Dziecko poznaje historię Polski

Może w czasie wakacyjnych podróży traficie do Gniezna, Biskupina czy na górę Ślężę. A może wyprawicie się tam tylko w wyobraźni? Przeczytajcie wtedy razem z dziećmi tę opowieść o pradawnych dziejach Polski.

Kiedyś wszędzie wokół był las. Mieszkały w nim wilki, dziki i potężne tury. Odważni ludzie całymi rodzinami osiedlali się w lesie, wycinali drzewa, by powstało pole, siali zboże, hodowali zwierzęta. Razem było łatwiej i bezpieczniej, dlatego rodziny przyłączały się do innych rodzin. Ludzie mieszkający w sąsiedztwie mówili tym samym językiem i stanowili jedno plemię. Z połączonych małych plemion powstały większe, a z nich - całe narody, np. my, Polacy.

Trzej bracia

Wszystko zaczęło się od rodziny. Dawno temu żyli sobie trzej bracia - Lech, Czech i Rus. Gdy dorośli, wyruszyli w świat. Jechali przez lasy, góry i rzeki, aż dotarli do rozstaju dróg. Tu się pożegnali i każdy poszedł w inną stronę.

Lech wędrował długo, aż zobaczył wielkie drzewo, a na nim gniazdo pięknego ptaka o potężnym dziobie. Spodobało mu się to miejsce i zbudował tam dom, a potem gród (ogrodzone osiedle). Nazwał go Gnieznem (na pamiątkę tamtego gniazda) i postanowił, że jego szczęśliwym znakiem, czyli godłem, będzie ptak, który w gnieździe mieszkał. Miasto Gniezno istnieje do dziś, a tego ptaka - orła - można zobaczyć np. na naszych monetach. Bo Lech to praprapradziadek nas Polaków.

A co się stało z jego braćmi - Czechem i Rusem? Każdy z nich założył swój gród i stał się ojcem nowego narodu. To oczywiście tylko legenda, ale Polacy, Czesi i Rosjanie rzeczywiście mają ze sobą coś wspólnego - na przykład mówią podobnymi językami.

A jak było naprawdę? Każde plemię miało swoją nazwę, wziętą nie bez powodu. Nad morzem mieszkali Pomorzanie, niedaleko góry Ślęży - Ślężanie, nad rzeką Wisłą - Wiślanie. Najważniejsi okazali się Polanie (może nazywali się tak, bo mieli największe pola?). To władcy Polan z rodu Piastów połączyli wiele dużych plemion, no i pewnie dzięki nim nazywamy się dzisiaj Polakami.

Niebezpieczny świat

Nasi przodkowie wierzyli, że światem rządzi wielu bogów. Najważniejszym z nich był Światowid. Wyobrażano sobie, że ma cztery twarze, które patrzą w cztery strony i może widzieć cały świat.

Ludzie nie wiedzieli, czym są gwiazdy, ani nie oglądali w telewizji prognozy pogody. Wierzyli więc, że np. burzą, piorunami i błyskawicami kieruje inny bóg - Perun, wiatrem - Pogwizd, a słońcem - Swaróg. Mieli też boginie - np. Ladę, boginię piękna i Dziewannę - boginię wiosny.

Po zmroku nie chodzili do lasu ani nad rzekę, żeby nie spotkać jakiejś jędzy albo innych nieprzyjemnych stworów - wiłów, rusałek i wilkołaków. Teraz można się na nie natknąć tylko w bajkach, ale wtedy nawet dorośli się ich bali.

Życie codzienne

Niełatwo się żyło w tamtych czasach, nie tylko z powodu strachów. O cegłach nikt jeszcze nie słyszał, a większość ludzi mieszkała w ziemiankach. Pewnie nie wiecie, co to jest? Wyobraźcie sobie dużą norę wykopaną w ziemi, z malutkimi drzwiami i oknami. Wszyst-ko po to, żeby było cieplej, bo w takim domku nie było kaloryferów. Rozpalało się tylko ognisko, przy którym można się było ogrzać i ugotować coś do jedzenia. Podłoga pod ogniskiem (a najczęściej w całym domu też) była z ubitej gliny, więc na szczęście nie mogła się zapalić.

Panowie nosili w tamtych czasach koszule, spodnie i coś w rodzaju bluz, a w zimie kożuchy. Panie - koszule i suknie wierzchnie z długimi rękawami, no i oczywiście różne ozdoby - szklane i bursztynowe korale, pierścionki i metalowe kolczyki.

Inni mieszkańcy

W tym samym domu albo tuż obok mieszkali inni lokatorzy. Mogły to być psy, owce, krowy, świnie (choć z powodu kłów i długiej sierści bardziej przypominały dziki). Trzymano też duże i silne zwierzęta, które potrafiły pracować w polu i ciągnąć wozy. Ale nie były to konie, tylko woły. Koń dużo kosztował i mogli sobie na niego pozwolić tylko ludzie bogaci. Zresztą służył do jazdy, a nie do pracy w polu. Przed myszami chroniły dom nie koty tylko zwinne długoogoniaste łasice.

Aha, zapomniałem o jeszcze jednych mieszkańcach, którzy opiekowali się domem i całym gospodarstwem. Były to ubożęta - dobre skrzaty. Ludzie pamiętali o nich i zawsze zostawiali im w kąciku resztki jedzenia. Ciekaw jestem, co się teraz dzieje z ubożętami. Może tak jak łasice przeprowadziły się do lasu?

Książę pan

Najważniejszy w całym kraju był książę. Wszyscy musieli się go słuchać. Miał swoją drużynę (tak nazywało się jego wojsko), która go broniła. Ale nie tylko, bo pilnowała porządku w całym kraju. Jeśli zbójcy okradli kupca, który jechał drogą, wojownicy z książęcej drużyny ścigali go jak dzisiejsi policjanci.

Książę był też kimś w rodzaju sędziego: jeśli dwaj ludzie się pokłócili, mówił, kto ma rację albo jak się mają pogodzić.

Mieszko i chrzest

Czy widzieliście kiedyś chrzest? Teraz rodzice i rodzice chrzestni przynoszą małe dziecko do kościoła, a tam ksiądz modli się i polewa głowę dziecka wodą. Kiedyś wyglądało to inaczej...

Zaczęło się od tego, że pewien książę przyjął chrzest. Książę był dorosły i rodzice nie nieśli go na rękach, tylko sam przyszedł. W dodatku nie do kościoła, bo kościołów nie było. Księży też u nas nie było, więc na chrzest przyjechał ksiądz z Czech. A książę musiał się cały zanurzyć w wodzie. I to była ważna chwila nie tylko w jego życiu. Bo razem z nim chrzest przyjęli jego wojowie, słudzy i - stopniowo - wszyscy mieszkańcy kraju. I od tej chwili liczy się historię Polski. Dlatego warto zapamiętać imię tego księcia: Mieszko. Ciekawie się żyło w tamtych czasach, prawda?

Więcej o:
Copyright © Agora SA