Kangurek Kao wiódł sobie spokojny kangurzy żywot wśród australijskiej fauny i flory. Grał z innymi kangurami w piłkę, uganiał się za motylami. Jedynym problem były zbyt wysoko latające motyle i misie koala, które czasem spadały na głowę. Pewnego pięknego dnia w czasie popołudniowej przebieżki został złapany przez złowrogich ludzi (kto wie, czy nie wysłanników producenta gry). Obudził się w klatce z parą rękawic bokserskich, które od zawsze ludzie zakładali kangurom, gdy chcieli, aby te zapewniły im rozrywkę.
Gra "Kangurek Kao" urzekła mnie od pierwszego wejrzenia. Trudno oprzeć się urokowi żółtego torbacza, którego smutną historię poznajemy z filmu rozpoczynającego grę. Naszym zadaniem jest pomóc kangurkowi wydostać się na wolność - do której droga wiedzie przez 25 głównych i kilkanaście dodatkowych poziomów gry.
Największą przyjemność sprawiła mi grafika. Kolejne plansze przechodziłem głównie po to, aby zobaczyć, co też autorzy gry jeszcze wymyślili. Kolorowy, trójwymiarowy świat wymaga dużo od karty graficznej - dopiero karta o wydajności Rivy TNT radzi sobie ze szczegółami otaczającego świata, ale sowicie wynagradza estetyką. Animacja samej postaci kangurka jest bardzo szczegółowa. Kao wykonuje wiele precyzyjnie animowanych ruchów. Nawet gdy stoi w miejscu, to kołysze z gracją ciałem i uszami, a gdy każemy mu iść do tyłu, to czujnie ogląda się przez ramię. W otaczającym świecie spotykamy motyle, ptaki. Nawet rośliny delikatnie kołyszą liśćmi na wietrze. Grafika jest przygotowana naprawdę bardzo starannie.
Jako broń służą nam rękawice i ogon. Rękawicami boksujemy we właściwy dla kangurów sposób - kangury znały boks na długo przed tym, nim biały człowiek przybił do brzegów Australii. Dodatkowo możemy od czasu do czasu rzucić rękawicą w odległego przeciwnika, co często ułatwia życie. Ogon stanowi potężną broń. Cios zadany ogonem zwala z nóg najbardziej opornych przeciwników. Sam pomysł zadawania ciosu ogonem tak spodobał się mojemu czteroletniemu chrześniakowi, który oglądał grę, że długo próbował go samemu wykonać, mimo poważnych - w porównaniu z kangurem - braków anatomicznych.
"Kangurek Kao" jest grą zręcznościową (tzw. platformówką), w której działaniami bohatera kierujemy zza jego pleców, podobnie jak w "Raymanie". Po drodze możemy zbierać różne gadżety, głównie złote monety, które w odpowiedniej ilości dają nam dodatkowe życie. Na początku poruszamy się w typowo kangurzy sposób - skokami na przód. Na dalszych etapach, aby przejść, musimy używać lotni, motorówki czy snowboardu, a w czasie wędrówek trafimy, oprócz zwykłej dżungli, do ponurych lochów czy na stację kosmiczną.
Fabuła nie jest zbyt skomplikowana i bardziej wymaga zręcznych palców niż myślenia. Autorzy gry celowali w niszę rynkową, bo niewiele jest takich gier w świecie pecetów, to głównie domena konsol. Zapewne gra stanie się sukcesem rynkowym - wersja demonstracyjna "Kangurka Kao" w internetowych serwisach poświęconych grom długo przewyższała popularnością zachodnie superprodukcje. Tym przyjemniej, że jest to produkt napisany przez rodzimych programistów - Polacy nie gęsi, programować też umieją.
Gra zapewnia znakomitą zabawę bez względu na wiek, choć dopiero starsze dzieci są w stanie poradzić sobie z kolejnymi etapami. Trzej znajomi wyjadacze komputerowi w wieku od czterech do trzynastu lat po zainstalowaniu gry na ich komputerze wyglądali jak przyspawani do biurka. Czterolatek nie potrafił zebrać kilku monet na pierwszym poziomie (co zresztą nie przeszkadzało mu w zabawie), sześciolatek radził sobie znośnie, a trzynastolatek szybkością i precyzją pokonania pierwszego poziomu wzbudził moją zawiść. Gorąco polecam grę jako wspaniałą rozrywkę za wyjątkowo rozsądne pieniądze.
Kangurek Kao
Producent: X-Ray
Dystrybutor: LEM
Minimalne wymagania sprzętowe: PC, Pentium II 266, 64 MB RAM, CD-ROM 2x, akcelerator 3D
Cena: 49 zł
Marcin Bójko