Wychowanie bez nagród i kar

Jak wyobrażamy sobie nasze dziecko w przyszłości? Jakie chcemy, żeby było? Potulne, podporządkowane? A może niezależne, energiczne, radosne? Mające swoje zdanie i determinację, aby realizować plany i marzenia?

Takie pytanie pada w książce "Wychowanie bez nagród i kar, rodzicielstwo bezwarunkowe" Alfie Kohna. Autor zachęca do postawienia go sobie zawsze wtedy, gdy zastanawiamy się, co zrobić, żeby nasze dziecko było grzeczne, posłuszne, spolegliwe. Żeby podporządkowywało się bez dyskusji wytycznym, żeby bez mrugnięcia powieką, natychmiast, bez szemrania wykonywało nasze polecenia.

Większość z nas, przyznajcie, chciałaby, żeby tak było, bo... byłoby dużo łatwiej, szybciej, sprawniej.

W codziennym życiu, nawet w rodzinie, wśród bliskich, trudno uniknąć różnicy zdań. Zarówno wtedy, gdy mamy w domu krnąbrnego dwulatka, jak i starsze dziecko, które nie chce odrabiać lekcji albo nigdy nie ściele łóżka.

Pierwszym odruchem większości z nas jest wówczas odwołanie się do metod, które sami dobrze znamy z dzieciństwa: "jak się ładnie ubierzesz, dostaniesz cukierka", "jak nie sprzątniesz, nie wyjdziesz na dwór", "jak odrobisz wszystkie lekcje, będziesz mógł grać na komputerze"... Krótko mówiąc, odwołamy się do filozofii kija i marchewki, którą Alfie Kohn wywraca w swojej książce do góry nogami.

Kij ma dwa końce

Kohn stawia sprawę jasno: kara i nagroda to dwa bieguny tej samej metody wychowawczej, która ma zadziwiająco wiele wspólnego z tresurą. Jeśli dziecko zrobi to, co nam się nie podoba, "dostaje po łapach", jeśli zaś zachowa się tak, jak chcemy, "dostanie cukierek". Pamiętacie doświadczenia behawiorystów i psa Pawłowa? Z tej szkoły psychologicznej wywodzą się również pojęcia, które często padają w książce - miłość i wychowanie warunkowe i bezwarunkowe. Jakie są między nimi różnice? W wychowaniu warunkowym uwaga koncentruje się na zachowaniu dziecka; w bezwarunkowym zaś na dziecku jako całości - zarówno na tym, co robi, jak i na tym, co myśli i czuje. Według zasad wychowania warunkowego miłość rodziców to przywilej, na który trzeba zasłużyć, natomiast w wychowaniu bezwarunkowym miłość rodzica to dar, który się po prostu dziecku należy.

Kara

Przyjrzyjmy się skrajnemu biegunowi miłości warunkowej, czyli karze. Może ona przybierać różne formy, mniej lub bardziej wysublimowane, od kar cielesnych po "karnego jeżyka". Zapewne większość z nas odrzuca bicie dziecka, rozumiejąc przez to również klapsy, jednak pewnie nie jednemu z nas przyszedł do głowy pomysł, aby ryczącego ze złości malucha wysłać do pokoju, by "się uspokoił, przemyślał, wyryczał się".

"Karny jeżyk", który funkcjonuje również jako metoda "time out", to jedna z technik miłości odmawianej - wyrafinowanej kary, która może nie rani dziecka fizycznie, ale zadaje mu cierpienie - powoduje lęk, smutek i poczucie osamotnienia.

I kara, i odmowa miłości komunikują dzieciom, że jeśli robią to, co się nam nie podoba, to my, aby wymusić zmianę zachowania, zadamy im ból.

Nagroda

O ile kary stosuje się wobec braku uległości dziecka, czyli w istocie za "złe zachowanie", o tyle spolegliwość promuje się różnymi formami nagród, począwszy od przysłowiowego cukierka, a skończywszy na pochwale. Większość rodziców dziwi się, słysząc stwierdzenie, że chwalenie dziecka nie służy niczemu dobremu. Trudno bowiem przyjąć do wiadomości, że chwalenie to nic innego jak, znane z behawioryzmu, wzmocnienie pozytywne, lukrowana forma kontroli. Ma służyć wywołaniu i ugruntowaniu u dziecka określonych zachowań. Daje mu do zrozumienia, że jest kochane i zauważone, gdy robi to, co się nam, rodzicom, podoba.

Okrzyk: Wspaniale! ( ) jest osądem. Pozwala dziecku uświadomić sobie, co o nim myślimy. Zamiast Kocham cię!, taka pochwała komunikuje: Kocham Cię, ponieważ dobrze się spisałeś.

Na krótką metę

Kohn podważa skuteczność wychowania metodą kija i marchewki. Zwłaszcza w dłuższej perspektywie. Wymienia za to wiele szkód, do jakich może prowadzić. Kary doraźnie mogą sprawić, że osiągniemy nasz cel. Ale w konsekwencji - oprócz tego, że wyprowadzają dziecko z równowagi - uczą je siłowego rozwiązywania problemów, a także psują nasze relacje z dzieckiem. Kara, czyli siłowe zmuszanie dziecka do podporządkowania się, wywołuje w nim falę negatywnych emocji: począwszy od buntu i gniewu przez poczucie bezradności aż do walki o to, żeby udowodnić, że może się nam przeciwstawić.

Pochwała zaś wywiera na dziecku inny rodzaj presji: "zauważyli mnie, pochwalili, muszę robić, mówić, zachowywać się tak dalej".

W konsekwencji dziecko stara się być mądre, grzeczne, ambitne nie dlatego, że tak jest dobrze, ale dlatego, że wtedy zostaje dostrzeżone i dostaje dowody miłości.

Jak to możliwe, że celowe unieszczęśliwianie dziecka ma na dłuższą metę przynieść korzyści? I skoro kara ma być rzekomo skuteczna, to dlaczego trzeba karać dziecko wciąż od nowa?

Wspólnie ustalmy zasady

Głównym problemem rodziców, zdaniem autora, jest chęć posiadania kontroli nad dzieckiem. Chęć ta wynika z lęku przed rozpuszczeniem dziecka. Rodzice boją się, że "dadzą sobie wejść na głowę". Stąd to przykręcanie śruby, wywieranie presji. Stąd nieliczenie się z upodobaniami, zdaniem, autonomią dziecka. Kohn przestrzega przed nadmierną kontrolą dziecka, gdyż może ona prowadzić do wychowania nadmiernie grzecznego człowieka, który będzie zbyt uległy w dorosłym życiu. Namawia, byśmy pogodzili się z tym, że dziecko będzie walczyć o własny autorytet. I zachęca byśmy stworzyli mu takie warunki, aby samo przejęło kontrolę nad własnym życiem. Pytanie: jak to zrobić? Skoro metody, do których jesteśmy przyzwyczajeni, nie skutkują albo działają, ale tylko na krótką metę, co zrobić, żeby nie tylko dogadywać się z dzieckiem na co dzień, ale również wychować je na porządnego człowieka?

Rodzice, szukając skutecznej metody wychowawczej, często miotają się od twardej dyscypliny do wychowania bezstresowego. Tymczasem, jak twierdzi Alfie Kohn, istnieje złoty środek. Owszem, dziecku trzeba stawiać granice, ale warto je ustalać wspólnie. Trzeba nim kierować, ale dając wskazówki, a nie stale nim komenderując. Trzeba tworzyć mu zdrowe, bezpieczne otoczenie i dawać mu możliwość wyboru, zamiast siłowo lub "słodko" wymuszać posłuszeństwo i ciągle stawiać warunki.

Dzieci potrzebują być kochane bezwarunkowo - to daje im solidny fundament na przyszłość, który jest uformowany z akceptacji bez żadnych zobowiązań.

Wyzwanie dla miłości

Miłość bezwarunkowa, nawet do własnego dziecka, jest wyzwaniem. Zarówno dla początkujących, jak i dla doświadczonych rodziców. Alfie Kohn mówi wręcz, że to nie jest zadanie dla mięczaków. Warto jednak podjąć rękawicę, jeśli chcemy stworzyć rodzinę, w której każdy będzie czuł się ważny, kochany i szanowany.

Trudniej jest kochać dzieci bezwarunkowo, niż po prostu je kochać, trudniej reagować na nie w całej złożoności, niż skupiać się tylko na ich zachowaniu, trudniej rozwiązywać z nimi problemy, wskazywać powody, by robiły to, co słuszne, i pomagać w formułowaniu swoich racji, niż sprawować nad nimi kontrolę z pomocą kija i marchewki".

Cytaty pochodzą z książki Alfie Kohna "Wychowanie bez nagród i kar" Alfie Kohna (Wydawnictwo Mind).

Na Wasze pytania odpowiada psycholog dziecięcy:

@ Czy i jak karać dzieci za złe zachowanie? Psycholog odpowiada

@ Czy mówić dziecku, że jest niegrzeczne? Psycholog odpowiada

@ Co robić, gdy dziecko zaczyna awanturę w sklepie? Psycholog odpowiada

Aby dziecko nas słuchało

Rodzice zwykle zastanawiają się, jak sprawdzić, by dziecko robiło to, co oni każą mu robić. Alfie Kohn proponuje: zacznijcie zastanawiać się nad tym, czego dziecko potrzebuje i jak mu pomóc w realizacji jego potrzeb.

Jak to wykonać w praktyce? Oto jego podpowiedzi.

Miejmy refleksyjny umysł (zastanawiajmy się częściej, jak postępujemy z dzieckiem).

Rozważmy swoje zdanie (czego naprawdę chcemy? może warto je czasami zmienić?).

Miejmy na uwadze dalekosiężne cele (wychowujemy dziecko, by było w przyszłości - no właśnie, jakie?).

Stawiajmy relacje z dzieckiem na pierwszym miejscu (dbajmy o wzajemne zaufanie, cieszmy się ze wspólnie spędzanego czasu, bądźmy przy dziecku w dobrym nastroju, odnośmy się do niego jak najbardziej pozytywnie).

Zmieńmy sposób patrzenia, nie tylko działania (błędy i przewinienia dzieci traktujmy jako okazję, która może je czegoś nauczyć, a nie jak występek, który wymaga wyciągnięcia konsekwencji).

Szanujmy dziecko nade wszystko (traktujmy je serio, nie lekceważmy, nie odnośmy się pobłażliwie, nie zaprzeczajmy jego uczuciom).

Bądźmy autentyczni (nie ukrywajmy naszych uczuć, umiejmy dziecko przeprosić, przyznać się do błędu, tłumaczmy nasze racje, okazujmy szczery entuzjazm wobec jego dokonań).

Mniej mówmy, więcej pytajmy (wsłuchajmy się w pomysły, sprzeciw, odczucia dziecka).

Pamiętajmy o wieku dziecka (dostosujmy oczekiwania do realnych możliwości dziecka).

Przypisujmy dziecku zawsze dobre intencje.

Nie upierajmy się przy swoim "nie", nie używajmy go zbyt często.

Nie bądźmy nieugięci (starajmy się być bardziej elastyczni i spontaniczni w relacjach z dzieckiem).

Nie spieszmy się! (często to właśnie brak czasu, napięty harmonogram wymusza nadmiar kontroli w relacji z dzieckiem).

Więcej o:
Copyright © Agora SA