Rady, które nie ranią

Obliczono, że po urodzeniu dziecka młoda mama musi nauczyć się ponad stu nowych czynności. To prawie tyle, ile trzeba opanować, żeby prowadzić samochód w wyścigu Formuły 1. Dużo? Nie tak wiele, jeśli wziąć pod uwagę, że poza konkretnymi czynnościami nowych sytuacji, pytań, problemów i stanów emocjonalnych, z którymi styka się mama, jest przynajmniej trzy razy więcej. I to tylko w ciągu pierwszego roku życia dziecka. Rodzaje płaczu i jak na niego reagować, nieprzespane noce i własne zmęczenie, relacja z partnerem, stawanie się mamą i tatą. Wątpliwości czy masować brzuszek w trakcie kolki. Pierwszy samodzielny posiłek, pierwszy krok. Jak poradzić sobie ze swoim strachem o dziecko, z własnym ciałem, przez które często czujemy się zdradzone. Piękne w ciąży paznokcie zaczynają się łamać, włosy - wypadać, skóra jest wiotka i już nie opina krągłego brzuszka. Jak troskę o dziecko pogodzić z czasem dla siebie? Na wszystkie te pytania nie ma jednoznacznych odpowiedzi. A z każdej strony płyną rady. I od tych, którzy sami to przeżyli, i od tych, którzy mają fachową wiedzę, i od tych, którzy po prostu lubią się wtrącać.

Bo na dzieciach znają się wszyscy. Każdy ma coś do powiedzenia. Staruszka w parku, pani na kasie, położne, pediatrzy, rodzina przyjaciółki, inne mamy w sieci. I wszyscy mają ogromną chęć pouczania. "Nie dawaj mu zasnąć przy piersi, nie noś go ciągle, nie jedz nic surowego, tylko suszarka ukoi kolkę, musisz spać wtedy, kiedy dziecko śpi. " Brzmi znajomo? Wyobrażam sobie, że gdyby spisać wszystkie rady powtarzane do znudzenia młodym mamom, można by je rozciągnąć od Warszawy do Krakowa. I niestety tylko ułamek z nich miałby dla mam wartość, bo nie przyjmowałby formy krytyki czy pouczania. Socjolożka Marta Olcoń - Kubicka przeanalizowała dziesiątki blogów polskich młodych mam i ich dyskusji na forach. Wniosek był następujący: mamy chętnie dzielą się wątpliwościami, szukają wsparcia wśród bliskich i w sieci, ale nazbyt często zaraz na wstępie spotykają się z wytykaniem błędów, karcącą oceną. A nie ma nic gorszego niż rady, które ranią. Nie wnoszą nic dobrego, a mogą siać emocjonalne spustoszenie.

Jak zatem udzielać konstruktywnych rad? Jak zareagować na te niechciane, które sprawiają ból? Można zastosować technikę Gretchen Rubin, psycholożki promującej się strategiami radzenia sobie z krytyką bez bólu. Tak więc jeśli teściowa krytykuje, że dajesz dziecku jabłko skrobane zamiast tartego na szklanej tarce ("zakrztusi się, co Ty robisz?!"), żeby posłużyć się dość trywialnym przykładem, po pierwsze zatrzymaj się na chwilę, nie odpowiadaj od razu.  Potraktuj takie zdanie jak obiekt, któremu możesz się przyjrzeć na chłodno, racjonalnie - czy ono dotyczy mnie? Mojego zachowania? Czy coś wnosi? Jeśli nie, możesz zdecydować, żeby go nie przyjąć, odsunąć od siebie zanim zareagujesz emocjonalnie. Czas daje szansę na odsunięcie od siebie bólu krytyki. Na przyjęcie lub odrzucenie rady bez odnoszenia ran. Na powiedzenie: "mam inne zdanie, zdecydowałam inaczej, postąpię po swojemu."

A czy w ogóle udzielać młodym mamom rad? Tak, ale jeśli i wtedy, gdy o to poproszą. I bez pouczania. Jest wielka różnica w tym czy powiemy: "kładź go do kołyski, nie powinien spać w Waszym łóżku, bo wychowasz maminsynka" czy zdaniem "jeśli macie kłopot ze snem malucha, może warto spróbować kołyski?". Radźmy, nie raniąc.

Copyright © Agora SA