Rodzice sobie radzą - 10 pomysłów na rozwijanie motoryki dzieci (i kształtowanie cierpliwości u dorosłych)

Nawet najbanalniejsza czynność dla małego dziecka może stać się ćwiczeniem motoryki, dającym ogromną satysfakcję wyzwaniem i wyborną zabawą. Oto polecane przez rodziców czynności, które rozwijają szczególnie, a przy okazji są źródłem niezłej radości.

Jedzenie i ubieranie się kontra cierpliwość i chęć wyręczania

Urszula: Muszę zacząć od tego, że mam dwoje dzieci. To ważne, bo dopiero przy drugim zobaczyłam, jak motorycznie sprawna może być dwulatka. Starsza córka była ze mną w domu do czasu, kiedy skończyła półtora roku. Później opiekowała się nią niania. Do przedszkola trafiła jako trzylatka.

Młodsza córka, mając półtora roku, poszła do żłobka, gdzie stawia się wielki nacisk na wykształcanie u dzieci samodzielności i rozwój motoryki. Najlepszy sposób na jej rozwijanie to pozwolenie dziecku, żeby większość rzeczy robiło samo. Musimy dziecku na samodzielność pozwolić, uzbroić się w cierpliwość, powstrzymać chęć wyręczania go.

Moja propozycja - zacznijmy od przekazania dziecku łyżki i widelca. Pamiętam, jak moje półtoraroczne dziecko zaczynało uczyć się samodzielnie jeść zupę. 80 procent jedzenia lądowało na śliniaku, 10 na podłodze i ledwie 10 w buzi. Na początku karmienie trzeba wspomagać (przydaje się druga łyżka), po miesiącu dziecko radzi sobie samo i co najważniejsze, jest z siebie bardzo dumne.

Prozaiczna czynność, codzienna umiejętność, a kształtuje pewność ręki, celność (do buzi trzeba trafić). Ta umiejętność bardzo ułatwia także życie rodzicom. Kiedy chcemy podnieść poprzeczkę, serwujemy kukurydzę i groszek - nadzianie ich na widelec to dopiero sztuka!

Kolejną także codzienną czynnością - bardzo praktyczną i kształtującą motorykę - jest samodzielne ubieranie się (rozbieranie zresztą także). Zwłaszcza zimą, kiedy części garderoby jest naprawdę dużo, są wąskie i trzeba się przy ich zakładaniu nagimnastykować. Kluczowe jest wytłumaczenie, jak mają być ułożone ubrania, żeby obrazek na bluzce był z przodu. Jeśli wyeliminujemy bodźce (telewizor, bajka na tablecie), dziecko powinno z pasją oddać się - z jego punktu widzenia - bardzo dorosłej czynności.

Zajęcia praktyczno-techniczne kontra niechęć do bałaganu

Michał: Mój syn od małego rwał się do cięcia, klejenia, malowania, rwania i składania. Które dziecko w liście do świętego Mikołaja prosiłoby o nożyczki i taśmę klejącą? Kupiliśmy mu więc zestaw z bezpiecznymi nożyczkami w komplecie. Zamiast ciągle ostrzegać go przed ostrzami, tłumaczyliśmy, jak bezpiecznie chodzić z nożyczkami, na co uważać.

Wycinanie (zwłaszcza kształtów ze złożonej wcześniej w harmonijkę kartki), przyklejanie to wspaniały trening dla rąk. Wymaga trenowania precyzji, ćwiczy stopniowanie nacisku, manewrowanie. W połączeniu z klejeniem i malowaniem tworzy cały zestaw czynności, które muszą wykonać ręce, żeby udało się osiągnąć efekt wymyślony przez głowę. Dziecko jest szczęśliwe - w szale twórczym.

Minus? Niestety, to czynności, które generują bałagan. Można jednak wykształcić nawyk „tworzenia stanowiska” pracy - kładąc na stół folię, umawiając się, że tniemy tylko w jednym miejscu. Pozwólcie dzieciom malować palcami, niech używają połamanych kredek świecowych - dzięki temu nauczą się prawidłowo trzymać kredkę. Przy małym techniku i plastyku w domu przydaje się mały bezprzewodowy odkurzacz.

Dziecko-kot i strach przed wypadkiem

Wiktoria: Pamiętacie, jak byliście dziećmi? Jakie niebezpieczne akrobacje wykonywaliście? Ja potrafiłam wspiąć się wysoko po regale, żeby dopaść ukryte przede mną kartki czerpanego papieru mojego dziadka.

Moja trzyletnia córka poszła w moje ślady. Ma swój ulubiony taboret, który jest jej pomostem między podłogą a miejscem docelowym, na który chce się wspiąć. Przesuwa go po całym mieszkaniu - czasami pomaga jej wejść na parapet, innym razem ułatwia dostęp do szafki. To czynności niebezpieczne - krzykniecie pełni przerażenia.

Owszem, ale to już rola rodziców, żeby tak zabezpieczyć meble, przykręcić do ściany komody i regały, żeby nic na dziecko nie spadło. Nie powstrzymacie dziecka przez wspinaniem się - przypomnijcie sobie doświadczenia z własnego dzieciństwa.

Wspinanie się rozwija motorykę, uczy balansowania, ćwiczy równowagę, wzmacnia ręce i nogi. Jeśli macie w domu dzieci, które jak koty uwielbiają wszędzie wchodzić, przeszkolcie je z zasad bezpieczeństwa. Nauczcie, jak mają schodzić (tyłem, nie przodem), jak się trzymać (kciuk ustawić przeciwstawnie, oplatając drążek), pokażcie, jak mają zdejmować z góry przedmioty. Nie straszcie, nie krzyczcie, bo wtedy jeśli gdzieś będą chciały wejść, to i tak wejdą, ale strach przed waszą złością sprawi, że będą mniej uważne.

Budujcie, lepcie, inspirujcie - tak wiem, to bywa nudne…

Paweł: Mamy jedno dziecko, a to jedno dziecko ma tysiące zabawek. Jak pewnie doskonale wiecie, dzieci najlepiej bawią się pustym kartonem. Dlatego ja jestem zdecydowanie za łączeniem technik, nie trzymaniem się instrukcji.

Macie zestaw klocków, który ma się ułożyć w sklepik z warzywami? Świetnie, ale to nie znaczy wcale, że nie możecie z plasteliny zrobić placków, z kredek wbitych w plastelinę kolumn, na których poukładacie klocki. Możecie budować labirynty dla kulek, tworzyć zupełnie nowe światy. Dziecko składa, układa, wbija, łączy - ręce są cały czas w ruchu.

My wszędzie ze sobą zabieramy podręczny zestaw zabawowy - kilkanaście różnych małych zabawek, którymi można zająć dzieci np. w kawiarni. Mistrzynią zabaw ze sznurkami owijanymi wokół palców jest moja żona. Nasz syn dopiero się uczy, ale już teraz widać, jak szybko robi postępy.

Zabawy w wannie – trzeba czekać cierpliwie

Maria: Moi synowie uwielbiają wieczorną kąpiel. Kiedy byli zupełnie mali, ustawiałam im kilkanaście miseczek, a oni mieli za zadanie za pomocą gąbeczki przenosić wodę z jednej do drugiej. Bawili się, przyklejając do ścianek wanny zabawki na przyssawki i kształty z pianki. Malowali także specjalnymi flamastrami kafelki. Dla nich to była świetna zabawa (rączki wyciskały, przyklejały, działały), a dla mnie chwila wytchnienia. Wystarczyło, że siedziałam sobie na stołku koło wanny i ich nadzorowałam.

Wspólne gotowanie kontra jeszcze większy bałagan

Ewelina i Piotr: Dużo czasu spędzamy w kuchni - zwłaszcza w weekendy, siłą rzeczy siedzą w niej także od maleńkości nasze dzieci. Kiedy były małe, bawiły się miskami i drewnianymi łyżkami - grając na nich. Później zaczęło się wspólne gotowanie i zabawy z ugniataniem, mieszaniem, wbijaniem jajek.

Każdy kucharz zapewni, że praca z jedzeniem to idealne ćwiczenie dla rąk. Teraz, kiedy nasze córki są nieco starsze, bawią się, robiąc naszyjniki z makaronu, nawlekając na nieugotowane spaghetti rurki makaronu, ozdabiając kluseczkami ramki (zrobione z patyczków po lodach), czy lepią z masy solnej. One się twórczo bawią, my spędzamy z nimi czas, poświęcając się swoim pasjom. Dla nas to układ idealny!

Copyright © Agora SA