Kilka wron podskoczyło i leniwie przefrunęło o kilka metrów dalej.
Dlaczego je straszysz? - zapytał Pan Kuleczka.
Katastrofa też podskoczyła parę razy, ale nie udało jej się przefrunąć ani kawałka. Przestała skakać i odpowiedziała:
Chciałam sprawdzić, czy są prawdziwe! Bo tylko tak siedziały i siedziały, i nic.
Katastrofa na pewno była prawdziwa. Ledwo przestała mówić, znów zaczęła skakać i pobiegła sprawdzić, co jest trochę dalej.
Pies Pypeć też był prawdziwy. Człapał sobie trochę z tyłu i zastanawiał się, gdzie się zimą podziewają kolory. Bo zostaje właściwie tylko biały i czarny. Nie licząc oczywiście ubranek, samochodów i takich tam rzeczy. Aha, no i jak nie ma chmur, to niebo jest naprawdę bardzo niebieskie. Całe szczęście.
Mucha Bzyk-Bzyk też była czarna i też była prawdziwa. Choć nie dało się tego zobaczyć na własne oczy, bo siedziała schowana w kieszeni Pana Kuleczki. Jak zwykle zimą na spacerze - w pudełku od zapałek, miękko wyłożonym białą watą.
Szli dróżką przez pole. Pole było białe, wrony czarne, a dróżka trochę czarna, ale bardziej biała. Poza tym nie było właściwie nic, tylko za polem rósł las. Z daleka wydawał się czarny.
Ciekawe - powiedziała Katastrofa w biegu - gdzie są te wszystkie bociany, które tu były latem.
Jak to gdzie - uniósł głowę Pypeć. - Przecież wiadomo, że w ciepłych krajach.
Pan Kuleczka pokiwał głową i poprawił kapelusz. Trochę szczypało go w uszy.
No tak - powiedziała Katastrofa, biegnąc w drugą stronę. - Ale dlaczego one odleciały, a wrony zostały?
Chwilę szli w milczeniu, aż w końcu Pypeć niepewnie zapytał:
Może dlatego, że bociany by tu nie pasowały? Wszystko jest czarno-białe, a one mają czerwone dzioby. Pamiętam.
A ja myślę, że bociany odleciały, bo im się chciało - powiedziała Katastrofa. - Są pracowite. A wrony zostały, bo są leniwe. W ogóle nie chce im się skrzydłami machać. Sami zobaczcie!
I znów krzyknęła:
- Kraaa!
Kilka wron odleciało nieco dalej od dróżki, ale zaraz znów przysiadło na białym polu.
Pan Kuleczka pokręcił głową i powiedział:
No, nie wszystko jest takie czarno-białe, jak się wydaje.
Pypeć nieco zdziwiony rozejrzał się wokół. Nic się nie zmieniło. Świat wyglądał tak samo jak przed chwilą.
A może wrony zostały, bo lubią to pole? - mówił dalej Pan Kuleczka - Nawet zimą. I pamiętają, jakie było wiosną i latem...
Ja też pamiętam - przypomniał sobie nagle Pypeć. - Kolorowe! Najpierw jasnozielone, potem ciemnozielone, a potem aż żółte!
Katastrofa wzruszyła ramionami.
Phi, no to co, że było? - zapytała.
A ja wiem - ucieszył się nagle Pypeć. - Jak było, to znaczy, że znowu może być. Wystarczy tylko poczekać.
Katastrofa zatrzymała się na chwilę, przyjrzała się uważnie Pypciowi, a potem wronom i powiedziała:
Czekać, czekać! Trzeba coś robić, robić, robić! - i znów pobiegła przed siebie, machając ze wszystkich sił skrzydełkami.
Może miała nadzieję, że od tego machania śnieg szybciej stopnieje i przyjdzie wiosna?
A Pypeć wpatrywał się w czarne wrony na białym polu i całkiem niespodziewanie zaczęło mu się wydawać, że wrony są trochę granatowe, a śnieg trochę niebieski. Czyżby Pan Kuleczka miał rację i to wszystko nie było jednak takie zupełnie czarno-białe?