Mały ateista wśród katolików. Jak mu się żyje?

W Polsce dziecko niewierzących rodziców w swojej grupie rówieśniczej należy do mniejszości. Czy to może być problemem? Niewierzące matki opowiadają nam, z czym wiąże się wychowywanie ateisty w katolickim kraju.

Majowe szaleństwo komunijne ogarnia szkolne korytarze zazwyczaj w drugiej klasie szkoły podstawowej. Długie próby, spotkania w kościele, przygotowania i atmosfera niezwykłości, a do tego rozmowy o sukienkach, fryzurach i poweekendowe licytacje na prezenty - oto rzeczywistość większości polskich ośmiolatków. W tym wszystkim garstka dzieci wyznań innych niż katolickie oraz uczniów z rodzin niewierzących. Jak wygląda wychowanie ateisty jest w Polsce? Czy konstytucyjna wolność wyznania jest respektowana, czy rodziny ateistów napotykają trudności?

"A jak rozróżni dobro od zła?"

Kiedy w polskiej rodzinie pojawia się dziecko, otoczenie z reguły automatycznie zakłada, że zostanie ono ochrzczone i będzie katolikiem. Przekonała się o tym Patrycja, mama dwójki dzieci wychowywanych poza Kościołem: - Zdziwiło mnie, że wszyscy zakładają, że moje dziecko będzie ochrzczone, że w Wielkanoc pójdzie do kościoła z koszykiem - nawet lekarze podczas rutynowych wizyt pytali o święcenie pokarmów - opowiada. - Ale wiem, że nie wynika to ze złej woli, tylko z przekonania, że wszyscy to robimy. Natomiast autentycznie byłam w szoku, kiedy ktoś zapytał mnie, jak zamierzam nauczyć swoje dziecko odróżniać dobro od zła! Tak jakby do tego potrzebny był mi Kościół katolicki. I to było bardzo poważne pytanie... Z kolei mama mojej znajomej, bardzo wierząca i mocno praktykująca pani, zapytała córkę, która miała wątpliwości, czy chrzcić swoje dziecko: "ale czego w takim razie będzie się bać?". Naprawdę! Bóg jest potrzebny dziecku po to, żeby mogło odczuwać lęk... Moja znajoma odpowiedziała mamie pytaniem: "A nie może bać się wilka z bajki?" - opowiada Patrycja.

Rodzina nie wtrąca się w decyzje Patrycji, ale i tak zdarza się jej czasem usłyszeć od krewnych: "Ale co ci szkodzi, niech sobie pochodzi na religię" albo "Posłałabyś córkę do Komunii, dziewczynki tak lubią się stroić w te białe sukienki, to dla nich taki ważny dzień". - I to właśnie mnie załamuje: że katolicy mówią mi, że moje dzieci mają brać udział w tych obrządkach tak po prostu, na pół gwizdka - mówi Patrycja. Z kolei Joanna, mama dwóch nieochrzczonych córek, stwierdza krótko: - Tak to jest u nas, że katolicyzm wysysa się z mlekiem matki i każdy pyta: a już po chrzcinach? - sama ucinała temat lakonicznym "My nie chrzcimy". Niedługo przeprowadzi się z całą rodziną za granicę. - Teściowe podarowali nam z tej okazji medaliki na łańcuszku - opowiada. - Zdziwiłam się, bo znają nasze podejście, nigdy nawet nie pisnęli nic na temat chrztu dziewczynek, a tu nagle wyskakują z Matką Boską. Mój mąż się trochę wkurzył. A ja powiedziałam: dziękujemy, ale wiecie, że nie będziemy ich nosić? W sumie, jakby mi Indianin podarował łapacz snów to też bym się nie obraziła, nawet jeśli nie wierzę, że mnie uratuje od koszmarów - wyjaśnia.

Szkoła stygmatyzuje

Niewierzący rodzice najczęściej boją się tego, co spotka ich dziecko w szkole. Czy będzie wytykane przez rówieśników palcami za to, że nie chodzi na religię? Patrycję najbardziej złości to, że w wielu polskich placówkach edukacyjnych brakuje alternatywy dla uczestniczenia w tych lekcjach, bo nie ma etyki, a katechezy odbywają się w środku zajęć: - Często się na to skarżę i jestem oburzona, że rząd tego nie uporządkuje i nie zauważa faktu, że najmłodsi obywatele tego kraju są najzwyczajniej w świecie dyskryminowani - zżyma się. - Bardzo, ale to bardzo, nie podoba mi się to, że w środku lekcji moje dziecko ma karnie przechodzić do innej grupy (tak jak teraz w przedszkolu) lub siedzieć w świetlicy albo na korytarzu szkolnym, bo reszta dzieci jest w tym czasie na religii. W ten sposób bezrefleksyjnie i z automatu stawia się takie dziecko poza grupą rówieśniczą, pokazuje, że jest "inne" i nie przynależy. A wystarczyłoby obowiązkowo zorganizować etykę, żeby taki uczeń nie musiał być gdzieś "przechowywany" w tym czasie, dać religię na pierwszą czy ostatnią lekcję i problem by nie istniał. Albo - jeszcze lepiej - powinno się wycofać nauczenie religii ze szkół - mówi.

O przeniesieniu lekcji religii poza szkoły mówi też Tosia, ateistka, mama dwójki dzieci: - Moim zdaniem religia w szkole jest skandalem i może powodować różne problemy i poczucie odrzucenia, zwłaszcza u dzieci wrażliwszych. Nie tylko te lekcje w środku zajęć, ale też msze na rozpoczęcie roku, rekolekcje i inne takie. Oczywiście, gdyby religia była w salach katechetycznych i tak dziecko nieuczestniczące czułoby się inne. Ale wtedy trudno. Dzieci mogą się też czuć inne, bo nie mają tatusia, bo mają wadę wymowy, bo są z ubogiej rodziny. Nie oczekuję, że katolicy ze względu na mnie porzucą swoje obyczaje. Natomiast wkurza mnie, że te wszystkie białe tygodnie, próby do Komunii i inne takie są wpisane w kontekst szkoły. Nigdy nie pomyślałam, że to jest powodem, żeby dziecko brało w tym udział. Jeśli moje dzieci będą chciały chodzić, to nie będę się sprzeciwiać, ale nie zamierzam wychodzić z roli osoby niewierzącej - mówi. Jej zdaniem dobrą alternatywą dla religii w szkołach byłyby zajęcia z religioznawstwa. Zgadza się z nią wielu niewierzących rodziców.

"Zazdrościli mi!"

Nie zawsze jednak jest trudno. Paulina, trzydziestokilkulatka z Wrocławia, nie była ochrzczona i twierdzi, że nigdy nie miała problemu z tym, że jako jedyna w klasie nie chodziła na religię i nie uczestniczyła w obchodach katolickich świąt. - W szkole nigdy, ani razu, nie miałam nawet najmniejszych nieprzyjemności z powodu niechodzenia na religię. Nie czepiali się mnie ani koledzy, ani koleżanki, ani nauczyciele. Nikt nawet nie dyskutował o tym ze mną, a w klasie to mi bardziej zazdrościli niż byli nieprzychylni - zapewnia z uśmiechem.

Patrycja była bardzo zdziwiona, kiedy okazało się, że z całej grupy przedszkolnej jej córki aż sześcioro dzieci nie chodzi na religię: - Byłam pewna, że będzie to tylko moja córka i mała muzułmanka z jej grupy, zwłaszcza, że na zebraniu dla rodziców, na początku roku, tylko ja pytałam o to, co w trakcie zajęć będą robić dzieci nieuczęszczające na religię - opowiada. - Byłam więc naprawdę zaskoczona, kiedy okazało się, że wraz z Zosią aż pięcioro innych dzieci przechodzi w tym czasie do grupy młodszych dzieci. Wiem też od znajomych, że właśnie w tej młodszej grupie już ośmioro rodziców zdeklarowało, że ich dzieci nie będą w przyszłym roku chodzić na religię. Wygląda więc na to, że coś się w Polsce naprawdę zmienia, przynajmniej w dużych miastach, bo w mniejszych pewnie wciąż trudno o tak dużą grupę niekatolickich dzieci w jednym roczniku - podsumowuje.

Komunijne zgryzoty

Prof. Ireneusz Krzemiński, socjolog, mówił w "Pytaniu na Śniadanie" (TVP2), że Pierwsza Komunia, jak ślub, jest pewnym rytuałem społecznym. Ten czas może być trudny dla dziecka niewierzących rodziców. Może ono odnosić wrażenie, że pozbawia się je czegoś wyjątkowego, gdyż widzi jak bardzo jego rówieśnicy przeżywają przygotowania do tego wydarzenia. Naturalną potrzebą dzieci w tym wieku jest przynależenie do grupy, w tym przypadku pozostają jednak bardzo widocznie poza nią. Może pojawić się też zazdrość o prezenty i potrzeba wiele mądrości oraz wrażliwości, żeby pomóc dziecku przejść przez ten okres swoistego wykluczenia z grupy.

Zastanawia się nad tym Ewelina: - Moja córka nie będzie miała Pierwszej Komunii, bo nie jest ochrzczona. Często o tym myślę i niewykluczone, że zrobię jej jakąś "konkurencyjną" imprezę, może z dziećmi z etyki? - mówi i od razu dodaje: - Ale to byłoby właśnie nieetyczne, bo nawet gdyby miała mieć Komunię, to nie robiłabym z tego imprezy z prezentami tylko przeżycie i doznanie religijne - tłumaczy. Joanna nie ma skrupułów: - Jakiś czas temu wkurzyłam znajome, bo powiedziałam, że jak moje córki będą chciały, to zrobię im przyjęcie, kupię suknię do ziemi, prezenty i powiem, że mają lepiej, bo nie muszą wkuwać modlitw. Powiedziały, że tak się nie robi, bo ich dzieci też nie będą chciały chodzić do kościoła. To było nie do końca na serio, ale takie jest moje podejście. Niech się one martwią o motywację swoich dzieci w razie czego - kwituje.

Nie zawsze jednak dziecko musi czuć się źle, jeśli nie przystępuje do Komunii wraz z rówieśnikami. Interesującą historię przytacza Tosia: - Mam znajomych, którzy mieszkają na wsi mazowieckiej i są jedynymi w całej szkole, których dzieci nie chodzą do kościoła. I co? Ich córka okazała się super atrakcyjną koleżanką, bo można ją było zaprosić na przyjęcie, a innych nie, bo sami mieli przyjęcia. Koleżanki ją sobie wyrywały w tym celu, a jej pozycja poszybowała w górę - opowiada. Sama jednak spodziewa się pewnych problemów związanych z tym wydarzeniem. - Najchętniej zaplanowałabym sobie wakacje w tym czasie - przyznaje. Taki wyjazd w weekend, kiedy dzieci z klasy przystępują do Pierwszej Komunii, to jedna z rad psychologów, którzy uważają, że może to pomóc dziecku łagodniej przejść przez ten okres. Niektórzy rodzice rzeczywiście planują w tym czasie swoje świeckie przyjęcia i kupują dziecku duży prezent na otarcie łez. Inni uważają, że wystarczy rozmowa i że spokojne dyskusje pomogą ich dziecku zaakceptować tę sytuację.

"tak naprawdę nie ma żadnego Boga"

Dziecko nie wychowuje się w próżni, przejmuje wzorce i system wartości od rodziców. W pierwszych latach życia to od nich czerpie swoją wiedzę o świecie i opiera swój światopogląd na tym, czego uczy się od najbliższych. Dlatego też, jak zauważają rodzice-ateiści, małe dzieci zwykle nie mają problemu z tym, że w ich rodzinach w Boga się nie wierzy. Ewentualne problemy zaczynają się później, w grupie, najczęściej na etapie zerówki, kiedy pojawia się religia i kiedy zaczyna być wyraźniej widać, że są w mniejszości. Córka Patrycji, sześciolatka, na razie tylko raz wyraziła żal, że nie chodzi z resztą grupy na religię: "Kolorują tam takie ładne obrazki, ja też bym chciała!" - opowiadała z przejęciem. Jednak, jak twierdzi jej mama, sam fakt, że w jej rodzinie nie chodzi się do kościoła, nie modli i nie wierzy w Boga, jest dla dziewczynki zupełnie naturalny: - Ostatnio, odwiedzając swoją nastoletnią kuzynkę, przeżywającą jakiś rodzaj religijnego nawrócenia, na widok dewocjonaliów w jej pokoju z rozbrajającą szczerością stwierdziła po prostu: "A ja nie wierzę w Boga" - opowiada Patrycja.

Sześcioletnia córka Eweliny też nie ma problemu ze zrozumieniem tego, że niektórzy ludzie chodzą do kościoła, a inni nie: - Jest coraz bardziej świadoma, o co w tym chodzi: że nie wierzymy i ona nie wierzy. Wie też, że ma być tolerancyjna i że wtedy będzie mogła spokojnie wymagać od innych tolerancji dla siebie - tłumaczy Ewelina, a Tosia dodaje, że według niej sytuacja jest prosta, kiedy sami dorośli nie mają wątpliwości co do swoich wyborów: - Nie jestem jedną z tych osób, które pogniewały się na Kościół, ale w głębi duszy zadają sobie pytanie o tę duszę i jednak cały czas noszą w sobie przekonanie, że "gdzieś, coś, a może to ja źle postępuję". Po prostu nie wierzę i koniec. Więc jak mogłabym inaczej wychowywać dzieci? Daję dzieciom jasny przekaz, że Boga nie ma. Nie odpowiadam na pytania o życie po śmierci itp. w stylu "trudno powiedzieć, ludzie wierzą w wiele rzeczy". Mówię do czego ludziom potrzebna jest religia, co im tłumaczyła w dawnych czasach, ale że tak naprawdę nie ma żadnego Boga - wyjaśnia.

Jesteśmy jedną (katolicką) rodziną!

Pewnym problemem, na który wskazuje Patrycja, jest jednak to, że zakładanie z góry, iż wszyscy są katolikami, stawia czasem niewierzących w krępującej sytuacji. Przytacza przykład wakacji w gospodarstwie agroturystycznym: - To były turnusy dla rodzin, dzieci miały zorganizowane zajęcia, było naprawdę przyjemnie. A pewnego dnia, w ramach atrakcji, zorganizowano im wycieczkę na plebanię, z poczęstunkiem u księdza. Po co? - zastanawia się.

Tosia wskazuje na kolejny aspekt bycia ateistą w katolickim państwie: - O ile wiele osób się obawia, czy nie urażą uczuć osoby wyznającej inną religię, to nikt nie uważa, że można urazić uczucia ateistów: NIEwierzący - czyli bez wiary - są czegoś pozbawieni i nic nie mają w zamian. Każda nauczycielka dwa razy by się zastanowiła, zanim kazałaby małemu muzułmaninowi rysować obrazki o Janie Pawle II, a wobec ateisty nie miałaby pewnie tego oporu - bo co w końcu mu szkodzi, przynajmniej odrobinę moralności liźnie... Ja już na tym etapie tłumaczę córkom, a mają 4 i 6 lat, że w świeckim państwie pewnych rzeczy być nie powinno, np. właśnie religii w zerówce - mówi.

Coś się jednak wyraźnie zmienia, jeszcze trzydzieści lat temu byłoby nie do pomyślenia, że w jednej grupie, w zwyczajnym państwowym przedszkolu, aż sześcioro dzieci nie uczęszcza na zajęcia z religii. A skoro takich uczniów jest coraz więcej, coraz rzadziej będą uważani za innych i będą mniej się wyróżniać. Wszystkim powinno to wyjść na dobre. Nasze rozmówczynie nie tracą też nadziei, że kwestia lekcji religii w szkołach też zostanie uporządkowana i może ich dzieci - zamiast podpierać ściany na korytarzach - będą wychodzić do domu wcześniej, uczyć się w szkole etyki, religioznawstwa czy filozofii.

Więcej o:
Copyright © Agora SA