Kapelusz

Myślę, że to taki mały wulkan - powiedziała kaczka Katastrofa, pochylona nad niewielkim kopczykiem ziemi, który tajemniczym sposobem pojawił się na środku parkowego trawnika.

- Bardzo tu wulkanicznie - dodał pies Pypeć, pokazując inne podobne kopczyki.

Mucha Bzyk-Bzyk latała od kopczyka do kopczyka i co chwila się na któryś wspinała. Dla niej była to wyprawa na całkiem spory wulkan.

- Tak naprawdę to... - zaczął Pan Kuleczka, ale nie dokończył, bo właśnie w tym momencie potknął się o jeden z kopczyków i zgubił kapelusz.

Wiatr natychmiast potoczył go po trawie. Wszyscy - Pan Kuleczka, Pypeć, Katastrofa, a nawet Bzyk-Bzyk - rzucili się w pogoń. Kapelusz turlał się jak piłka, skakał przez kopczyki jak kangur, a nawet podfruwał jak gołąb.

Pypeć biegł pierwszy. Szybko zbliżył się do kapelusza. Już, już miał go chapsnąć, kiedy ten nagle skręcił i Pypeć tylko kłapnął zębami w powietrzu. Wszyscy pobiegli dalej. Kapelusz nagle zawrócił, więc się zatrzymali, przypatrując mu się uważnie. Kapelusz minął ich jakby nigdy nic i pomknął w drugą stronę. Gdy turlał się obok Katastrofy, udało jej się go przydepnąć. Aż podskoczyła z radości! I wtedy kolejny podmuch wiatru znów uniósł go w powietrze. Tym razem leciał prosto na Bzyk-Bzyk, która zaczęła groźnie bzyczeć. Na kapeluszu nie zrobiło to żadnego wrażenia. Obrócił się parę razy w powietrzu jak wiatrak, aż Bzyk-Bzyk na wszelki wypadek schowała się za Pana Kuleczkę. Pan Kuleczka dyszał ciężko. Pypeć i Katastrofa też dyszeli.

Kapelusz nie dyszał, ale wyglądało na to, że także się zmęczył. Przycupnął przy jednym z kopczyków i ani drgnął.

Pan Kuleczka, Pypeć, Katastrofa i Bzyk-Bzyk noga za nogą i łapa za łapą przywlekli się w jego pobliże.

- Trzy-chy-chy, czte-ry-chy-chy - wydyszała Katastrofa i wszyscy ostatkiem sił niemrawo rzucili się na kapelusz.

Kiedy się podnieśli i rozplątali ręce, nogi, łapy i skrzydełka, Pan Kuleczka z dziwną miną przyjrzał się czemuś, co trzymał w ręce. To coś trochę przypominało bardzo przypalony naleśnik, a trochę gniazdo bociana, ale niedużego.

- Wszystko przez ten wiatr - powiedział Pypeć.

- Wszystko przez te wulkany! - tupnęła Katastrofa. - Potknął się pan i kapelusz panu spadł i...

- No, tak - przypomniał sobie Pypeć. - A właśnie coś pan o nich mówił, kiedy to wszystko się zaczęło.

Pan Kuleczka oderwał wzrok od czarnego naleśnika.

- A, tak, tak - powiedział. - Te kopczyki to sprawka kreta. A może nawet kilku. Wiecie, krety mieszkają pod ziemią i tam ryją sobie korytarze...

- Rozumiem! - przerwała Katastrofa. - A czasem już nie mogą wytrzymać i wychodzą spod ziemi na trawę i wtedy robi się taki wulkan!

- Mniej więcej - powiedział Pan Kuleczka. - Choć krety lepiej czują się pod trawą niż na trawie.

Bzyk-Bzyk podleciała do jednego z kopczyków i spróbowała zajrzeć do środka. Nic nie było widać.

- Ale to okropne żyć pod ziemią - zauważył Pypeć. - Z kwiatów widać tylko korzenie, wszystko jest czarne albo brązowe i w ogóle nie ma słońca.

- To co tym kretom tam się może podobać? - zawołała zdziwiona Katastrofa.

Pan Kuleczka przejechał ręką po głowie i spojrzał na naleśnik, który kiedyś był zupełnie czym innym.

- Może to, że tam nie ma wiatru, więc można sobie spokojnie chodzić w kapeluszu? - powiedział.

Copyright © Agora SA