Earth 2150: Lost Souls

Koniec historii nastąpi 7 grudnia roku 2150. Tego dnia pędząca w stronę Słońca Ziemia przestanie być oazą życia. Kto nie zdąży w porę z niej uciec, umrze.

Earth 2150: Lost Souls

Koniec historii nastąpi 7 grudnia roku 2150. Tego dnia pędząca w stronę Słońca Ziemia przestanie być oazą życia. Kto nie zdąży w porę z niej uciec, umrze.

Oferowany przez TopWare cykl gier strategicznych "Earth 2150" to jeden z największych światowych sukcesów polskich programistów. Bezpośredni protoplasta, gra "Earth 2140", cieszyła się umiarkowaną popularnością, ale jako etiuda (całkiem zgrabna jak na rok bodaj 1998) sprawdziła się bardzo dobrze. Za dowód może posłużyć w pełni dojrzała forma następców.

Z dużym uznaniem spotkała się zarówno kolejna gra "Earth 2150: Escape from The Blue Planet", jak i samodzielny dodatek "Earth 2150: The Moon Project". Prestiżowy i opiniotwórczy internetowy serwis GamesDomain uznał obie gry za wydarzenie, zachwycając się "niewiarygodną głębią rozgrywki", "wspaniałą trójwymiarową grafiką" itd., itp., reasumując, że w gatunku strategii w trybie czasu rzeczywistego oba produkty TopWare pod wieloma względami zasługują na miano wzorca.

Do Polski docierały echem miłe wieści o licznych fanach gry, nawet w tak odległych krajach jak Chiny i Korea Południowa. Co prawda oba słyną jako oazy komputerowego piractwa, ale zysk ze sprzedaży polskich strategii w świecie musiał być w sumie satysfakcjonujący, skoro doszło do kontynuacji cyklu. "Earth 2150: Lost Souls" to ostatni rozdział trylogii.

Każdy ma powód, by walczyć

W połowie XXII w. Ziemia, wyjałowiona z surowców i zniszczona wojną między Eurasian Dynasty a United Civilized States, podąża nową trajektorią w stronę Słońca. Katastrofę spowodowały eksplozje licznych ładunków nuklearnych w pobliżu Antarktydy. Szansą na ratunek są budowane przez Dynastię Euroazjatycką promy kosmiczne zdolne ewakuować na Marsa wielu ludzi. Rzecz jednak w tym, że nie wszystkich. Zaczyna się krwawa walka o miejscówki. Do tej ostatniej z wojen tego świata włącza się także znana z "Earth 2150: Moon Project" Lunar Corporation - zdominowana i rządzona przez kobiety kolonia naukowa z Księżyca.

"Earth 2150: Lost Souls" oferuje trzy kampanie, po jednej dla każdej ze stron konfliktu.

W pierwszej kampanii wcielamy się postać generała Fedorowa z sił specjalnych Eurasian Dynasty, któremu car Vladimir II kazał nadzorować przygotowania do startu promów. Fedorow, zorientowawszy się, że car chce go zostawić na Ziemi, postanawia przejąć jeden z promów.

Kampania druga opowiada o losach rekrutki Lunar Corporation, która ma za zadanie ochronę tajnego projektu badawczego. Naukowcy z Księżyca próbują zbudować teleport zdolny przenosić ludzi na inną planetę.

Grając po stronie United Civilized States, jako Marcus Gordin, były minister obrony, musimy powstrzymać atak koalicji Eurasian Dynasty i Lunar Corporation. Sprowokowała go nieplanowana przez Amerykanów agresja ze strony sterującego armią maszyn UCS systemu komputerowego Golan. Zaatakowany przeciwnik nie wierzy w to i przystępuje do potężnej kontrofensywy.

Bez prawa do błędów

Rozgrywka jest interesująca, lecz trudna. "Earth 2150: Lost Souls" to przede wszystkim propozycja dla osób, które dobrze bawiły się w poprzednie części trylogii. Jeśli nie jesteśmy oswojeni z mechaniką gry, z mnogością opcji taktycznych, nie znamy słabych i silnych stron każdej ze stron konfliktu, możemy już na starcie popaść w spore problemy. Nie mówiąc o tym, że słabo się orientując w historii tych zmagań, gubimy wiele smaczków, które decydują o klimacie serii "Earth 2150".

Wszystko wskazuje na to, że grę stworzono przede wszystkim z myślą o weteranach cyklu, nowicjuszy, traktując przy tym, niestety, per noga. W przeciwieństwie do typowej gry strategicznej nie mamy szansy oswajać się z zasadami gry krok po kroku. Owszem, samouczek uczy podstaw, ale kampanie już od pierwszych misji wymagają od nas większej wiedzy i doświadczenia. Co gorsza, wydawca nie dołączył żadnej instrukcji. Krótko mówiąc, jeśli to ma być państwa pierwsza gra z cyklu "Earth 2150", radzę zacząć od pozycji wcześniejszych.

"Earth 2150: Lost Souls" to rasowy militarny RTS z koniecznością pozyskiwania surowców, zapewniania źródeł energii i prowadzenia prac naukowych nad nowymi technologiami. Owszem, znamy to z wielu tytułów; mechanika jest jednak tak rozbudowana i dopracowana, że gra nie sprawia wrażenia archaicznej.

Wyposażenie trzech wrogich armii jest odmienne, przy czym równowaga sił wydaje się dobrze zbalansowana. Eurasian Dynasty ma znakomite czołgi i helikoptery, United Civilized States mechy (maszyny kroczące podobne do tych z "Wojen Gwiezdnych"), a Lunar Corporation dzięki elitarnemu naukowemu zapleczu potrafi brutalnej sile rywali przeciwstawić zaawansowane, futurystyczne bronie.

W większości podobnych gier gracz postępuje według sprawdzonego schematu - klika na ikonę symbolizującą prace nad nową technologią, a potem po prostu produkuje jeszcze wytrzymalsze, szybsze i mocniej uzbrojone jednostki. "Earth 2150: Lost Souls" nie pozwala na takie lenistwo. Aby móc broń produkować, trzeba ją najpierw opracować w szczegółach - dobrać podwozie i zamontować na nie wybrane uzbrojenie. A może dorzucić ochronne pole siłowe? I jakiej mocy? Czemu nie, pamiętajmy jednak, że wszystko kosztuje. Hurraoptymistyczna inwestycja w kosztowne badania naukowe może prowadzić do klęski, gdy wróg zaatakuje nas mniej zaawansowanymi technologicznie, ale znacznie liczniejszymi siłami.

Deszcz i śnieg, w dzień i noc

"Earth 2150: Lost Souls" robi też, jak poprzedniczki, dobre wrażenie dzięki pracy grafików i niezłych efektach specjalnych, na które pozwala tzw. silnik programu. Mamy więc tu okazję obserwować sugestywnie "prawdziwe" kłęby dymu z kominów i smugi kondensacyjne za rakietami wystrzeliwanymi z mechów. Możemy walczyć w słońcu lub rzęsistych strugach deszczu. Efekty pogodowe niestety mocno spowalniają grę, ale posiadacze słabszych komputerów mogą tę opcję wyłączyć.

Gra wygląda dobrze i bez tego, choć prywatnie wolałbym większe zróżnicowanie kolorystyczne, choćby i kosztem owego mitycznego "poziomu realizmu". Wolałbym też, aby budynki i jednostki można było łatwiej od siebie odróżnić - nie zawsze jest to łatwe nawet dla weterana.

Poza tym trudno się czepiać "Earth 2150: Lost Souls" o prezencję. Gra jest w pełni trójwymiarowa, operowanie kamerą ergonomiczne, a różnorodne ukształtowanie terenu pozwala na stosowanie ciekawych rozwiązań taktycznych, dzięki którym teoretycznie słabsze siły mogą bez większych strat pokonać wroga. W sumie solidny produkt za niewygórowaną cenę.

Lost Souls

Producent: Reality Pump

Dystrybutor: TopWare Interactive

Minimalne wymagania: PC Pentium II 300 MHz, 64 MB RAM, akcelerator 3D, CD-ROM x8

Cena: 39,95 zł

Copyright © Agora SA