Za szybą

Padał śnieg. Wielkie płatki wirowały i jeden za drugim opadały na ulicę, chodnik, kapelusz Pana Kuleczki i nos psa Pypcia. Pypeć nic nie mówił, ale uważał, że na jego nos spada ich stanowczo za dużo. Tak jakby ktoś specjalnie tam celował! A na przykład na kaczkę Katastrofę spadało znacznie mniej. Ale może dlatego, że Katastrofa biegała w tę i z powrotem i łapała płatki dziobem?

Najmniej na pewno spadało na muchę Bzyk-Bzyk. Właściwie to w ogóle nic, bo schowała się pod ciepłą zimową muszką Pana Kuleczki. Nie pozwalali jej stamtąd wyfruwać, żeby się nie przeziębiła. Takiej małej muszce strasznie trudno potem dawać lekarstwa. Nawet kropelka to dla niej bardzo dużo!

Goń mnie! - krzyknęła Katastrofa do Pypcia.

Pypeć chciał jej powiedzieć, że nie ma zamiaru nikogo gonić, ale nie zdążył, bo na nos spadł mu wyjątkowo duży płatek śniegu. A Katastrofa, nie oglądając się już, popędziła przed siebie. prawie zniknęła im z oczu - jakby schowała się za śnieżnobiałą firanką.

Po chwili usłyszeli z oddali jej głoś:

- Zobaczcie, zobaczcie! Znalazłam jaskinię skarbów!

Gdy ją zobaczyli, stała nieruchomo i wpatrywała się w coś szeroko otwartymi oczami. Pypeć natychmiast zapomniał, że nie miał zamiaru nikogo gonić. Potruchtał trochę szybciej i stanął obok niej. Znieruchomiał i też szeroko otworzył oczy. Tak zastał ich Pan Kuleczka, kiedy w końcu do nich doczłapał. Jaskinia skarbów okazała się wystawą wielkiego sklepu z zabawkami. Katastrofa wskoczyła Panu Kuleczce na ręce, żeby wszystko lepiej widzieć. Przez chwilę wszyscy stali i patrzyli. Śnieg przysypywał ich płatek po płatku i powoli zmieniali się w bałwanki...

Cudowna! - zawołała wreszcie Katastrofa.

Wspaniała - zgodził się Pypeć.

Świetna! - dodała Katastrofa.

Piękna - przytaknął Pypeć.

Fantastyczna! - zachwycała się Katastrofa.

I jaka duża - zauważył Pypeć.

I kolorowa! - dodała Katastrofa.

Bardzo chciałbym ją mieć - wyszeptał Pypeć.

Ciekawe, czy można by nią jeździć po śniegu - zaczęła się zastanawiać Katastrofa.

Pypeć pierwszy raz oderwał wzrok od szyby wystawowej i spojrzał na Katastrofę zdziwiony.

No, coś ty? - powiedział - Przecież by się zniszczyła! Prosto ze sklepu trzeba by ją bardzo delikatnie zanieść do domu.

Teraz zdziwiła się Katastrofa.

Ee, dlaczego? Przecież ma całkiem duże koła, więc sobie poradzi.

Koła? - zapytał Pypeć - A co nazywasz kołami?

Kołami nazywam koła! - odpowiedziała trochę rozzłoszczona Katastrofa. Nie lubiła jak ktoś sobie z niej żartował.

Masz na myśli bombki? - zapytał Pypeć z niewyraźną miną, tak jakby czegoś nie mógł zrozumieć.

Jakie bombki? - rozzłościła się na dobre Katastrofa - Normalne koła! Widziałeś kiedyś koparkę z bombkami?

Koparkę? - powtórzył ze zdumieniem Pypeć - Przecież mówimy o choince!

I dopiero teraz zrozumieli, że każdy zachwycał się czym innym... Katastrofa przez chwilę myślała, czy się nie obrazić, ale zanim się zdecydowała, Pan Kuleczka zaczął się śmiać. Potem roześmiał się Pypeć, a Katastrofa w końcu też nie wytrzymała. Nawet Bzyk-Bzyk bzyczała długo i wesoło.

A gdy wracali do domu, Pypeć powiedział:

Wiecie, co? Może w tym roku rzeczywiście zrobimy choinkę na kółkach? Moglibyśmy wtedy nawet chodzić z nią na spacer!

Copyright © Agora SA