Oczekiwanie

Było zimno. Pypciowi marzły łapy, kaczce Katastrofie dziób, a Panu Kuleczce uszy. Tylko Bzyk-Bzyk nic nie marzło, bo jak zwykle w zimie siedziała sobie schowana w kieszeni Pana Kuleczki i smacznie spała.

A ja myślę - powiedziała Katastrofa po raz dziesiąty - że na nic nie powinno się czekać. Zwłaszcza zimą.

Stali na przystanku i czekali na autobus. Właściwie to nikt nie stał: Pan Kuleczka chodził w tę i z powrotem, Pypeć podskakiwał to na lewych, to na prawych nogach, a Katastrofa biegała naokoło niego. Próbowali się rozgrzać.

Nie lubię czekać! - zawołała Katastrofa, przebiegając obok Pana Kuleczki.

Pan Kuleczka kolejny raz podszedł do tabliczki zawieszonej na słupku.

Powinien zaraz przyjechać - powiedział trochę niewyraźnie przez szalik. - Jeszcze chwilkę...

Chwilkę! - zawołała Katastrofa w biegu - Ile razy już pan to mówił! A tyle chwil minęło i nic! Nie lubię czekać!

Pan Kuleczka potarł się po czerwonym uchu.

Hmmm, może autobus się zepsuł i trzeba go naprawić? - powiedział.

Katastrofa aż się zatrzymała.

Właśnie! - wypaliła - Zepsuł się i już nigdy tu nie przyjedzie! A nas przysypie śnieg i zmienimy się w bałwanki, i zamarzniemy, i rozmrozimy się dopiero na wiosnę, i dopiero wtedy dojedziemy do domu! Nie chcę tak długo czekać! Nie lubię czekać.

Pan Kuleczka chciał pocieszyć Katastrofę, że autobusy aż tak bardzo się nie spóźniają, nawet zimą. Ale zdążył tylko wypuścić obłoczek pary spod szalika, bo Pypeć powiedział:

Czasem miło się czeka.

I dalej podskakiwał, jakby nigdy nic. Katastrofę zamurowało. Przestała biegać i stanęła przed Pypciem.

Miło ci się czeka? - zapytała podejrzanie spokojnym głosem - Na mrozie? Jak autobus nie przyjeżdża i nie wiadomo, czy w ogóle przyjedzie?

Pypeć zaczął podskakiwać na tylnych łapach.

W ogóle przyjedzie - odpowiedział lekko zdyszany. - Na pewno. Tylko nie wiadomo, kiedy. To taka niespodzianka.

Ładna mi niespodzianka! - rozzłościła się na dobre Katastrofa - Niespodzianka to nie jest żaden autobus, tylko coś przyjemnego!

Pypeć spróbował podskoczyć na przednich łapach, ale okazało się, że to nie takie proste, i wylądował w zaspie. Kiedy już trochę otrzepał się ze śniegu, powiedział:

A ja myślę, że bardzo miło będzie wejść do ciepłego i jasnego autobusu, który zawiezie nas do domu. Zwłaszcza że tak długo czekaliśmy. Nie ucieszysz się, jak wreszcie przyjedzie?

Katastrofa była tak zła, że miała ochotę zawarczeć, choć kaczki zazwyczaj tego nie robią.

Wcale się nie ucieszę! Nic a nic! Już ja mu powiem, co o tym myślę. Skrzyczę go strasz... - przerwała na chwilę. - Hura! Jedzie, jedzie, jest!

Rzeczywiście, zza zakrętu wyjechał jasno oświetlony autobus.

A gdy siedzieli już w środku, Katastrofa powiedziała do Pypcia, który patrzył na przedświątecznie udekorowane ulice:

Wiesz co? Chyba masz rację. Czasem bez czekania nie byłoby tyle radości. Nawet ze zwykłego autobusu.

Pypeć uśmiechnął się i zapytał:

Ale właściwie mógłby przyjechać wcześniej, co?

Copyright © Agora SA