Brudne kalesony i czerwona kokarda. Tak rodzice chronią dzieci przed złymi mocami

Przesądy w naszym kraju mają się dobrze - w erze technologii i racjonalnego myślenia wielu rodziców uważa, że dzieci trzeba chronić przed złymi urokami. Sięgają więc do ludowych wierzeń, żeby odgonić nieprzychylne moce...

Polska to kraj zamieszkały w większości przez katolików, a religia nie pozwala na wiarę w przesądy i zabobony. Jednak odczynianie uroków ma się u nas nadzwyczaj dobrze, jak w wielu innych krajach, w których większość społeczeństwa jest religijna. Wózek z przywiązaną do rączki czerwoną kokardką to częsty obrazek na polskich ulicach, a dzięki forom internetowym dla rodziców możemy poznać całe spektrum rytuałów mających na celu ochronę niemowląt przed złymi mocami i nieżyczliwymi ludźmi. Z sondażu przeprowadzonego przez OBOP wynika, że ponad połowa Polaków wierzy w zabobony, częściej są to kobiety (wiarę w przesądy zadeklarowało odpowiednio 65% pań i 51% panów), a wierze tej sprzyja udział w praktykach religijnych.

Czerwona kokarda

Największym hitem wśród rodziców jest wiązanie czerwonej wstążki na wózku dziecka. Dzięki niej nikt nie będzie mógł rzucić złego uroku na nasze maleństwo. Podobno wystarczy, żeby kokarda znajdowała się tam do momentu ochrzczenia dziecka, jednak wiele mam woli - na wszelki wypadek - nie zdejmować jej dopóki dziecko musi korzystać z wózka - najczęściej tylko głębokiego, choć zdarza się, że i spacerówki zdobią czerwone wstążki. Zwyczaj wiązania czerwonej kokardki jest stary, kiedyś wystarczała nitka na nadgarstku dziecka, teraz najczęściej jest to wstążka na rączce lub budce wózka. Wszystko po to, żeby nikt źle nie spojrzał na dziecko - bo jak rzuci takie złe spojrzenie to już tylko odczynianie czarów pomoże! Na szczęście i na to są sposoby...

Lepiej dmuchać na zimne!

Czy współczesne mamy wierzą w moc czerwonej kokardy? Lektura forów internetowych daje prostą odpowiedź: zdania są podzielone. Część z nich wiąże czerwone wstążki na wózkach lub łóżeczkach, bo wierzy, że może to pomóc albo robi to "na wszelki wypadek", często też dlatego, że nalegają na to babcie. Są też mamy, które stukają się w czoło i pytają: "Naprawdę? W XXI wieku? Toż to gusła i zabobony!". Foxus73, z forum gazeta.pl, radzi innej Internautce: "Też nie chciałam wierzyć w te zabobony, jednak mój mąż - zgodnie z tradycją wyniesioną z domu - jeszcze przed urodzeniem się naszej córki przywiązał czerwona kokardę do jej łóżeczka. Jak by było tego mało, jest też i kokardka przy wózku. Muszę powiedzieć, że lepiej dmuchać na zimne, chyba coś w tym jest, bo nieraz się zdarzyło, że jakaś ciekawska pani na widok naszej córki w wózku wychwalała jej urodę. Po czym za niespełna 5 minut nasza mała zanosiła się płaczem, co normalnie jej się absolutnie nie zdarza w czasie spaceru. Dlatego w domu koniecznie robimy jej nasze 'czary mary' i płacz przechodzi jak ręką odjął. Naprawdę sama w to nie wierzyłam , ale po 7 miesięcznych doświadczeniach radzę, abyś trzymała się tej zasady".

A skąd wezmę kokardkę ze specjalną mocą?

Przeciwników wiązania czerwonych wstążek jest równie wielu, co ich zwolenników. Są mamy, które oburzają się na ten zwyczaj ze względów światopoglądowych ("Moje dziecko chroni sam Bóg") i takie, które po prostu nie wierzą, że wykształceni ludzie mogą obawiać się złych spojrzeń i pokładać nadzieję w kawałku czerwonego materiału. Niektórzy Internauci oburzają się, inni obracają ten zwyczaj w żart, zakładając prowokujące wątki na forach dla rodziców - tak jak juniiii, która napisała: "Czy wiecie może gdzie kupić taką czerwoną kokardkę, co by mi dzieciaka nikt nie zauroczył? Bo chyba to nie może być taka zwykła tasiemka z pasmanterii? Taka to chyba nie działa? Bez tego to chyba nie wyjdę na ulicę, tyle wkoło wrednych ludzi, zaraz ktoś przeklnie i co ja będę miała w domu?". Jednak niektórzy rodzice, żeby wzmocnić moc czerwonej kokardki, doczepiają do niej "święty medalik" - wiadomo: "Strzeżonego Pan Bóg strzeże"...

Brudna bielizna na ratunek

Jeśli jednak któraś z mam była na tyle nierozsądna, że wystawiła dziecko na złe spojrzenia obcych lub pozwoliła by ktoś komplementował urodę niemowlęcia lub jego spokojne zachowanie, może odczynić zły urok dzięki metodom babek i prababek. Sposobów jest kilka - można lać wosk nad głową dziecka, zrobić mu na czole znak krzyża obsikaną pieluchą, przeciągnąć je przez spódnicę lub przetrzeć jego twarz niepranymi kalesonami ojca... Mamy, których dzieci znajdowały się pod wpływem złego uroku rzuconego przez obce kobiety (w relacjach Internautek to zawsze panie rzucają zły urok...), twierdzą, że to naprawdę działa!

joanna_p2 napisała forum: "Czteromiesięczny syn mojej koleżanki płakał, nie chciał jeść, prężył się przez 3 dni bez przerwy i jej mama uznała, że jest zauroczony, wezwała ciotkę (rodzinną czarownicę) - ona zabrała małego na pół godziny do drugiego pokoju, a jak wróciła, mały - uśmiechnięty - zaczął jeść. Koleżanka od razu doczepiła czerwoną kokardę. Licho nie śpi". Wtóruje jej kochamcie, która pozwoliła babci "odczarować" swojego noworodka - jej dziecko po powrocie ze szpitala płakało i nie chciało jeść przez całą noc. "Moja babcia wyjęła z kosza na bieliznę brudną koszulę mojego męża, machała nią nad moją córką, pluła naokoło i mówiła: "Brzydka jesteś, tfu tfu". Jak mój mąż wrócił z apteki, córeczka już spała najedzona".

Dziecko w kontakcie z zaświatami

Antonina Kasprzak, antropolog kultury, tak tłumaczy wierzenia w złe moce: - Dawniej małe dzieci były narażone na łatwą śmierć i ogólnie wierzono, że są istotami bliskimi zaświatom. Podejmowano więc różne kroki, żeby złe duchy ich nie przejęły - m.in. nie wymieniano imienia małego dziecka, żeby istoty z zaświatów nie mogły go zawołać i przejąć. Czerwony kolor związany jest z życiem i krwią - to symbol, który miał sprawić, żeby dziecko nie było chore lub brzydkie, żeby nikt nie rzucił na nie uroku. Chrzest miał pomóc, ale jednocześnie kiedyś wcale nie chrzczono dzieci tak wcześnie - niemowlęta często nie były uważane za pełnowartościowych ludzi, bo wiele z nich szybko umierało i często były chowane np. pod progiem domu - jak zwierzęta".

Licho nie śpi!

Kiedy zostajemy rodzicami, robimy wszystko by zapewnić dziecku bezpieczeństwo, nie jest więc szczególnie dziwne, że niektórzy z nas uciekają się do starych wierzeń, żeby "dopomóc" losowi i mieć poczucie, że oto zrobiliśmy wszystko, co w naszej mocy, żeby nasze dziecko było zdrowe i spokojne. Nawet jeśli nie do końca wierzymy w moc czerwonych kokardek lub przemywanie twarzy niemowlęcia brudnymi pieluchami - to często zgadzamy się na takie praktyki: na wszelki wypadek, dla spokoju babci czy cioci - wszak nie zaszkodzi, a skoro może pomóc... Oczywiście niektórzy z nas zastanawiają się, jak to możliwe, że można z jednej strony być praktykującym katolikiem, a z drugiej wierzyć w zabobony, ale nie zmienia to faktu, że wiara w przesądy to część naszej kultury. Ostatnio widać coraz więcej wózków z kokardkami - i to wcale nie w odległych wsiach, ale w miastach...

Moja teściowa mówi, że gdy jej syn był mały, w ogóle nie znała takiego zwyczaju, a spotkała się z nim dopiero w zeszłym roku, gdy jej sąsiadom urodziło się dziecko. Moja babcia z kolei opowiadała, że gdy ja byłam niemowlęciem, ktoś wyraźnie rzucił na mnie zły czar, bo płakałam przez kilka dni i nic nie mogło mnie uspokoić. Dopiero miejscowa "czarownica" odczyniła urok - za pomocą jakiś czarów z oliwą, wodą i talerzem. Przebywałyśmy wtedy we Włoszech. Od razu zawiązano na moim łóżeczku czerwoną kokardkę, a na rękę założono bransoletkę z koralami: koral to do dziś obowiązkowy prezent dla włoskich niemowląt. Jak widać wiara w przesądy nie zna granic - ani tych politycznych, ani czasowych. Moje dzieci kokardek nie miały, ale córka dostała od swojej włoskiej cioci koralową bransoletkę, a ja pomyślałam wtedy, ze będzie mieć fajną pamiątkę. Syn - bezwstążkowy i bezkoralowy - chowa się dobrze i jest bardzo pogodny. Tfu, tfu, na psa urok.

To także może cię zainteresować:

Więcej o:
Copyright © Agora SA