Klucz z nieba

Był sobie chłopiec Mateusz, który bardzo chciał mieć własne klucze. Jego mama miała pięć kluczy, dziadek trzy, a tata tyle, że trudno było policzyć.

-Proszę, podzielcie się ze mną! - prosił chłopczyk.

Ale rodzice nie chcieli się dzielić. Mówili, że jest jeszcze za mały, żeby mieć własne klucze. Pewnego dnia Mateusz szedł z mamą przez podwórko. Zaczynał padać deszcz, więc mama wyciągnęła z torby parasolkę.

-Co za paskudztwo! - mamrotała, próbując ją otworzyć - Jak to się otwiera?

Mateusz patrzył na spadające krople i nagle usłyszał dziwny dźwięk.

DZYŃ!

Na chodnik, prosto pod jego nogi, spadł mały srebrny klucz. Chłopiec rozejrzał się, ale nie zobaczył nikogo prócz mamy, która walczyła z parasolką.

"Pewnie to jest klucz od parasolki!" domyślił się Mateusz. Podniósł go z ziemi i dotknął zepsutego sprzętu.

-Nie wygłupiaj się - skrzywiła się mama, ale w tej samej chwili parasolka się otworzyła.

Mama ucieszyła się tak, że pozwoliła synkowi zachować srebrny kluczyk. Szli dalej wzdłuż parkingu i nagle zobaczyli sąsiada, pana Henryka, który walił pięścią w drzwi swojego samochodu.

-Znowu zatrzasnęły mi się klucze! - zawołał - Nie wytrzymam, zaraz rozwalę tego grata!

Mateusz wyciągnął z kieszeni swój klucz i niezauważalnie dotknął nim zatrzaśniętego zamka.

-Nie do wiary! - zawołał pan Henryk, otwierając drzwiczki - Jak to się stało?

Chłopiec nie zdążył wytłumaczyć, bo mama pociągnęła go za rękę. Wbiegli do klatki schodowej i zaczęli wchodzić na górę. Wchodząc po schodach, Mateusz otwierał po kolei wszystkie drzwi i życzył sąsiadom miłego dnia, zdrowia, a czasem pysznej kolacji.

-Czy w tym domu nikt się nie zamyka? - dziwiła się mama. Ale chłopiec już się domyślił, o co chodzi. Po prostu miał teraz klucz, który otwierał wszystkie zamki.

Wieczorem schował go pod poduszkę. Leżał w ciemnym pokoju i marzył o tym, jak będzie chodził po ulicach i otwierał drzwi i furtki. Wszyscy się ze sobą zaprzyjaźnią, będą się bawić...

- Łubu-du! - zagrzmiało nagle.

Błysnęło światło i Mateusz okropnie się przestraszył. Na poręczy jego łóżka siedział wysoki pan ze skrzydłami.

-Nie bój się! - powiedział tajemniczy gość - Nie jestem zły! Mam na imię Piotr i jestem aniołem, strażnikiem bramy. Dzisiaj podczas deszczu zgubiłem swój klucz i nikt nie może wejść do raju. Całe szczęście, że to ty go znalazłeś, a nie jakiś złodziej!

Mateusz wyciągnął spod poduszki swój skarb. Miał taką zmartwioną minę, że aniołowi zrobiło się go żal.

-Chciałbym ci dać jakiś prezent - powiedział. - Co chciałbyś dostać?

-Chcę mieć taki klucz jak ty - westchnął chłopiec.

-To niemożliwe - powiedział anioł. - Nikt nie potrafi go dorobić.

-Dlaczego? - zdziwił się Mateusz - Mój tata wszystko potrafi! Może dorobić taki klucz z zamkniętymi oczami...

I zanim anioł zdążył odpowiedzieć, pobiegł do pokoju rodziców i szepnął tatusiowi do ucha:

-Proszę, zrób mi klucz, taki sam jak ten. Tylko się nie obudź!

Śpiący tatuś wygramolił się z pościeli i nie otwierając oczu podreptał do warsztatu. W mgnieniu oka dorobił drugi klucz, wrócił do łóżka i spał dalej.

-Nigdy czegoś takiego nie widziałem! - zdziwił się anioł - Ale wiesz, ten klucz nie będzie mógł otwierać wszystkich zamków.

-Nie szkodzi - powiedział chłopiec. - Najważniejsze, że będę go miał!

-Już wiem! - zawołał anioł - Twój klucz będzie pasował do skrzynki pocztowej. A ja będę ci przysyłał niewidzialne listy! Nikt oprócz ciebie ich nie zobaczy. Zgoda?

Oczywiście, że Mateusz się zgodził! Chłopiec i anioł porozmawiali jeszcze przez chwilę, a potem pożegnali się jak starzy przyjaciele.

-Jeszcze się zobaczymy! - zawołał anioł. I zniknął.

Od tej pory Mateusz pierwszy otwiera skrzynkę na listy.

I zawsze bardzo się cieszy, chociaż nikt nie może zrozumieć, dlaczego...

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.