Jagodowy rok - styczeń

No i stało się. Jagódka także uczuliła się na swoje łóżeczko.

Okazuje się, że alergia na spanie we własnym łóżku jest u nas rodzinna (moja mama twierdzi, że dziedziczna, ale to insynuacja). Dziesięć lat temu Kuba pozbawił nas złudzeń już pierwszej nocy. Gdy spróbowałam odłożyć go do łóżeczka, zaczął płakać i uspokoił się dopiero wtedy, gdy pozwoliłam mu spać w moich ramionach (oczywiście z cycusiem w paszczy). Po kilku tygodniach bezskutecznych prób umieszczenia pierworodnego w łóżeczku i drzemaniu w fotelu podczas karmienia byłam nieprzytomna z niewyspania. W końcu poddałam się. Od tej pory spaliśmy we troje.

Antek, który pojawił się dwa lata później, przez pierwsze miesiące spokojnie spał w swoim łóżeczku. Niestety, wkrótce zorientował się, że starszy brat pławi się w rodzicielskim ciepełku, a on samotnie tkwi w zimnym łóżeczku. I z właściwą sobie stanowczością zażądał zmiany swego położenia. Tym razem nawet nie próbowałam walczyć. We czwórkę było nam wprawdzie nieco ciasno, ale przynajmniej mogliśmy się wszyscy wyspać. No, może niezupełnie. Rozpłaszczony na ścianie i zepchnięty na margines ojciec rodziny był w wyjątkowo trudnym położeniu. Nic dziwnego, że nad ranem zwykle nie wytrzymywał i uciekał do nieużywanego, na szczęście już pełnowymiarowego, łóżka pierworodnego.

W wieku czterech lat Kuba zaczął zasypiać w swoim łóżku. Każdej nocy wracał jednak do nas jak bumerang. Podobnie było z Antkiem. I tak naprawdę na dobre wyprowadzili się dopiero dwa lata temu.

Teraz Jagoda najwyraźniej zamierza godnie zastąpić braci. Właściwie od początku większość nocy spędzała z nami. Wieczorem jednak zawsze udawało mi się odłożyć ją do łóżeczka i dopiero około północy lądowała u nas. Dzięki temu mieliśmy kilka godzin dla siebie. Parę tygodni temu sielanka się jednak skończyła.

Gdy tylko zbliżam się z małą do łóżeczka, ta sztywnieje i gwałtownie protestuje. Położona na własnym materacyku natychmiast budzi się, siada i w dramatycznym geście wyciąga do mnie ręce, a gdy nie reaguję, wstaje i zaczyna krzyczeć. W tych warunkach oczywiście nie ma mowy o zaśnięciu.

Od tygodnia dałam za wygraną. Cycuś na dobranoc serwowany jest od razu w rodzicielskim łożu. Jadze pozwala to spokojnie zasnąć, a nam oszczędzić nerwów. Tyle tylko że znów jest nas w łóżku troje (mała oczywiście w środku). Co gorsza, nasz nowy środek antykoncepcyjny śpi bardzo czujnie. Gdy tylko próbuję wymknąć się mu z objęć i przytulić do męża, zaczyna płakać i gwałtownie szuka mojej piersi. Uspokaja się dopiero, gdy uda jej się ją chwycić. I na wszelki wypadek obiema łapkami trzyma mnie mocno za koszulę. Nie ma szans na ucieczkę. Wtulona w małą harpię mimo woli przymykam oczy i zapadam w sen. Dobranoc, mężu, do jutra...

Copyright © Agora SA