Dlaczego w Polsce nie rodzą się dzieci? Bo kobiety pracują ponad siły.

Widzimy dziecko z brudną buzią. Ciekawe ile osób pomyśli: "matka nie umyła", a ile "rodzice nie umyli". Nadal jest w nas bardzo silnie zakorzenione przekonanie, że mężczyzna jest osobą odpowiedzialną za zdobycie pieniędzy na utrzymanie, a kobieta zajmuje się ogniskiem domowym. Z Anna Zachorowską - Mazurkiewicz, dr ekonomii z Uniwersytetu Jagiellońskiego rozmawia Joanna Biszewska.

Joanna Biszewska: Matki małych dzieci w całej Polsce strajkują. Wszystkie, z dnia na dzień, przestają świadczyć nieodpłatną pracę na rzecz domu i członków rodziny. Odczujemy zmianę?

- Dr Anna Zachorowska-Mazurkiewicz : Trudno sobie wyobrazić, abyśmy tej zmiany nie odczuli. Globalnie to na kobietach spoczywa więcej obowiązków niż na mężczyznach. Według danych UNDP z 1995 roku - Human Development Repor, kobiety wykonują 53 proc. pracy na świecie, mężczyźni 47 proc. Dysproporcja wydaje się niewielka, ale wejdźmy do środka tych danych. W tych 47 proc. pracy wykonywanej przez mężczyzn, aż 75 proc. to praca odpłatna. W przypadku kobiet, jedynie 33 proc. z ich pracy zostaje finansowo nagrodzona. Oznacza to, że 2/3 pracy kobiet takiej jak opieka nad dziećmi, praca nad rzecz członków rodziny, na rzecz najbliższego otoczenia i społeczności lokalnej jest wykonywana nieodpłatnie.

Dane które tu przytaczam mają 20 lat, ale nie zmieniło się w tym temacie zbyt wiele. Jeśli przełożymy te liczby na hipotetyczną sytuację strajku kobiet, to nagle okaże się, że praca jest po prostu niewykonana. Ale to sytuacja utopijna i nigdy nie będzie miała miejsca, z tego powodu, że kobiety po prostu troszczą się o innych i troszczyć się nie przestaną.

I ta troska oznacza, że doba pracującej mamy z małymi dziećmi powinna trwać o wiele dłużej niż tylko 24 godziny.

- Główny Urząd Statystyczny co dwanaście lat bada tzw. budżet czasu. Dzięki ich badaniom wiemy ile czasu spędzamy na wykonywaniu różnych czynności. Jeżeli przyjrzymy się młodemu pracującemu małżeństwu z małymi dziećmi bez obowiązków opiekuńczych wobec osób dorosłych, to w takim układzie kobiety pracują o 30 proc. dłużej niż mężczyźni. Oznacza to, że na 100 godzin pracy mężczyzny, przypada 130 godzin pracy kobiety.

Lubimy wszystko przeliczać na sumy, dzięki nim, mamy pojęcie co jaką ma wartość. Na ile wycenia się nieodpłatną pracę kobiet?

- To, że nieodpłatna praca nie jest wliczana do PKB, nie oznacza, że jej nie ma. Wartość takiej pracy, w zależności od gospodarki, waha się od 20 do ponad 50 proc. wartości PKB. Według dr Beaty Mikuty, autorki pracy "Studia nad wartością pracy domowej w mieście i na wsi" wartość nieodpłatnej pracy kobiet w naszym kraju to 23 proc. PKB. Żadna gospodarka nie jest w stanie funkcjonować bez darmowej pracy wykonywanej przez kobiety na rzecz rodziny. To od jakości i ilości tej pracy zależy istnienie społeczeństw, bo bez pracowników, żadna gospodarka nie będzie trwała.

To dlaczego dla gospodarki praca kobiet (opieka nad dziećmi, opieka nad starszymi osobami w rodzinie, opieka nad osobami niepełnosprawnymi, gotowanie, pranie, prasowanie, zmywanie, sprzątanie) jest tak mało istotna. Z wygody?

- Widzimy i odczuwamy, że - nie tylko w Polsce, ale na świecie - ogranicza się opiekuńcze wsparcie państwa. Tnie się wydatki na oświatę, politykę społeczną, na służbę zdrowia. Ten globalny trend przez niektórych jest nazywany neoliberalizmem. Wydatki są obcinane, ale przecież obowiązek opieki jako takiej nie znika. Przecież to, że przekazuje się mniej pieniędzy np. na oświatę, nie oznacza, że nagle mniej dzieci będzie korzystało z ośrodków opiekuńczych opieki instytucjonalnej. Raczej oznacza to, że ktoś musi te obowiązki opieki przejąć.

Diane Elson, brytyjska ekonomistka, uważa, że istnieje ukryte założenie o nieograniczonej podaży pracy kobiet, które mogą przejąć na siebie każdą ilość dodatkowych obowiązków opiekuńczych. Nieodpłatną pracę kobiet najwygodniej jest potraktować jako obowiązek. Podam przykład. Jeżeli mamy osobę chorą, która korzysta z państwowej opieki zdrowotnej, ale z jakiś powodów traci opiekę instytucji, mimo że w dalszym ciągu wymaga pomocy, to założenie jest takie, że ktoś z najbliższej rodziny przejmie opiekuńcze obowiązki nad tą chorą osobą.

Dla większość z nas to normalne. Mamy rodziny, dzieci, domy, mamy zatem zobowiązania.

- Niedostrzeganie wartości nieodpłatnej pracy, nienazywanie obowiązków, które kobiety wykonują w domach pracą, jest wygodne. Państwo pozbywa się finansowego obciążenia i zakłada, że praca związana z opieką i tak zostanie wykonana. Pomimo tego, że wiemy jaką wartość ma nieodpłatna praca kobiet, bo mamy wgląd do statystyk prowadzonych przez różne państwa, to nie włącza się jej do rachunków PKB.

Dlaczego się tego nie robi?

- Niektóre państwa dysponują tzw. rachunkami satelitarnymi. To rachunki, które są prowadzone równolegle do tych narodowych. Te satelitarne pokazują jaka jest wartość pracy nieodpłatnej. Rachunki narodowe są naliczane od początków lat 30-tych poprzedniego wieku i od tego czasu są one w miarę jednolicie prowadzone. Takie dostosowanie rachunku narodowego do tego, aby włączyć do niego prace nieodpłatną oznaczałoby kilkadziesiąt procent wzrostu PKB.

I jeszcze jedna bardzo ważna rzecz. Czy my wszystko chcemy przeliczać na pieniądze? Czy na pewno chcemy aby opieka nad dziećmi była postrzegana jako kolejna usługa? Przecież ta opieka to nie tylko kwestia ilości godzin, które spędzamy z dziećmi, ale również jakości. Praca opiekuńcza jest tzw. pracą relacyjną. Oznacza to, że owszem, wykonujemy prace, ale jednocześnie budujemy relację. Na ile wycenić takie relacje? Czy w ogóle jesteśmy w stanie to zrobić? Czy my czegoś nie stracimy jeśli zaczniemy wyceniać każdą czynność związaną z domem i opieką?

Do tego dochodzą jeszcze kwestie techniczne. Bardzo trudno jest wychwycić różnice pomiędzy produkcją a konsumpcją. Możemy stwierdzić, że gotujemy obiady dla rodziny i jest to praca, ale przecież niektórzy z nas gotują, bo lubią to robić. I teraz: czy to jest produkcja czy to jest konsumpcja? Jeżeli gotuję i piekę ciasta bo sprawia mi to przyjemność, bo w ten sposób się odstresowuję, to takie gotowanie jest konsumpcją, nie powinno zatem zostać wliczone do produkcji. M.in. z tych powodów nie wydaje mi się aby nieodpłatna praca została wliczona do PKB. Natomiast to, co powinno być zrobione w Polsce i co jest możliwe, to wprowadzenie rachunku satelitarnego, który pokaże jaka jest realna wartość nieodpłatnej pracy.

Kobiety, które próbują wrócić na rynek pracy mówią: "nie pracowałam, zajmowałam się domem". Tak mamy wpojone, że skoro nie zarabiamy pieniędzy, to znaczy, że nie pracujemy.

- Pracą nazywamy te czynności za które otrzymujemy wynagrodzenie. Jeżeli za coś nie dostajemy pieniędzy, udajemy, że to pracą nie jest. Wolontariatu nie nazywamy pracą, bo zakładamy, że to coś co wykonujemy bo mamy dobre serce i chcemy komuś pomóc. Tymczasem, jeśli przyjrzymy się kartom historii, w starożytności było wręcz odwrotnie. Praca to było coś co wiązało się z tworzeniem relacji międzyludzkich, ze wspomaganiem rodziny, a te wszystkie czynności, które my dzisiaj wykonujemy za pieniądze spoczywały na barkach niewolników. Dzisiaj mamy tego zupełne odwrócenie.

Kobiety wychowuje się w duchu, że ich obowiązkiem jest dbanie o innych. To, z ekonomicznej perspektywy, po prostu wygodnie dla funkcjonowania społeczeństwa.

- Jeżeli chodzi o kwestie odbioru nieodpłatnej pracy wykonywanej przez kobiety, to w odczuciu społecznym nie jest ona uznawana za pracę lecz za obowiązek. Mówimy "obowiązki opiekuńcze", "obowiązki rodzinne", a nie "praca opiekuńcza" czy "praca na rzecz rodziny". Kiedy gotujesz obiad dla rodziny, a potem zmywasz talerze po tym obiedzie, to wykonujesz swoje obowiązki, nie pracę. Te obowiązki są rzeczywiście częściej przypisywane kobietom.

Ale już nie tylko. Coraz więcej ojców angażuje się w życie domu i wychowanie dzieci.

- W tej dziedzinie bardzo powolutku, ale następuje zmiana. Nasze pokolenie jest już inne niż np. pokolenie naszych rodziców. Dla współczesnych młodych ojców opieka nad dziećmi wydaje się czymś normalnym. Ojcowie przewijają dzieci, chodzą z nimi na spacer, do lekarza, na plac zabaw, przygotowują posiłki, nawet jeśli są to obiadki ze słoiczków. Dla pokolenia wstecz te wszystkie czynności były po prostu obowiązkiem kobiety, mężczyzna twierdził, że nie może dotknąć dziecka, bo się ono rozpadnie. Podział ról ze względu na płeć był uważany za naturalny. Mężczyzna był w pracy, a kobieta opiekowała się dziećmi i domem. Dzisiaj nadal często tak jest, ale obserwujemy też, że zmienia się podejście młodych ludzi do podziału obowiązków w domu.

A mimo to, wobec kobiet i mężczyzn wykorzystywane są podwójne standardy. Za dobrostan dzieci, w odbiorze społecznym, odpowiedzialne są przede wszystkim matki.

- Widzimy dziecko z brudną buzią. Ciekawe ile osób pomyśli: "rodzice nie umyli", a ile: "matka nie umyła". W swoim życiu spotkałam się z sytuacją, kiedy pojawienie się w towarzystwie mężczyzny w niewyprasowanej koszuli skończyło się tym, że wszyscy byli przekonani, że to żona nie wywiązała się ze swoich obowiązków. Nadal jest w nas bardzo silnie zakorzenione przekonanie, że mężczyzna jest osobą odpowiedzialną za zdobycie pożywienia, a kobieta zajmuje się ogniskiem domowym.

Co musiałoby się zmienić aby ojcowie mocniej zaangażowali się w wychowanie dzieci?

- Byłam na odczycie profesora z Australii który mówił o tym, co może spowodować, aby mężczyźni czuli się niezbędni w domu. Opowiadał o badaniach, które przeprowadzono w Australii, i z których jasno wynika że, aby ojciec zdecydował się na urlop rodzicielski, należy zagwarantować mu pełne wynagrodzenie za cały okres, w którym on przebywa w domu. Jeżeli tylko zaproponuje się wynagrodzenie niższe niż to, które otrzymywał w pracy, wówczas nie zdecyduje się na urlop rodzicielski. I w tym kontekście wiemy, że mężczyźni nie zaangażują się w opiekę nad dziećmi w sytuacji, kiedy zostaną pozbawieni swojego całkowitego wynagrodzenia.

W Polsce, w czasie transformacji czyli na początki lat 90-tych bardzo mocno ograniczono liczbę ośrodków opieki wczesnej edukacji czyli żłobków i przedszkoli. Dlaczego uderzono właśnie w te ośrodki?

- Założenie było takie, pomimo tego, że dzieci nie jest mniej, to ktoś i tak przejmie nad tymi dziećmi opiekę. Obowiązek ten spoczął w gestii matek i babć.

Dzisiaj matki, których dziecko nie dostaje miejsca w państwowym żłobku czy przedszkolu, proszą o pomoc babcie. I to kolejna, olbrzymia grupa kobiet, która nieodpłatnie zajmuje się codzienną opieką nad młodymi obywatelami.

- Od młodych kobiet oczekuje się, że będą nie tylko świetnymi matkami, ale też dyspozycyjnymi, uniwersalnymi pracownicami. Jeśli dziecko nie dostało miejsca w żłobku/przedszkolu, państwo zakłada, że rodziny i tak sobie z tym jakoś poradzą. Przecież wiadomo, że nie zostawią dziecka bez opieki, że zawsze znajdzie się babcia czy bezdzietna ciocia, która zajmie się dziećmi w czasie, kiedy rodzice pracują zawodowo. Opieka krewniacza to najpopularniejsza w Polsce forma zajmowania się dziećmi pracujących matek.

Ewentualnie, co majętniejsze rodziny, mogą korzystać z prywatnych placówek oświatowych.

- Prywatyzacja opieki instytucjonalnej to próba radzenia sobie przez państwo z sytuacją niedoboru placówek oświatowych. Zmiana ustawy o żłobkach i przedszkolach w 2010 roku otworzyła możliwości rozwijania prywatnej działalności gospodarczej w formie prowadzenia usług opiekuńczych. W mieście, w którym mieszkam spotkałam się z opinią władz samorządowych, że w Krakowie jest taka liczba miejsc w przedszkolach, która odpowiada ilości przedszkolaków. Ale nie zostało powiedziane, że jest to liczba łączna miejsc w instytucjach prywatnych, które są odpłatne i w instytucjach państwowych, które też są odpłatne, ale w mniejszym stopniu. I teraz, widzimy, że z jednej strony państwo przerzuca opiekę na rodziny, a z drugiej następuje prywatyzacja usług opiekuńczych. Ilość miejsc rzeczywiście wzrasta, istnieją możliwości, rodzice mogą pracować i korzystać z prywatnego ośrodka, tylko tutaj pojawia się kwestia, kogo na to stać?

W zależności od tego gdzie takie przedszkole jest stworzone , czy to jest stolica, duże miasto, niewielka miejscowość, ceny są różne i dostosowane do warunków życia w danym mieście. Jednak często są to ceny, które powodują, że część osób nie może z tych placówek skorzystać. I mamy kolejny podział, na tych rodziców, których na prywatne żłobki/przedszkola stać i na tych, którzy nie mogą pozwolić sobie ten luksus.

Trudno się dziwić, że w takiej sytuacji, młode kobiety boją się zostać matkami. Zamiast przyjrzeć się realnej, ekonomicznej sytuacji młodych kobiet w Polsce, to obwinia się je za to, że nie chcą rodzić dzieci. Jak w spocie fundacji Mamy i Taty "Zdążyłam zrobić karierę, ale nie zdążyłam zostać mamą", gdzie widzimy kobietę po 30-tce która, co prawda była w Tokio, ma piękny apartament, ale to wszystko jest do niczego, bo nie ma dzieci.

- Istnieją sposoby na zachęcenie Polek do tego, aby zakładając rodziny czuły, że nie zostały pozostawione same sobie. Z różnych rozwiązań, które wydają się sensowne, ale żadne z nich nie występują w Polsce, najbardziej odpowiada mi zagwarantowanie opieki instytucjonalnej, nie tylko małym dzieciom, ale również i ich rodzicom. W sytuacji kiedy np. dziecko nie dostaje się do państwowego przedszkola, państwo kontraktuje prywatne przedszkola. To nie jest tak, że państwo musi być pracodawcą. Można skorzystać z rozwiązana, kiedy państwo zapewnia środki na prywatnie oferowane usługi.

Opieka instytucjonalna, poza tym, że umożliwia matkom uczestniczenie w życiu zawodowym, to również daje im możliwość rozwoju. Dzieci, aby się społecznie rozwijać, potrzebują rówieśników, bo w grupie najlepiej się socjalizują. To nie jest tak, że przedszkole to przechowywanie dzieci, tam dzieci uczą się przede wszystkim relacji społecznych i to jest niemożliwe do przeprowadzenia w domu. Przedszkole to wartość dodana.

Druga rzecz, która jest ważna i przestrzegana w innych państwach europejskich, to gwarancja zatrudnienia. Kobiety będą skłonne do tego, aby rodzić dzieci, w momencie, kiedy będą wiedziały, że to, że posiadają dzieci nie wpłynie negatywnie na ich status na rynku pracy.

W Polsce kobieta nadal postrzegana jest jako matka. Kiedy idzie do pracy, spotyka się z założeniem, że skoro ma dwójkę małych dzieci, to oznacza, że większość czasu pracy spędzi na L4, które weźmie na dzieci. Kiedy o prace ubiega się młody ojciec, żaden pracodawca nie zakłada, że będzie chodził na zwolnienia, w przypadku kobiet-matek, to pierwsza myśl. Jeżeli weźmiemy pod uwagę realia i fakt, że duża grupa młodych kobiet chce pracować, to posiadanie dziecka nie powinno uniemożliwiać tej pracy. Dlatego zapewnienie pracy zgodnej z kwalifikacjami jest konieczna do tego, aby młode kobiety poczuły się bezpiecznie - chodzi tu o bezpieczeństwo ekonomiczne - na tyle, że będą mogły zrobić wielomiesięczną przerwę w zatrudnieniu, którą przeznaczą na opiekę nad dzieckiem. To z kolei przełoży się na rozwój zarówno naszego społeczeństwa, ale i gospodarki.

Dr Anna Zachorowska -Mazurkiewicz: ekonomistka, adiunkt w Instytucie Ekonomii i Zarządzania Uniwersytetu Jagiellońskiego, członkini Think Tanku Feministycznego. Zajmuje się ekonomią instytucjonalną i feministyczną, jest autorką książki "Kobiety i instytucje: kobiety na rynku pracy w Stanach Zjednoczonych, Unii Europejskiej i Polsce" oraz współredatorką zbioru "Gender i ekonomia opieki".

Aplikacja Moje Dziecko z eDziecko.pl dla rodziców niemowląt. Pobierz za darmo

Książka, która ma takie działanie jak filiżanka aromatycznej czekolady. Przeczytaj "Perfekcyjna matka nie istnieje. No i co z tego?" >>

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.