Cyce na ulice?

O tym, dlaczego zasłaniam piersi, karmiąc w metrze - pisze felietonistka miesięcznika "Dziecko" Ewa Wołkanowska-Kołodziej, mama rocznej Jagny.

Jagna na swoje pierwsze urodziny dostała album fotograficzny. 259 zdjęć uświadomiło mi, że nie przeleżała tego roku w łóżeczku, o nie. Chodziła (no, powiedzmy) do kawiarni, pubów, na prezentacje książek, spotkania podróżnicze. 8 razy była za granicą, raz na siłowni, 3 razy na weselu. Na wielu zdjęciach karmię piersią, pojawia się więc na nich też mój nieodłączny gadżet – chusta do karmienia.

Tak, zasłaniam się, karmiąc Jagnę w towarzystwie panów i w miejscach publicznych (ale w nich też o panów chodzi). Łapię siebie jednak na tym, że ciągle się z tego tłumaczę. Pierwszy raz usprawiedliwiałam się ze swojej wstydliwości przed kolegą, który przyszedł odwiedzić mnie po porodzie. Piliśmy herbatę, kiedy Jagna charakterystycznym „le, le, le” poprosiła o mleko. Sięgnęłam po chustę, jednocześnie tłumacząc Danielowi: „Przepraszam, ale nie jestem na tyle nowoczesna, by karmić przy tobie bez zasłonki”. A on na to: „Uff, ja też nie jestem chyba aż tak nowoczesny”.

Karmienie piersią jest piękne (jeśli ktoś uważa inaczej, niech pójdzie pod najbliższy kebab i zobaczy, co to znaczy jeść w sposób obrzydliwy). Jest też naturalne i kobiety powinny mieć możliwość nakarmienia dziecka w warunkach komfortowych. Kiedy w dużym sklepie sportowym okazało się, że jedynym miejscem, gdzie mogę to zrobić, jest deska klozetowa, napisałam skargę. Bo kto by chciał jeść na kiblu?

Kobiety nie muszą się zasłaniać, jeśli nie chcą. Zupełnie nie rozumiem tych, których to oburza, ale doskonale rozumiem tych, których ten widok krępuje. Dlaczego? Chodzi o kontekst kulturowy – ten sam, który nie pozwala nam paradować po mieście w bieliźnie, ale już na plaży nie mamy z bikini problemu. W naszej części świata piersi kobiece są uważane za część intymną. Nawet w najbardziej gorące dni panie zakładają na siebie coś więcej niż tylko spódniczki. Dlaczego ma się to zmienić po urodzeniu dziecka? Przyznam, że kiedyś sama nie wiedziałam, co robić, gdy koleżanki – świeżo upieczone mamy – rach ciach obnażały przy mnie piersi. Nie widywałam ich wcześniej nago i zastanawiałam się, co powinnam zrobić z oczyma? Mój znajomy opowiadał, że kiedyś połowę imprezy spędził w kuchni, bojąc się, że koleżanka znowu rozepnie bluzkę i zacznie karmić, a on nie będzie wiedział, jak się zachować. Nie pochwali przecież: „O, jak ładnie ssie!”.

Odkąd kupiłam chustę do karmienia, nie czuję, że muszę jakkolwiek się ukrywać. Nie zsuwa się, jest elegancka, dziecka nic nie rozprasza podczas jedzenia – siedzi sobie pod nią jak w namiocie. Regularnie od roku zaczepiają mnie kobiety: „Jaki fajny wynalazek. Szkoda, że takiej nie miałam”. Inne mówią, że to idealny prezent i kupią taką karmiącej siostrze czy przyjaciółce. (Nie, ten tekst nie jest sponsorowany, na rynku polskim jest kilku producentów chust).

Muszę jednak przyznać, że noszę w sobie również taki obrazek: święto w drewnianej cerkiewce w ukraińskich Karpatach. Świątynia tak mała, że nie pomieściła wszystkich wiernych tłumnie przybyłych, uroczystość odbywała się więc obok. Wszystkie panie były – tak jak nakazuje tradycja – w spódnicach (często opiętych miniówkach) i miały zakryte włosy (choćby białą koronką). W trakcie nabożeństwa weszłam do pustej ciemnej cerkwi.

Pod ścianą, naprzeciwko ikonostasu siedziała młoda kobieta. Ubrana bardziej ortodoksyjnie niż modne panie na zewnątrz. Czarna spódnica sięgała kostek, włosy miała schowane pod zawiązaną wokół szyi granatową chustą. Sama samiuteńka, siedziała naprzeciwko ikonostasu i białą piersią karmiła niemowlę, nie wstydząc się Boga w ogóle, choć pewnie mówi do niego per „pan”.

To także może cię zainteresować:

Przedszkolaki tłumaczą, czym jest miłość. I jak zwykle zaskakują. "Nikt nie ma już do niego więcej miłości"

Więcej o:
Copyright © Agora SA