolatków ma nadwagę, co stawia nas na 7 miejscu pośród 39 krajów Europy i Ameryki uczestniczących w badaniu. Te dane obrazują ponadto, iż przynajmniej część rodziców przekonanych, że ich dzieci potrafią dokonywać słusznych wyborów w zakresie odżywiania, jest w błędzie. - Nie liczmy na to, że nasz instynkt podpowie nam prawidłowy sposób żywienia - przestrzega Dorota Barańska. - Nasz gatunek przez tysiąclecia był skazany na okresowe głodowanie i dlatego instynktownie wybieramy produkty wysokokaloryczne - tłuste i słodkie. Takich wyborów instynktownie dokonują też dzieci, a przecież obecnie nie cierpimy na niedobory energetyczne - zauważa.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.