-
-
Za 20 lat , gdy dzieci dorosną, dzisiejsze młode mamy będą miały ok 45-50 lat. Jeśli zostaną nagle same - różnie może być z mężem, to zostanie im albo bezdomność na dworcu, albo przygarnięcie do końca życia przez dzieci..
Zawsze to jednak będzie perspektywa następnych 30 lat wegetacji, aż do śmierci.
Smutne to , ale prawdziwe. -
Tak się rozglądam po znajomych. Większość nie pracuje za najniższą pensję, ale do średniej im też daleko. Też mają problem z przedszkolami, niańkami. Też im dzieci chorują (ale raczej nie co miesiąc, chyba że przejściowo na początku przedszkola). Też im opłaty za żłobki zjadają kupę kasy, często całą pensję. Ale nikomu z nich nie przyszło do głowy, żeby zrezygnować z pracy. Bo praca to nie tylko kasa dzisiaj, ale także... uwaga, o zgrozo!... wiedza i kapitał na przyszłość, kiedy to dzieci pójdą do szkół czy na swoje. Bo praca także człowieka socjalizuje. O składkach na emeryturę nie wspomnę. I tak sobie myślę, że ja się komuś robić nie chce, to zawsze znajdzie sobie powód: a to dzieci chore, a to przedszkola nie ma, a to się nie opłaca. I nie dorabiajmy do tego innej filozofii, jak lenistwo i dojenie innych. W skrócie: cwaniactwo.
-
Kobiety nie pracują, ponieważ nie mogą posłać dziecka do żłobka. Warszawa Bielany, 3 żłobki w okolicy, żłobek Przy Agorze - na dostanie się nie miał szans żaden jedynak ( chyba że niepełnosprawność w rodzinie , czy kurator). Prywatny żłobek to wydatek rzędu 1400 zł. Kogo na to stać?
-
Matki w Polsce chętnie by pracowały zawodowo, gdyby praca zawodowa w Polsce nie była tak nieprzyjazna matkom, jak jest obecnie.
Po pierwsze: Praktycznie nie ma u nas powszechnej np. w Skandynawii formy pracy matek na niepełnym etacie. Albo bierzesz pełen etat (8 godz dziennie + logistyka przemieszczania się do pracy i z powrotem) i twoje dziecko musi "garować" 10 godzin dziennie w przepełnionej szkole i świetlicy (i to oczywiste, że jest niewybiegane, byle co je i w efekcie choruje), ty sama od tego wariujesz, bo "jedziesz na rzęsach", żeby jeszcze jako tako ogarnąć dom, nie dosypiasz, żyjesz z wywieszonym językiem i w ciągłym stresie (zdążyć odebrać dziecko, do pracy zdążyć, a projekt, a w domu tynk się sypie na łeb, a szczepienie - auuuu, nie wyrabiam, psychiatry!..), albo nie masz roboty i jesteś "leniwą matką 500+".
A gdyby tak, zamiast po raz kolejny atakować kobiety-matki, za to, że nie są wielofunkcyjnymi robotami a ich doba nie trwa 48 godzin, wprowadzić dla pracodawców jakieś przywileje za zatrudnianie matek dzieci do lat, powiedzmy, 14, w wymiarze do 3/4 etatu - z obostrzeniem dotyczącym niemożności wydłużania tym kobietom czasu pracy? (Bo pracodawcy zaraz by zatrudniali na 1/2 etatu a obowiązków dowalali jak za pełen etat).
Jestem przekonana, że przy takim rozwiązaniu wskaźnik zatrudnienia kobiet-matek w Polsce podniósłby się, one odprowadzałyby składki, a rodziny byłyby szczęśliwsze, dzieci bardziej zadbane.
U nas jest jednak rynek pracodawcy, który żąda za jak najmniejsze pieniądze jak najdłuższego siedzenia w pracy. To się kłóci z dobrem rodzin i dzieci. Ale n ie jesteśmy już tak biednym społeczeństwem, by wszyscy musieli aż tyle harować. Można by było wprowadzić rozwiązania sprzyjające pracującym rodzicom dzieci. -
-
-
Aby ocenić zaloguj się lub zarejestrujX
ar.co
Oceniono 80 razy 36
Tylko niech te paniusie, co to "nie opłaca im się" pracować, pamiętają, że emeryturę mają im wypłacać dzieci. Od moich pieniędzy WARA! A jakoś dziwnie się tak składa, że im więcej dzieci, tym chętniej utrzymanie mamusi na starość przerzucają na innych - tych, którzy całe życie uczciwie odprowadzali składki emerytalne. Przykład - słynna mamuśka piętnastki dzieci, która przez całe życie nie odprowadziła ani złotówki składki, ale na starość zażądała emerytury z budżetu, bo "dzieciom się źle powodzi". No to ładnie te dzieci wychowała, skoro w piętnaście nie potrafią mamusi utrzymać.