Polacy: "Kiedyś dzieci były szczęśliwsze". Czy naprawdę?

Im starsi jesteśmy, tym częściej uważamy, że w dzieciństwie byliśmy szczęśliwsi niż dzieci żyjące współcześnie - wynika z badań. Skąd taka ocena i czy mamy rację?

Czy kiedyś dzieci były szczęśliwsze? A czy czasy, kiedy nasi rodzice byli dziećmi, były lepsze od tych, gdy to my bawiliśmy się na podwórku? Według badania przeprowadzonego przez TNS Polska dla marki JELP, większość z nas z nostalgią wspomina czasy dzieciństwa, uważając, że w dzisiejszych czasach dzieci są mniej szczęśliwe. Kiedyś było lepiej - takiej odpowiedzi udzieliło 66 proc. ankietowanych.

Tylko co piąta osoba uznała, że pokolenie urodzone w XXI wieku jest szczęśliwsze niż ludzie urodzeni wcześniej. Im jesteśmy starsi tym gorzej oceniamy czasy współczesne - swoje dzieciństwo za lepsze od współczesnego uważa aż 78 proc. osób w wieku od 50-59 l. Trzydziestolatkowie i osoby mieszkające z dziećmi mają natomiast poczucie wielkiej straty związanej z tym, że zabawy z czasów ich dzieciństwa odeszły w zapomnienie.

Kiedyś było lepiej?

Dr Jakub Kryś, psycholog społeczny z SWPS i Instytutu Psychologii PAN, twierdzi, że nie ma badań potwierdzających tezę, że kiedyś dzieci rzeczywiście były szczęśliwsze niż teraz. - Czasy się zmieniają, mamy inne nawyki i zachowania. Zmieniają się pokolenia. To, co starszym ludziom wydaje się normą dla dzieciństwa, już nią nie jest. I odwrotnie: to, co dla współczesnych dzieci jest normą, nie było nią w okresie dzieciństwa ludzi starszych. Spójrzmy na internet - dla wielu starszych osób wydaje się on nieatrakcyjną formą spędzania czasu, bo sami jej nie znają, nie poruszają się po wirtualnej rzeczywistości.

O tym, jak w kategoriach szczęścia oceniamy dzieciństwo nasze i naszych dzieci decyduje w dużej mierze nasz system wartości. Nie można wartościować poczucia szczęścia: - Nie ma do tego odpowiednich narzędzi - podkreśla Kryś. Za to nader chętnie uciekamy się do racjonalizacji: jeśli ja tego doświadczyłem, to było to lepsze. Stąd prosta droga do oceny: moje dzieciństwo było szczęśliwsze niż dzieciństwo współczesnych dzieci. - Dla osób starszych to, co było kiedyś, było po prostu szczęśliwsze od tego, co jest teraz - mówi psycholog.

Idealizowanie PRL-u

Joanna, mama 7-letniej Hani i 4-letniej Zosi, nie lubi, kiedy ktoś mówi, że kiedyś dzieci były szczęśliwsze. - A tam szczęśliwsze! - obrusza się. - Wkurza mnie to idealizowanie PRL w postaci wklejanych na facebooku wspomnień, że trzepak i guma do żucia. Już widzę wspomnienia naszych dzieci: "ach, te xboxy, te tablety, pamiętacie? Teraz już nie ma takich fajnych zabawek..." - śmieje się.

- A tak na serio, kiedyś było po prostu inaczej - wyjaśnia. - Mniej się przejmowano uczuciami dzieci, ale za to miały więcej swobody. Coś za coś. Teraz przecież też można się bawić w błocie, zakazu nie ma. Myślę, że teraz to rodzice mają trudniej, bo jest taki niepisany nakaz bycia menedżerem, sekretarką, kierowcą, projektantem własnych dzieci, a to wymaga bycia ekspertem od wszystkiego. To mnie denerwuje. Ja tam lubię, jak moje córki siedzą w swoim pokoju i wychodzą tylko po to, żeby wziąć moje wszystkie szale i apaszki, bo coś tam sobie wymyśliły. Nie ciągle oczywiście, ale lubię jak zajmują się same sobą - podsumowuje.

Na idealizację dzieciństwa lat 70. i 80. nie zgadza się też Marta, mama dwóch córek w wieku przedszkolnym: - W necie roi się od sielskich obrazów, jak to w PRL-u wszyscy radośnie żuli balonówkę na trzepaku i było tak "ach! jak niewinnie" i pięknie. I po równo. I chińskie piórniczki, i andruty, i syfony. Fakt, też różne takie obrazki wspominam z nostalgią. Ale pamiętam też, że dzieciaki nagminnie były np. bite pasem. Albo że w przedszkolach były zmuszane do jedzenia - mówi.

Niedostatek cieszy bardziej od nadmiaru?

Nawet jeśli to dzieciństwo upływało pod znakiem niedostatku, nadal może być uważane za lepsze od tego, które przeżywają dzieci w czasach obfitości. Idealnym przykładem jest ocena Joli, która z rozrzewnieniem wspomina swoje wycieczki do Pewexu i tęskne wpatrywanie się w lalki na półkach sklepu. - A teraz? - pyta. - Dzieciaki maja wszystko na tacy podane. Zabawki na każdą okazję, w sklepie od samego oglądania głowa boli. Pewnie, że kiedyś dzieci były szczęśliwsze - podsumowuje z przekonaniem.

Z tą opinią nie zgadza się Jakub Kryś: - Istnieje takie pojęcie jak młyn hedonistyczny - tłumaczy. - Każda przyjemność się znudzi, jeśli jest intensywnie użytkowana. Ale świat daje nam tyle możliwości, że nawet, jeśli ta lalka się znudzi - "zmieli" w tym młynie - to dziecko znajdzie coś innego, co sprawi mu przyjemność. Chociażby patyk, który będzie wrzucać do strumyka - tłumaczy.

Joanny nostalgia za czasami własnego dzieciństwa, w wersji przedstawionej przez Jolę, też nie przekonuje: - Co tu gloryfikować - to, że czegoś nie można było mieć? Braki w zaopatrzeniu? - zastanawia się. - Moje dzieci naprawdę potrafią skakać z radości z powodu nowej książki albo audiobooka, albo z listu od babci zza oceanu z naklejkami za 2 zł. Nie kupuję zabawek przy każdej okazji, one zresztą i tak najlepiej bawią się przy użyciu koców, szalików, apaszek, wody, mąki i innych obecnych w domu gratów - mówi.

Lody na obiad - pełnia szczęścia!

- Myślę, że pominąwszy kwestie prezentów i tego, co nam daje współczesny marketing i handel, dzieci są szczęśliwe, gdy spędzają czas z rodzicami i mogą robić, co chcą, np. jeść lody na obiad jak na wakacjach - mówi z uśmiechem Iza. I to w tych drobnych przyjemnościach właśnie wielu dorosłych upatruje powodów do szczęścia. A tych mogą doświadczać także współczesne dzieci, nawet jeśli zamiast zabaw na trzepaku wybierają gry w komputerze.

- Poczucie szczęścia raczej zależy od tego, czy jest się kochanym, rozumianym, akceptowanym - dodaje Marta. - A to nie jest po pierwsze indywidualne, po drugie można to osiągnąć w różnych czasach i przy rozmaitych obyczajach, poziomie życia itd. Dla mnie w latach 80. szczytem szczęścia byłby nielimitowany dostęp do bananów, ale nie sądzę, żeby dzisiejsze dzieci z powodu bananów były szczęśliwsze. Ani nieszczęśliwsze, bo nie sądzę, żeby oczekiwanie na banana nas tak uszlachetniło - podsumowuje.

Inna sprawa, że my w ogóle szczególnie szczęśliwi nie jesteśmy. Jak zauważa dr Kryś, Polacy, wraz z innymi mieszkańcami Europy Wschodniej, plasują się na końcu listy narodowości deklarujących zadowolenie z życia:- Jako Polacy jesteśmy społeczeństwem narzekającym - podkreśla. Nic więc dziwnego, że narzekamy też na "nieatrakcyjne" dzieciństwo XXI wieku, czy na współczesną młodzież. - Ta nagonka mnie irytuje! Mamy fajną młodzież - przekonuje Kryś. I szczęśliwą?

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.