Awaria

Pan Kuleczka siedział na kanapie przy swojej ulubionej lampce i czytał gazetę. Pies Pypeć z kaczką Katastrofą leżeli na dywanie wśród kredek. Rysowali bitwę morską. Pypeć statki i marynarzy, a Katastrofa fale i latające kule armatnie. Wokół nich też coś latało. To mucha Bzyk-Bzyk przyglądała się z bliska rysunkowi i siadała to tu, to tam.

Pypeć właśnie zaczął rysować kapitana, a Katastrofa kolejną armatnią kulę, gdy nagle zrobiło się zupełnie ciemno. Wszystko zniknęło - ściany, drzwi, kanapa, lampka i Pypeć wśród kredek na dywanie. Było trochę straszno.

Oj! - powiedział ktoś.

Nie wiadomo kto, bo nic nie było widać.

Nic nie widać - powiedział ktoś inny, ale jego też nie było widać.

Bzyk-bzyk - zabzyczał jeszcze ktoś.

To Bzyk-Bzyk! - ucieszyły się dwa inne głosy. Miło było rozpoznać coś znajomego wśród ciemności.

To jakaś awaria - powiedział znad kanapy głos Pana Kuleczki. - Ciekawe, czy w innych domach też nie ma światła...

Kanapa zaskrzypiała, a potem kroki ruszyły w stronę okna. Ciemność nie była już taka czarna jak na samym początku i jak się dobrze przyjrzało, to widać było postać w kształcie Pana Kuleczki. Nagle rozległ się chrzęst, krótki okrzyk, a potem postać z hukiem upadła na podłogę.

Ajajaj! - powiedział głos Pana Kuleczki - Zdaje się, że się poślizgnąłem na kredkach.

Oj! - powiedział głos Katastrofy - Już lecę panu pomóc!

I ciemna postać w kształcie Katastrofy poderwała się w stronę większej postaci, leżącej w pobliżu okna. Rozległ się chrzęst, krótki okrzyk i mniejsza postać z trzepotem wpadła na większą.

Hi, hi hi! - zawołała mniejsza postać głosem Katastrofy - Pypeć, chodź tutaj! Mówię ci, jest super! Lepiej niż na łyżwach.

Wolę poczekać - powiedział spokojny głos Pypcia. - Dokończę kapitana.

Postać w kształcie Pana Kuleczki wstała ostrożnie i wyjrzała przez okno. W żadnym sąsiednim domu nie paliło się światło.

To jakaś poważniejsza awaria - powiedziała postać w kształcie Pana Kuleczki i powoli oddaliła się w stronę kuchni, omijając środek pokoju. Nie każdy musi lubić jazdę na kredkach.

Z kuchni dobiegł trzask pocieranej zapałki. A po chwili w pokoju pojawił się Pan Kuleczka ze świecznikiem w dłoni. Widać go było całkiem dobrze, a za nim na ścianie tańczył wesoło jego wielki cień. Wszystko było na swoim miejscu - ściany, drzwi, kanapa, lampka i Pypeć wśród kredek na dywanie.

Hura! - ucieszyła się Katastrofa i natychmiast ziuu - przejechała się na kredkach. Tym razem wpadła na Pypcia, który nawet nie zareagował. Wpatrywał się zdumiony w swój rysunek. Okazało się, że po ciemku zrobił mu brodę na uchu, nos jak trąbę słonia, a w tym nosie fajkę! Katastrofie bardzo się ten kapitan spodobał. Aż poprosiła Pana Kuleczkę, żeby na chwilę zgasił świecę, bo ona też chce coś takiego narysować.

Długo potem siedzieli przy stole, a Pan Kuleczka to zapalał, to gasił świecę. Musieli tylko pilnować, żeby Bzyk-Bzyk nie podleciała za blisko płomienia. Pypeć i Katastrofa rysowali, oglądali swoje rysunki i śmiali się z tego, co im wyszło.

A gdy w końcu nagle znowu włączyły się wszystkie światła, stwierdzili, że jest jakoś za jasno i Pan Kuleczka je pogasił. Nawet kolację zjedli przy świecach.

Było super! - powiedziała na dobranoc Katastrofa.

A Pypeć dodał:

No, to może jutro też zrobimy sobie taką awarię?

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.