Z: Steel Soldiers

Następca jednej z najszybszych gier strategicznych to nadal obłędne tempo, lekko podrdzewiałe poczucie humoru i stopień trudności na poziomie "weteran", nie "rekrut". Tylko dla zawodowców - poborowi z rezerwy nie mają tu szans na przetrwanie.

Z: Steel Soldiers

Następca jednej z najszybszych gier strategicznych to nadal obłędne tempo, lekko podrdzewiałe poczucie humoru i stopień trudności na poziomie "weteran", nie "rekrut". Tylko dla zawodowców - poborowi z rezerwy nie mają tu szans na przetrwanie.

Już pięć lat minęło od premiery gry, która przeszła do historii nie tylko z powodu najbardziej enigmatycznej nazwy w historii multimedialnej rozrywki, ale i nowatorskiego rozwiązania problemu, przed którym stoi wódz każdej armii - skąd wziąć pieniądze.Tradycyjnie środki na rozwój swych sił - rozbudowę infrastruktury, wynajmowanie (szkolenie) żołdaków - zapewniała w grach strategicznych eksploatacja zasobów naturalnych - wydobywanie złota w kopalniach, wyrąb lasów itp. W "Z" przewagę ekonomiczną dawało zdobywanie terytorium. Wymuszało to aktywną, ofensywną grę, co wobec obowiązującego dotąd pasywnego schematu: "umocnij bazę, odpieraj ataki, gromadź siły, kontratakuj", było zmianą iście rewolucyjną. "Z: Steel Soldiers" nadal korzysta z tego ciekawego rozwiązania, co determinuje praktycznie wszystko. Reszta to detale.

Mrzonki robotów

Tak jak w "Z", tak i tu prowadzimy do boju armię człekokształtnych robotów. Notabene przeciwko innej armii stalowych humanoidów. Z robotami żołnierze mają wspólny tylko nieorganiczny rodowód, poza tym równie dobrze można by ich zastąpić w grze ludźmi. Podejrzewam, że na stal zamiast białka producent zdecydował się po to, by obniżyć kategorię wiekową produktu, a tym samym zwiększyć szanse na lepszą sprzedaż. A może miało to być egzotyczne urozmaicenie? Może robot w kapeluszu kawalerii popijający w leżaku olej z puszki jest zabawny? "Z" chwalono za specyficzne poczucie humoru, tym walorem próbuje też zdobyć punkty następca - "Z: Steel Soldiers". Czy jest śmiesznie? Umiarkowanie - niektóre dowcipy i gagi są jak na mój gust lekko podrdzewiałe, ale zapewne wiele osób będzie innego zdania.

Czasami bywa jednak rzeczywiście śmiesznie. Nie raz prowokował u mnie uśmiech kapitan Zod (zdegradowany z generała), jako żywo przypominający twardogłowych przełożonych pilota Yossariana z Hellerowskiego "Paragrafu 22". To nie tylko efekt wypowiadanych przez Zoda, porażających niekiedy, kwestii. Świetnie podłożono pod tę postać głos - brawa i dla lektora, i dla tłumacza, który wykazał się dużą inwencją.

Warto to podkreślić, bo gracze zwykle psioczą na polonizacje, twierdząc, że gra spolszczona gubi klimat. Tym razem naprawdę nikt nie powinien się przyczepić.

Co robi Zod? Tkwi ze swymi chłopcami na planecie Rigal, gdzie wreszcie jest szansa na zakończenie wlokącej się przez ponad pięć wieków wojny między siłami MegaCom Corporation i TransGlobal. Od dziewięciu miesięcy trwa zawieszenie broni, proces pokojowy cieszy obie robocie społeczności, w pobliżu strefy zdemilitaryzowanej pozostały tylko resztki oddziałów. Obowiązuje zakaz angażowania się w walki, a nawet odbywania lotów patrolowych. Pokój jest tuż, tuż.

Chyba tylko jakiś głupi, nieodpowiedzialny robot, w którego przerdzewiałych obwodach nastąpiło spięcie, mógłby zniweczyć tę wielką szansę ludzko... robo... tę wielką szansę cywilizacji rozumnych, wrażliwych istot[?].

Ani chwili wytchnienia

Już w pierwszych misjach nie można sobie pozwalać na błędy. A podstawowym błędem jest opieszałość. Najważniejsze jest szybkie zajmowanie terenu, który podzielono na strefy. W każdej strefie jest punkt kluczowy. Należy go oflagować, by przejąć terytorium.

Drugi warunek sukcesu to dobre rozpoznanie terenu, by móc na czas przegrupować siły. Wróg atakuje od razu, szybko rośnie w siłę, strategia na przeczekanie jest zatem drogą ku klęsce. Zwykle najwięcej sensu mają szybkie operacje taktyczne. Mobilność i mądra koordynacja sił jest zdecydowanie ważniejsza od budowania umocnień.

Gra wygląda nie najgorzej. W przeciwieństwie do dwuwymiarowego "Z" jest trójwymiarowa, tła i jednostki wyglądają przyzwoicie, niekiedy wręcz efektownie. Na "Z: Steel Soldiers" patrzy się bez obrzydzenia, ale gra ma inny feler - dużo wymaga od komputera. Już na średnio silnej maszynie ekran skacze żabką, gdy na planszy pojawia się wiele jednostek. Biorąc pod uwagę, że atutem gry jest szybkość i dynamizm, to niemały zarzut.

Innym problemem jest nieobliczalne zachowane naszych jednostek. Czasami pozostawione samopas, radzą sobie zupełnie zmyślnie, niekiedy jednak poziom sztucznej inteligencji pozostawia wiele do życzenia. Ostrzeliwany robot-konstruktor potrafi na przykład biernie tkwić w miejscu aż do zupełnego zezłomowania. Lem był chyba jednak zbytnim optymistą.

Jako że posiadam komputer nie pierwszej młodości, grało mi się w "Z: Steel Soldiers" dość ciężko. Tym bardziej że to gra trudna, a ja preferuję strategie dające więcej czasu na refleksje. Graczom z szybkimi maszynami i szybkim refleksem "Z: Steel Soldiers" zapewni na pewno większą satysfakcję.

Olaf Szewczyk

"Z: Steel Soldiers",

Producent: Bitmap Bros.,

Wymagania: Pentium III 6000 MHz, 128 RAM, CD-ROM x4, akcelerator 3D

Dystrybucja: L.E.M., cena 99 zł

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.