Eko czyli co?

O tym, czym różnią się produkty ekologiczne od produkowanych metodami konwencjonalnymi, rozmawiamy z dr inż. Urszulą Sołtysiak, ekspertką od żywności ekologicznej.

Ekologiczne owoce i warzywa można jeść ze skórką.

Poczęstowała mnie Pani ekologiczną kawą posłodzoną cukrem z kwiatów kokosa i ekologicznymi paluszkami z cynamonem.

Mam w lodówce i w spiżarni głównie ekoprodukty. Podstawowe rzeczy, takie jak masło, chleb, jajka, sery, warzywa, owoce, kupuję w sklepach z żywnością ekologiczną (w Warszawie jest ich już ponad 50) albo na Bio-Bazarze. Prawie w każdą sobotę jestem na Żelaznej, w dawnej fabryce Norblina, i zaopatruję się na cały tydzień.

Czym się różnią produkty z biobazaru od tych ze zwykłego sklepu?

Są smaczniejsze! Nie ma Pani pojęcia, jaki słodki i soczysty jest ananas ekologiczny! A prawdziwe masło w osełce? Rewelacja! Jajka smakują jajkami, nie mączką rybną. Wędliny są z mięsa, a nie z preparatu białkowego, wody, soli i konserwantów. Ekologiczne ziemniaki i jabłka mają często więcej witaminy C, a papryka i pomidory - więcej beta-karotenu. Mięso zawiera więcej witaminy D, a mleko więcej nienasyconych kwasów tłuszczowych.

Jakich produktów ze zwykłych sklepów nie bierze Pani do ust?

Na czarnej liście są sałata, koperek, rzodkiewka, szpinak, czyli rośliny, które po pięciu, sześciu tygodniach od wysiewu nadają się do jedzenia. Jeśli pobrały z pola nawozy i były opryskiwane, wciąż w nich są pozostałości "chemii". Niejeden chomik dokonał żywota za sprawą wczesnowiosennej sałaty. Domyślam się, że na tej liście są też duże bladoczerwone pomidory bez smaku, które można kupić zimą w supermarkecie.Pomidora szklarniowego zimą nie tknę. Czy Pani wie, że on nawet nie rośnie w ziemi, tylko w wełnie mineralnej albo we włóknie kokosowym, czyli rodzaju gąbki, przez którą przepływa pożywka? Roślina nie rozwija się w sposób naturalny, ma wszystko sztucznie zaprogramowane i rośnie jak przysłowiowa gęś strasburska.

Taki pomidor nie jest może smaczny i pachnący słońcem. Ale czy jest szkodliwy?

Tak nie można powiedzieć. Ale z ekorolniczego punktu widzenia to "martwa" żywność. Zawiera substancje odżywcze, syci, ale nie buduje tego, co nazywamy podstawą zdrowia. Wyrastająca w sztucznych warunkach roślina ma niewiele mikrosubstancji takich jak flawonoidy, antyutleniacze, składniki enzymów, które są człowiekowi niezbędne do procesów życiowych.

A dlaczego ekologiczne warzywa i owoce są zazwyczaj mniejsze?

Mają mniej wody, więcej suchej masy. Warzywa uprawiane metodami konwencjonalnymi są napompowane wodą, dlatego szybciej gniją i kurczą się: bo odparowują wodę. Ich komórki są rozepchane wodą i mają cieńsze ścianki. Skutek jest taki, że szkodniki łatwo je przebijają, więc trzeba stosować środki ochrony roślin. I koło się zamyka.

Domyślam się, że ta chemia nie jest człowiekowi obojętna.

Nie jest. Dlatego unikam owoców i warzyw, które z reguły są silnie pryskane: bananów, ananasów, pomarańczy, cytryn.

Wymieniła Pani cytrusy i owoce egzotyczne. Nasze polskie śliwki i jabłka są bezpieczne?

Niestety, też nie. Czy Pani wie, ile razy opryskuje się w ciągu roku sad jabłoniowy? Od 10 do 20. Oznacza to, że jabłko, oprócz tego, że jest nawożone, jest też przez okres wegetacji opryskiwane mniej więcej raz na tydzień, żeby większe urosło, żeby je chronić przed szkodnikami i chorobami. Tymczasem rolnik ekologiczny liczy się z tym, że musi oddać część plonu szkodnikom: wlicza to w koszty.

Kupuję takie pryskane jabłko, podaję je dziecku. I czym to grozi?

Obciążeniem jego organizmu szkodliwymi substancjami, włączając takie, które nie występują w naturze. Organizmy ludzkie na co dzień radzą sobie z tym, ale jakie są tego skutki długofalowe? Nie wiadomo. To jakby ktoś dźwigał ciężary przez całe życie. Prędzej czy później za to zapłaci.

Czy są badania, które wskazywałyby, że są substancje, które grożą rakiem, inne ADHD, jeszcze inne niepłodnością?

Naukowcy formułują rozmaite tezy. Ja się nie podejmę wskazania prostej zależności. Trzeba byłoby mieć badania na dużych grupach, najlepiej obejmujących kilka pokoleń. Musiałyby uwzględniać to, że na przestrzeni lat zmienia się żywność, sposób uprawy, metody obróbki. Moim zdaniem trzeba zachować rozsądek. Człowiek ewoluował przez parę milionów lat. Razem z nim - rośliny i zwierzęta, które stanowiły jego żywność. Nagle zaczynamy wprowadzać substancje, które nie występują naturalnie w przyrodzie, albo sztucznie zwiększamy ilości tych, które istnieją w minimalnych ilościach.

Ma Pani na myśli także GMO?

Nie jest tak, że jak zjemy kukurydzę GMO, to od razu wypadną nam włosy albo zachorujemy na zapalenie płuc. Ale co będzie w przyszłości? Trudno przewidzieć. Podejrzewa się na przykład negatywny wpływ GMO na płodność. Dla mnie jako dla biologa-ekologa znaczenie ma też oddziaływanie produkcji żywności na środowisko. Pewne jest, że GMO negatywnie oddziałuje na inne rośliny, wypierając różnorodność genetyczną. Może się okazać, że czarne scenariusze się nie sprawdzą. Oby tak było. Tymczasem bądźmy ostrożni.

Wróćmy do naszej listy produktów ekologicznych. Co z nabiałem? Wspomniała Pani wcześniej, że nie dotyka jaj z rolnictwa konwencjonalnego.

Jajka kupuję na biobazarze albo bezpośrednio od rolnika ekologicznego. I zawsze sprawdzam, czy ma certyfikat. To, że jajka są kupione na wsi, jeszcze o niczym nie świadczy. Co z tego, że kury chodzą po trawie, skoro dostają paszę przemysłową? Ktoś, kto hoduje kury, powinien mieć własne zboże. Jeśli nie, kupuje pewnie paszę przemysłową. Ma ona taki skład, żeby zwiększać wydajność kur.

Co to oznacza dla tego, kto zje jajko od sztucznie stymulowonej kury?

Znów trudno powiedzieć, że będzie szkodliwe. Żółtko będzie pomarańczowe - dzięki karotenowi dodawanemu do paszy. Ale na dłuższą metę organizm żywiony w ten sposób nie otrzymuje wystarczającej stymulacji biologicznej.

Co z kurczakami?

Odradzałabym jedzenie kurczaków z konwencjonalnych hodowli. Żyły krótko i rosły szybko - karmione stymulującymi wzrost paszami, z udziałem modyfikowanej genetycznie soi, których pozostałości mają jeszcze w tkankach. Wieprzowinę kupiłabym prędzej, choć trzoda też jest karmiona paszą z dodatkiem soi i mączkami mięsno-kostnymi. Stosunkowo mniej obciążona jest wołowina.

Weźmy mleko.

Proszę bardzo. Krowy także chorują, leczy się je antybiotykami. Po odstawieniu leku obowiązuje okres karencji, w którym nie wolno korzystać z produktów od tych zwierząt. Ale bywa, że rolnicy go skracają. Dlatego stwierdza się pozostałości antybiotyków i hormonów w mleku. A leki przyjmowane przez zwierzęta trafiają do naszego organizmu razem z mlekiem i jego przetworami. Z czasem może pojawić się u nas oporność na antybiotyki. W rolnictwie ekologicznym krowy mniej chorują. Dlaczego? Bo żyją w lepszych warunkach, mają dobrą paszę, czystą ściółkę, dostęp do pastwiska. Ba, mają nawet światło naturalne, bo minimalna powierzchnia okien w budynkach inwentarskich jest ściśle określona. A jeśli chorują, okres karencji jest ustawowo dwa razy dłuższy. Tym samym prawdopodobieństwo, że ekomleko będzie zawierało antybiotyki, jest minimalne.

Ostatnio coraz głośniej mówi się o etycznej stronie przemysłu mięsnego.

Tak, dobrostan zwierząt wreszcie pojawił się w debacie publicznej. Ludzie zaczynają rozumieć, że zwierzętom należy stworzyć warunki zbliżone do ich naturalnych potrzeb. W rolnictwie ekologicznym na jedną krowę przypada 6 m2 - tyle, co powierzchnia mojej kuchni. Nie tak mało, prawda? Na jedną kurę grzebiącą mają przypadać 4 m2 darni. Tymczasem w rolnictwie konwencjonalnym parę tysięcy kur żyje w hali na trzech piętrach, pasza przesuwa się na taśmach, a odchody serwuje się im często jeszcze raz, żeby wykorzystać niestrawione resztki. Jeśli ktoś nie chce rozmawiać o kwestiach etycznych, OK. Niech więc zastanowi się nad tym, jaki to ma wpływ na skład i smak jajka.

Ale też na jego cenę. Jajko ekologiczne kosztuje 1,20-1,80 zł. Z rolnictwa konwencjonalnego - tylko 60 groszy. Spora różnica, dla wielu osób zbyt duża.

Oczywiście. Mnie też na początku szokowała. Ale myślę sobie tak: skoro za bilet tramwajowy płacę 3,60 zł, to za jeden bilet mam 2-3 jajka od ekologicznie wypasionych kur. Można zaakceptować, prawda?

Produkty ekologiczne są w Polsce dwu-, a nawet trzykrotnie droższe od ich konwencjonalnych odpowiedników. Nic dziwnego, że mówi się, że żywność ekologiczna to fanaberia bogatych.

Tak, to niewątpliwie jest oferta dla ludzi dobrze sytuowanych. Produkcja ekologiczna w naszym kraju jest kosztowna. Jedna kura ekologiczna znosi 150-200 jaj, kura na fermie ponad 300 jaj. Plony zbóż potrafią być o 40 proc. mniejsze. Rolnictwo ekologiczne podlega ścisłej kontroli, co też kosztuje. To zawsze będzie nisza. Na rynkach europejskich żywność ekologiczna to ok. 4 proc. rynku. W Niemczech jest droższa o 20, góra 30 proc. - dlatego, że jest na nią popyt. Mam nadzieję, że i u nas za jakiś czas tak będzie.

Kilka lat temu zraziłam się do sklepów ekologicznych, kiedy w jednym z nich odkryłam wędliny z dobrej, choć wcale nieekologicznej wytwórni.

A przyjrzała się Pani etykietce?

Nie.

A należało! W sklepach ekologicznych znajdziemy zarówno produkty z rolnictwa ekologicznego, jak i te produkowane w sposób konwencjonalny z wysokiej jakości produktów albo z wykorzystaniem starych receptur. W dobrych ekosklepach obie kategorie różnią się kolorem etykietki z ceną. Warto wiedzieć, że certyfikowany produkt rolnictwa ekologicznego ma na opakowaniu znaczek: listek z białych gwiazdek na zielonym tle - logo rolnictwa ekologicznego obowiązujące w Unii Europejskiej. Mogą go używać wyłącznie producenci, którzy są pod nadzorem krajowych ośrodków certyfikujących.

Jednym z nich Pani kieruje.

Zgłaszają się do nas rolnicy, producenci żywności i importerzy, którzy chcą otrzymać certyfikat rolnictwa ekologicznego. Wymogi są bardzo szczegółowe i muszą być surowo przestrzegane. Sprawdzamy, w jakich warunkach żyją zwierzęta, co jedzą, czy rośliny nie są modyfikowane genetycznie, czym się je nawozi, gdzie przechowuje. Analizujemy dokumentację. Robimy niezapowiedziane kontrole na miejscu.

Produkty ekologiczne są też w zwykłych sklepach. Niektóre nie mają na opakowaniu zielonego liścia, tylko inne znaczki albo hasła "produkt ekologiczny" lub "produkt rolnictwa ekologicznego".

To nie wystarczy. Obowiązującym oznaczeniem ekoproduktów jest unijny liść na zielonym tle.

Jak sprawdzić pochodzenie warzyw lub owoców sprzedawanych na wagę?

Ekowarzyw i ekoowoców nie wolno sprzedawać na wagę w tzw. zwykłym sklepie, w którym sprzedawane są tego samego rodzaju produkty konwencjonalne. Wtedy mogą być oferowane do sprzedaży wyłącznie w opakowaniach detalicznych, zamkniętych i oznakowanych.

W sklepie z tzw. zdrową żywnością można kupić wszystko. Łącznie z wodą...

Nie ma czegoś takiego jak woda ekologiczna. Woda nie jest produktem rolnictwa ekologicznego. We wszystkim trzeba zachować zdrowy rozsądek.

Produkt ekologiczny, czyli:

Pochodzący z ekologicznej uprawy roślin (bez sztucznych nawozów i oprysków, produkty dojrzewają na słońcu, nie są modyfikowane genetycznie, uprawa nie zanieczyszcza środowiska ani wody).

Pochodzący z ekologicznej hodowli zwierząt (zwierzęta żyją w zgodzie z naturą, jedzą naturalną paszę, przebywają na świeżym powietrzu).

Wyprodukowany z ekologicznych składników, bez sztucznych dodatków i polepszaczy, poddany naturalnym metodom przetwórstwa.

Więcej o:
Copyright © Agora SA