Małe rodziny, za dużo chemii, zbyt częste mycie - oto dlaczego mamy alergie [ROZMOWA Z DERMATOLOGIEM]

Nasi dziadkowie tyle nie kichali - w początkach XX wieku alergie miał niecały jeden procent ludzi. Dr Bartosz Pawlikowski wyjaśnia dlaczego dziś odsetek alergików dochodzi do 35 proc. i potwierdza, że "częste mycie skraca życie".

Naszych pradziadków też tak męczyły różne alergie?

Dr Bartosz Pawlikowski: Słowo alergia pojawiło się w medycynie ponad sto lat temu. Do języka medycznego wprowadził je po raz pierwszy Clemens Freiherr von Piruet dopiero w 1906 roku. Termin "alergia" utworzył on z greckich słów "allos" - zmieniony i "ergos" - reakcja. Alergie uważa się za epidemię XX wieku. Wciąż obserwuje się stały wzrost częstości występowania chorób alergicznych. 

I przed 1906 rokiem nie było w medycynie żadnych wzmianek o chorobach alergicznych?

- Były. Pierwsze wzmianki dotyczące chorób alergicznych pojawiły się już w starożytnej Grecji i Rzymie. Opisy objawów są zawarte w egipskich papirusach i pismach z terenów dawnych Indii i Chin. Pierwsze objawy alergii skórnej zostały usystematyzowane w XIX wieku przez Roberta Willana. Następnie w 1844 roku Hebra opisał charakterystyczną lokalizację zmian skórnych, a w 1892 roku zmiany skórne połączył z objawem kataru siennego Besnier.

Zobacz wideo

I jak to wygląda statystycznie, czy rzeczywiście kiedyś tych alergii było mniej niż dzisiaj?

- W początkach XX wieku alergie dotyczyły poniżej 1 proc. ludności, w latach 50-tych - 3-5 proc., w latach 60 - tych 5-10 proc., a obecnie około 15-35 proc. Z tego 1/5 stanowią dzieci w wieku szkolnym. W ostatnich 30 latach częstość alergii w krajach Unii Europejskiej wzrosła niemal czterokrotnie.

Może te statystyki wynikają ze sposobów leczenia? Dzisiaj ze wszystkim biegniemy do lekarza, a kiedyś z katarem ludzie chodzili na zasadzie "siedem dni leczony, siedem dni nieleczony", a na wysypki i swędzącą skórę robiło się kąpiel w krochmalu.

- Jeszcze kilkadziesiąt lat temu w związku z mniejszym nasileniem chorób alergicznych oraz rzadszym ich występowaniem metody leczenia były prostsze i jednocześnie skuteczniejsze. Obecnie ze względu na liczniejszą grupę czynników alergizujących leczenie często jest wielokierunkowe - leki, dieta, pielęgnacja, zmiana trybu życia.

Dzisiaj uczulać może właściwie wszystko, np. pyłki roślinne, sierść kota, mleko matki, nabiał, czekolada. Dzieci od małego są na dietach dla alergików, właściwie każde przedszkole i szkoła oferują jadłospis dla dzieci z alergiami. Dlaczego tak się dzieje?

- Chociażby dlatego, że nieustannie zmienia się nasz styl życia. Kiedyś rodziny były liczniejsze, rodzice mieli po kilkoro dzieci. Nie było czasu, aby nadmiernie i z przesadą dbać o higienę i sterylność. Dzieci wychowywały się w grupie, z rodzeństwem, od małego miały kontakt z różnymi bakteriami, wirusami. Ich układ odpornościowy ćwiczył się. My nie tylko żyjemy w małych grupach ludzkich, najczęstszy model współczesnej rodziny to model rodziny 2+1, ale też stosujmy dużo wyszukanych kosmetyków i środków czystości. Naszym pradziadkom, zarówno do mycia i do prania, często wystarczała kostka szarego mydła.

Nie jest też obojętne wprowadzenie nowych materiałów budowlanych, technik izolacyjnych, wentylacji czy klimatyzacji. Na rozwój alergii wpływa też coraz bardziej wyszukana dieta. Kiedyś ludzie jedli to, co urosło w sadzie obok, dzisiaj mamy dostęp do żywności z całego świata. Do tego żywność jest urozmaicona o dodatki i substancje konserwujące.

Mieszkanie razem z rożnymi zwierzętami na małej powierzchni zwiększa ryzyko alergiiMieszkanie razem z rożnymi zwierzętami na małej powierzchni zwiększa ryzyko alergii fot: istockphoto

Obok czynników środowiskowych jest też genetyka. Rodzic alergik ma duże szanse na to, że jego dziecko też będzie uczuleniowcem?

- Tak, bo nie dość, że częstość alergii w populacji na całym świecie wzrasta, to mamy jeszcze do czynienia z efektem tzw. "kuli śniegowej". Oboje chorzy rodzice lub jedno z nich powoduje bardzo duże ryzyko poczęcia dziecka obciążonego alergią już od okresu niemowlęcego. I jeszcze jedno: nawet jeśli któryś z naszych dziadków miał w genach skłonność do alergii, to biorąc pod uwagę styl życia trudno było wygenerować objawy. Obecnie nawet osoby bez rodzinnych skłonności potrafią doznać ostrej alergii z powodu kontaktu z uczulającym składnikiem lub "pryskanym" owocem.

Kiedy rodzi się dziecko, otaczamy je nie tylko opieką, ale i rzeczami: ubrankami  wypranymi w proszku, przeróżnymi kosmetykami, zabawkami z różnych tworzyw. Może tego wszystkiego jest po prostu za dużo?

- Ilość różnych substancji w kosmetykach sprawia, że jest ich w sumie kilkaset, więc ryzyko alergizacji przez któryś ze składników jest niezmiernie wysokie. Dodatkowo nadmierna pielęgnacja, w tym codzienne mycie, prowokuje zmiany o charakterze alergicznym.

Czyli jako rodzice przesadzamy? Za dużo kosmetyków, za dużo środków czystości, za dużo kąpieli, a za mało kontaktu np. z brudem. 

- Badania jednoznacznie wykazują mniejszą ilość zachorowań na alergie u dzieci z biednych środowisk, z mniejszym dostępem do środków higienicznych oraz rzadziej mytych i izolowanych od brudu w porównaniu z dziećmi z rodzin zamożnych.

Kiedy społeczeństwo rozwijające się wychodzi z ubóstwa, to po osiągnięciu przez większą jego część wyższego poziomu materialnego zaczyna przybywać alergii, otyłości, depresji itp., czyli chorób typowo cywilizacyjnych.

Oboje chorzy rodzice lub jedno z nich powoduje zwiększone ryzyko lub niemal pewne poczęcie dziecka obciążonego alergią już od okresu niemowlęcegoOboje chorzy rodzice lub jedno z nich powoduje zwiększone ryzyko lub niemal pewne poczęcie dziecka obciążonego alergią już od okresu niemowlęcego fot: istockphoto

Kilkakrotnie spotkałam się już z taką domorosłą teorią, że dzisiaj dzieci są takie nadwrażliwe, bo staramy się im za wszelką cenę zapewnić sterylne warunki. Brakuje im kontakt z bakteriami, wirusami, pierwotniakami, roztoczami, który sprawia, że układ odpornościowy od małego ćwiczy się i trenuje na przeciwniku.

- Ta teoria istotnie się potwierdza. "Częste mycie skraca życie" - to po części prawdziwe stwierdzenie, bo zbyt duża izolacja od alergenów zwiększa ryzyko wywołania alergii.

To co możemy zrobić? Przestać sprzątać i wyparzać sztućce i talerze w zmywarkach, jak bułka czy smoczek upadnie na ziemię, to nie bać się i podać to dziecku?

- Wystarczy czasami "przymknąć oko" na brudne rączki czy pełzanie po podłodze. Zjedzenie upuszczonego na podłogę kawałka jedzenia to również nie jest śmiertelne ryzyko. Osobiście bywały w moim dzieciństwie dni, kiedy nie myłem się kilka dni, a ręce myłem raz dziennie, bo byłem zbyt zajęty innymi rzeczami. Teraz niemal po każdej czynności dzieci biegną myć rączki.

Dzieci i dorośli z dużych miast częściej mają różne alergie niż mieszkańcy wsi. Rozumiem, że miejsce w którym żyjemy też ma znaczenie?

- Jeden z moich kolegów lekarzy całe życie cierpiał z powodu alergii. Po przeprowadzce nad polskie morze wyzdrowiał i obecnie nie ma żadnych objawów. Wpływ otaczającego środowiska jest niezmiernie ważny, dlatego w dużych ośrodkach miejskich więcej dzieci cierpi z powodu alergii niż w małych miejscowościach.

Czy i co właściwie możemy zrobić, aby uchronić dzieci przed alergiami? Bo alergia bywa poważną chorobą, czasami zagrażającą życiu i kiedy już jest stwierdzona, nie należy jej lekceważyć.

- Stosowanie jedynie wazeliny kosmetycznej na skórę dziecka i kąpiele co drugi dzień przez pierwszy rok życia, mogą zredukować ryzyko alergii do 3%. Warto rozważnie i wstrzemięźliwie stosować kosmetyki i rozszerzać dietę zgodnie z zaleceniami Instytutu Matki i Dziecka, by uniknąć alergii pokarmowej. Słysząc, że dziadkowie chcieli dogodzić rocznemu dziecku, podając mu czekoladę, która wywołała alergię skórną, nóż otwiera mi się w kieszeni. To samo dotyczy przekąsek i innych wynalazków, których ja nie jadłem w dzieciństwie i mam się doskonale. Wychowanie dziecka to obecnie izolowanie nie tylko od niewłaściwych bajek czy gier komputerowych i treści internetowych, ale też od wielu składników diety i kosmetyków powszechnie dostępnych w sprzedaży, ale niestety groźnych ze względu na możliwość alergii.

Dr Bartosz Pawlikowski jest pediatrą, a także specjalistą w dziedzinie dermatologii i wenerologii. Studia ukończył na Wojskowej Akademii Medycznej w Łodzi w 2004 roku. Konsultant w dziedzinie dermatologii w Instytucie Centrum Zdrowia Matki Polki w Łodzi, na co dzień pracuje w łódzkiej Klinice Pawlikowski.

Powinno cię również zainteresować: Czy dziecko potrzebuje antybiotyku? Często nie, wszystko zależy jaką ma infekcję [ROZMOWA Z PEDIATRĄ]

Zapisz

Więcej o:
Copyright © Agora SA