Kłótnia

Pan Kuleczka wyjmował z pralki pranie i podśpiewywał. Lubił rozwieszać kolorowe ubranka na sznurkach, bo przypominały mu flagi na dawnych statkach.

Nie! - usłyszał zza drzwi pokoju.

Nie zwrócił na to uwagi, bo muszka Bzyk-Bzyk właściwie stale mówiła tylko "nie". Ale kiedy znów i znów usłyszał "nie, nie, nie!", coś go zastanowiło. To nie był głos Bzyk-Bzyk, tylko Pypcia!

Są dwie możliwości - zamruczał Pan Kuleczka. - Albo Bzyk-Bzyk zamieniła się na głosy z Pypciem, albo stało się coś bardzo, bardzo poważnego...

I poszedł do pokoju. Gdy otworzył drzwi, zobaczył Pypcia, który siedział przy szafie i właśnie powtarzał:

Nie, nie, nie!

Bzyk-Bzyk latała nad nim, pobzykując jak za dawnych czasów. Kaczki Katastrofy nie było.

Z kim ty rozmawiasz?- zapytał zaniepokojony Pan Kuleczka.

Pypeć nic nie powiedział, ale wyglądał na lekko spłoszonego.

Bo to ona zaczęła! - wypalił w końcu.

Pan Kuleczka otworzył szeroko oczy. Bzyk-Bzyk latała w kółko i bzyczała mu raz do jednego, raz do drugiego ucha, aż Panu Kuleczce zaczęło dudnić w głowie.

Zabrała mi kość - mówił dalej Pypeć, nieco mniej pewnie.

Zaraz - poprosił Pan Kuleczka - chwileczkę, powiedz wszystko od początku. Tylko powoli i wyraźnie, bo coś strasznie dudni mi w głowie. Bzyk-Bzyk, przestań wreszcie!

Bzyk-Bzyk usiadła na szafie. Bzyczeć przestało, ale dudniło dalej.

No więc... - zaczął zupełnie już niepewnie Pypeć.

I wtedy Pan Kuleczka się zorientował, że wcale nie dudni mu w głowie, tylko w szafie. Dudni i mruczy! Podskoczył do szafy, jakby był Panem Piłeczką, i przekręcił klucz. Z szafy wybiegła Katastrofa owinięta długim panakuleczkowym szalikiem. I chyba z rozpędu wymruczała przez szalik:

Wypuść mnie!

A potem wszyscy zaczęli mówić naraz. Pypeć, że Katastrofa zabrała mu jego ulubioną gumową kość. Odwinięta z szala Katastrofa, że Pypeć zgubił jej Myszę-Wiszę. Bzyk-Bzyk, że nie, nie. Pypeć, że prosił i prosił, a ona nic, no to ją zamknął w szafie. Katastrofa, że stukała i wołała, a on nie chciał jej wypuścić, a ona zaplątała się w szalik. Bzyk-Bzyk, że nie, nie. Panu Kuleczce dudniło w głowie jeszcze bardziej niż przed chwilą. Miał ogromną ochotę zawołać strasznym głosem, gdy nagle coś sobie przypomniał.

Aha, więc pokłóciliście się o kość i o Wiszę? - zapytał.

Mhy - zawołali chórem Pypeć z Katastrofą.

Pan Kuleczka wyszedł z pokoju, a po chwili wrócił. W jednej ręce trzymał kość, a w drugiej Myszę-Wiszę. I kość, i Wisza były mokre. Wisza bardziej.

Właśnie je wam wyprałem, bo wyglądały już mocno nieszczególnie - wyjaśnił jakby nigdy nic.

Pypeć i Katastrofa tak się na Pana Kuleczkę obrazili, że aż zapomnieli o swojej kłótni. Zamknęli się w szafie (ale nie na klucz) i bawili się do kolacji w jaskinię zbójców. Mysza Wisza też była zbójcą, kość - zbójecką maczugą, a Bzyk-Bzyk - wiernym sługą zbójców.

Dopiero przy kolacji wszyscy się pogodzili, bo Pan Kuleczka obiecał, że ZAWSZE będzie im mówił, jak coś weźmie do prania. No a poza tym zrobił taką przepyszną sałatkę owocową, że się przy niej po prostu zupełnie nie dało kłócić.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.