To oczywiste, że dzieci mają swoje potrzeby i że chcą przynależeć do grupy. Wśród rówieśników panują mody na zabawki, ubrania i gadżety. Żadna to nowość, większość współczesnych trzydziestolatków pamięta pewnie dekatyzowane dżinsy czy chińskie pachnące gumki do ścierania. Nowym zjawiskiem jest za to łatwość, z jaką dzisiejsze obiekty pożądania trafiają do pokojów, szaf i tornistrów dzieci.
Większość rodziców, z którymi rozmawiałam, przyznaje, że ma problem z odwlekaniem momentu, w którym kupią swoim dzieciom wymarzoną rzecz. - Ja sama nie czekam na wielką okazję, żeby kupić sobie upatrzoną bluzkę - mówi Ania. - Dlaczego więc miałabym kazać czekać synowi do świat na nowe klocki? Stać mnie, to kupuję.
ale co z tym niecierpliwym przebieraniem nogami, tym wyczekiwaniem na wyśniony prezent, upragnioną lalkę, wytęskniony domek dla niej? Czy nasze dzieci potrafią jeszcze odczuwać takie emocje? Myślę o Julii i jej lalkach, mojej córce i rowerze, którego zakup cieszył ją tylko w drodze do sklepu, wspominam Kubę, który ma 7 piłek do gry w nożną (rozpierzchniętych po całym ogrodzie, moknących na deszczu i schnących w słoneczne dni). I trochę mi żal, gdy przywołuję te wspomnienia i obrazy, że nie nauczyliśmy naszych dzieci czekać i marzyć.
Czy już jako dorośli ludzie, także będą oczekiwać natychmiastowej realizacji swoich pragnień? Jak poradzą sobie z rozczarowaniem? - A czy ty kupujesz rzeczy od razu, gdy zechcesz je mieć, czy uznajesz, że musisz na nie najpierw "zasłużyć"? - pyta mój znajomy, ojciec dwójki przedszkolaków. - Dlaczego z dziećmi ma być inaczej? Czasy są inne, konsumpcjonizm to fakt, który w tym samym stopniu dotyczy dzieci, co dorosłych.
Wygląda na to, że natychmiastowa kapitulacja w reakcji na prośbę dziecka o nowe buty, zabawkę czy gadżet elektroniczny to szeroko zakrojone zjawisko. Z badania przeprowadzonego przez brytyjską firmę Skipton Building Society wynika, że z 10 rodziców sześciu od razu kupuje dziecku rzecz, o którą ono prosi. 17 proc. przyznało, że zależy im na tym, by nie rozczarować swoich dzieci, gdy te znajdują się pod tak dużą presją ze strony swoich rówieśników w szkole. 1/3 dorosłych nie chce odmawiać swoim dzieciom z obawy, że ich koledzy mogliby się z nich naśmiewać. 34 proc. rodziców uważa jednak, że to przez taką postawę ich dzieci są rozpieszczone.
Tracy Fletcher, rzeczniczka firmy, która przeprowadziła sondaż, tak tłumaczy w gazecie "The Daily Mail" wyniki badania: "To naturalne, że rodzicom zależy na tym, żeby ich dzieci zawierały głębokie przyjaźnie i czuły się częścią społeczności rówieśników w szkole i poza nią. I jeśli myślą, że mogą pomóc dziecku zdobyć większą popularność w grupie - robią to. Niestety, wygląda na to, że takie działania to po prostu wydawanie wielkich pieniędzy na najnowsze obiekty podwórkowego szału, kolekcje, najświeższe trendy w modzie i gadżety. To natychmiastowe zaspokajanie zachcianek może mieć jednak swoje przykre konsekwencje w przyszłości, bo dzieci będą dorastać bez zrozumienia prawdziwej wartości pieniędzy i nie nauczą się, jak można nimi efektywnie zarządzać".
Dzwonię do Moniki, która ma dwie córki w wieku przedszkolnym. Jestem ciekawa, czy jej zdaniem współczesne dzieci rzeczywiście nie potrafią się już tak cieszyć z prezentów, jak kiedyś robiłyśmy to my. Trochę kręci, a w końcu przyznaje, że może coś w tym jest i że jej dzieci też czasami dostają też prezenty bez okazji: - Niekiedy czekają, aż spełnię ich marzenie zabawkowe - opowiada. - Szczególnie jeśli chodzi o większe zakupy, zwłaszcza takie nieedukacyjne, które mnie samej się nie podobają, np. lalka kąpiąca pieski... To było wielkie marzenie mojej starszej córki i bardzo się ucieszyła, ale bawiła się nią może przez 3 dni... - opowiada.
Z drugiej strony zastanawiam się, czy my już nie idealizujemy wspomnień? Monika od razu podchwyciła temat: - Moja mama opowiadała mi, że kiedy dostałam wymarzone rolki, a miałam wtedy 14 lat, założyłam je kilka razy, a później rzuciłam w kąt! To jasne, że dzieci żyjące w dobrobycie nie doceniają tego, co mają, ale co w takim razie mamy robić? Nie dawać im, mimo że możemy? Poza tym dziecko nie żyje w oderwaniu, musi być dzieckiem swojego pokolenia, nawet jeśli te czasy nam się nie podobają. Zresztą myślę, że ten problem w którymś momencie się kończy, bo gdzieś kończą się też finansowe możliwości spełniania wszystkich zachcianek - im dziecko starsze, tym droższych rzeczy pożąda... - przekonuje.
Kiedy pytam ojca dziesięcioletniej Julii, dlaczego kupuje jej tyle rzeczy i czy nie wystarczyłaby jej jedna lalka z kolekcji, on wzrusza ramionami. - A niech ma, lubi te lalki i cieszy się, kiedy je dostaje - mówi. - Teraz wszystkie dzieciaki się tym bawią - dodaje na swoje usprawiedliwienie. "Ta radość to rzecz względna" - myślę po cichu, bo byłam przy Julii w momencie, kiedy wybrała sobie najnowszą lalkę i uderzył mnie jej brak entuzjazmu. Od razu przychodzi mi też na myśl moja pięcioletnia córka, która podczas ostatniej wizyty w sklepie zapytała mnie jakieś 50 razy, czy coś jej kupię (psa w pudełku, naklejkę, plastikowego królika, plastikowego kota, lalkę, klocki, pocztówkę) i wyraźnie traciła zainteresowanie danym przedmiotem zanim jeszcze usłyszała odpowiedź na pytanie..."Teraz fajne jest samo kupowanie" - myślę sobie i postanawiam dalej drążyć temat. Czy rodzice każą jeszcze swoim dzieciom czekać?
Tata Julii nie widział problemu w kupowaniu córce wielu prezentów bez okazji, dzwonię więc do Renaty. Jej syn ma 12 lat - czy on potrafi się cieszyć? Czy ona spełnia jego zachcianki od razu? - No coś ty! - wykrzykuje w słuchawkę. - Nie ma mowy. On jest komputerowcem, najbardziej kręcą go gry. Nie mogę sobie pozwolić na spełnianie jego zachcianek od razu. Zdarza mi się coś kupić na promocji, schować i dać mu w prezencie po jakimś czasie, na jakąś większą okazję. Widzę, że bardzo czeka, że wręcz cierpi, bo tak bardzo chciałby już dostać upragnioną grę - i kiedy ją dostaje to radość jest naprawdę wielka! Nigdy nie kupuję rzeczy pod wpływem emocji lub tego, że moje dzieci akurat obejrzały w telewizji jakąś reklamę i jęczą, że chcą coś dostać. Muszę widzieć, że naprawdę im na tym zależy - tłumaczy.
Pamiętam ten stos prezentów, leżący pod choinką, czekający aż zjemy kolację wigilijną i będzie można rzucić się do ich rozpakowywania... Nie mogłam skupić się na wyławianiu grzybowych uszek z barszczu, siłą woli udało mi się przełknąć kilka kęsów karpia. Jak zahipnotyzowana wpatrywałam się w duży przedmiot, zapakowany misternie w kolorowy papier - moja mama zawsze była mistrzynią pakowania prezentów! Kształt pakunku podpowiadał zawartość. Serce biło jak oszalałe: domek? Wymarzony, upragniony, piętrowy domek dla lalek? Nie mogłam doczekać się momentu, w którym upewnię się, że moje przypuszczenia są słuszne.
To jedno z najwspanialszych wspomnień mojego dzieciństwa. Moja córka pewnie nie będzie takiego miała, ale dzisiejsze społeczeństwo jest inne - w erze e-maili, komunikatorów internetowych i przenośnych urządzeń do komunikowania się ze światem, na wiele rzeczy nie musimy już czekać i rzadko to robimy. A dzisiejsi rodzice? Może pamiętają, że konieczność czekania i ciągłego odmawiania sobie przyjemności wcale jednak nie były aż tak fajne i wolą, żeby ich dzieci mogły cieszyć się szybciej, łatwiej i bez konieczności wyrzeczeń? Jednak, paradoksalnie, dając dzieciom tak wiele, coś też im zabierają. A jak wy postępujecie? Ulegacie od razu?