Torba do porodu. Co spakować? "Suchy szampon!", "nocną lampkę", "słuchawki" [RADY MAM]

Lekarze i położne zalecają, żeby mniej więcej miesiąc przed porodem mieć spakowaną torbę do szpitala. Na stronach internetowych szpitali i szkół rodzenia można znaleźć listy sugerowanych rzeczy. To w teorii, a jak się ma sytuacja w praktyce? Trzy różne mamy wspominają swoje torby na porodówkę.

Michalina, rodziła we wrześniu: "Wyróżniałam się w ukochanym czarnym szlafroku" Jestem osobą mocno chaotyczną i słabo zorganizowaną. To się nie zmieniło nawet w ciąży. W moim związku to mój narzeczony wił dla nas gniazdo, miał w kalendarzu zapisane wszystkie terminy badań i wizyt lekarskich. To także on (pod moim okiem) koordynował pakowanie torby do szpitala, gromadził wszelkie wymagane dokumenty i zaświadczenia. I muszę powiedzieć, że spisał się na medal.

Jak na pedanta przystało wszystko miałam idealnie popakowane w różne płócienne woreczki: osobno ubrania dla mnie, osobno dla dziecka, oddzielnie akcesoria, osobno kosmetyki. Mój mąż jest totalnym romantykiem i na dodatek fanem i znawcą muzyki. W tajemnicy zrobił dla mnie na mojej komórce specjalne playlisty z muzyką, ściągnął kilka audiobooków i zapełnił czytnik nowościami książkowymi.

Nie przepadam z ciążową stylistyką, te bociany, misie z serduszkami, piżamki w myszki - to kompletnie nie moja estetyka. Do szpitala zabrałam więc czarny szlafrok, dużo T-shirtów z nadrukami kapel heavymetalowych. Idealnie sprawdziły się ukochane dresy z obniżonym krokiem. To, co mnie jednak uratowało i najbardziej poprawiało nastrój to ukochana mgiełka zapachowa do wnętrz (świec zapachowych nie pozwolili zapalać), ulubione olejki do ciała oraz... suchy szampon. Nasz synek spędzał wtulony we mnie właściwie cały czas, zabiegi higieniczne musiałam więc zredukować do minimum.Następnym razem koniecznie zabrałabym ze sobą więcej środków higienicznych: podkładów do przewijania dla maluszka, wilgotnych chusteczek, kuchennych ręczników papierowych.

Jako niewprawnym rodzicom ciągle zdarzały się nam fontanny z siusiu i nieoczekiwane wystrzały z innych miejsc. Te podkłady świetnie się także przydają mamie - czasami sama podpaska nie załatwia sprawy. I koniecznie miękkie, mocno utrzymujące biust na miejscu biustonosze i siateczkowe figi. Te rzeczy to była dla mnie postawa komfortu psychicznego.

Julia, rodziła w czerwcu: "Tablet, książki i gazety na godziny nudy, w których dziecko śpi" Termin miałam wyznaczony na koniec czerwca. Na sobotę byłam umówiona na manicure i pedicure. Planowałam także wydepilować miejsca intymne - generalnie porządnie odgruzować przed narodzinami dziecka. Torbę miałam w sumie spakowaną, brakowało w niej jedynie kosmetyczki.

Sprawdź pakiety opieki okołoporodowej!

Wody odeszły mi oczywiście w piątek w nocy i nie dałam rady już się sobą zająć. Nie zdążyłam zmyć paznokci - na prośbę pielęgniarek musiałam usunąć lakier spirytusem... Generalnie nie czułam się dobrze sama ze sobą. Po porodzie dostałam natychmiast nawału, więc obydwie koszulki nocne, które przygotowałam sobie do szpitalu ledwo zasłaniały moje gigantyczne piersi. Jeszcze tego samego dnia mąż został więc odesłany do domu po: sportowe biustonosze, wkładki laktacyjne (nie panowałam kompletnie nad lejącym się ze mnie mlekiem), saszetkę z pilniczkami, olejek do skórek wokół paznokci i nawilżający sztyft do ust.

W szpitalu spędziliśmy ostatecznie ponad tydzień (synek miał żółtaczkę) całkiem sami w sali. Maluch cały ten czas przesypiał. Mąż więc został ponownie oddelegowany po zapas książek i gazet do czytania, a w końcu i tablet. Nigdy wcześniej ani później nie miałam tyle czasu na lekturę i oglądanie seriali. Marta, rodziła w styczniu: "Lampka nocna i słuchawki - idealne dla zapewnienia intymności".

Mam dwoje dzieci, i na drugi poród spakowałam się znając już szpitalne reguły gry. Chciałam postawić na niezależność i komfort. Miałam ze sobą dużo drobnych pieniędzy do automatów z napojami i do kiosku oraz zestaw sztućców i kubek. Tym razem nie zapomniałam już także ładowarki do telefonu. Specjalnie do szpitala kupiłam malutką lampkę do postawienia przy łóżku - korzystałyśmy z niej we trzy w nocy. Dzięki temu nie trzeba było zapalać górnych jarzeniówek, żeby w nocy przewinąć dziecko.

Mam dużą potrzebę intymności, a nauczona poprzednim doświadczeniem bycia ciągle zaczepianą rozmową i poruszaniem tematów, na które mam całkiem odmienne poglądy, zdecydowałam się zabrać ze sobą słuchawki. Kiedy dziecko spało, a ja nie miałam ochoty na konwersacje, zakładałam je na uszy, odcinając się od innych położnic i ich rodzin. Ponieważ rodziłam w środku zimy, wiedziałam, że grozi mi porządne przesuszenie. Uzbroiłam się więc z baterię "nawilżaczy" - miałam żelowe serum, balsam do ciała, wodę w aerozolu, krople nawilżające do oczu, krem do rąk, zapachową mgiełkię do ciała.

Zamiast kapci chodziłam po oddziale w grubych wełnianych skarpetach, a szlafrok zamieniłam na obszerny kardigan z superdużymi kieszeniami. Moja rada? Jeśli to wasze pierwsze dziecko, zabierzcie do szpitala ubranka, które można porządnie rozpiąć. Wkładanie czegokolwiek przez głowę może wywołać wasze i dziecka zdenerwowanie. No i jak czapeczki to tylko takie w kształcie rożka! Okrągłe ciągle zsuwają się z głowy. Jeśli jesteście głodomorami, zabierzcie także ze sobą jakieś zdrowe przekąski. W szpitalach kolację wydają o 17:00, a potem człowiek głoduje:).

Copyright © Agora SA