Niebo

Pan Kuleczka, kaczka Katastrofa, pies Pypeć i mucha Bzyk-Bzyk siedzieli na kocu pod wielkim dębem.

Było ciepło, zielono i leniwie. Po trawie łaziły mrówki i widać było, że są w dobrym humorze, bo nie gryzły. Wszyscy byli w dobrym humorze. Oprócz Pypcia. Wszystko przez ptaszka, który pięknie nad nimi gwizdał, ale najpierw nie dał się zobaczyć, a jak już się dał, to Pypeć nie mógł go znaleźć w książce o zwierzętach, którą specjalnie przyniósł ze sobą w plecaku. A jak już prawie, prawie znalazł, to ptaszek zrobił "frrr" i zniknął na niebie. Więc Pypeć był na niego zły, bo nie wiedział, kto to taki. Byłoby lepiej, gdyby na dębie gwizdała zebra. Albo żyrafa. Zebrę i żyrafę Pypeć rozpoznałby od razu. A tu akurat ten ptaszek...

Pan Kuleczka zauważył, że z Pypciem coś jest nie tak, i wtedy właśnie wpadł na pomysł, żeby zrobić ognisko.

Ale musi być bardzo, bardzo duże! - wołała Katastrofa.

I bezpieczne - dodał cicho Pypeć.

Bzzzzy! - bzyczała Bzyk-Bzyk i każdy mógł sobie to tłumaczyć, jak chciał.

Pan Kuleczka powiedział, że jeśli ma być ognisko, to trzeba naznosić suchych gałęzi. Pobiegli więc między drzewa, tylko Bzyk-Bzyk latała w pobliżu Pana Kuleczki, żeby się nie zgubić, bo już się zaczynało ściemniać. Pypeć się potykał, bo wciąż się rozglądał za ptaszkiem, który wolał odlecieć do nieba niż mu się przedstawić.

Katastrofie samo przenoszenie gałęzi wydało się nudne. Namówiła Pypcia, żeby spróbowali nabrać Pana Kuleczkę. Schowali się za drzewami i Katastrofa zaczęła szczekać, a Pypeć kwakać, aż Pan Kuleczka prawie dał się nabrać. Nabrałby się zupełnie, gdyby nie to, że normalnie ani Pypeć nie szczekał, ani Katastrofa nie kwakała.

W końcu usiedli wokół ogniska, a Pan Kuleczka nadział im na kijki jabłka, które niespodziewanie znalazły się w jego plecaczku. Siedzieli więc, patrzyli w ogień i piekli jabłka. Z przodu było im ciepło, z tyłu trochę zimno, a wszędzie - jakoś tajemniczo. Katastrofa wyobrażała sobie, że wróciła z polowania na dinozaury i że zaraz zje najsmakowitszy kotlet ze środkowego rogu dinozaura (choć nie pamiętała dokładnie, czy dinozaury w ogóle miały jakieś rogi). Pan Kuleczka dziwił się, że choć tyle się zmieniło, to trawa i ognisko pachną tak samo jak wtedy, gdy był małym chłopcem. I tak samo iskry lecą do nieba, mieszając się z gwiazdami. Pypeć wpatrywał się w płomień i widział ogniste ptaki, zebry, żyrafy, zamki i całe miasta. Ale zanim im się zdążył dokładnie przyjrzeć, pojawiały się nowe i Pypeć pomyślał, że musi je koniecznie zapamiętać, żeby zostały przynajmniej w nim w środku. Bzyk-Bzyk spała i śniło jej się to wszystko naraz i jeszcze wiele innych wspaniałych rzeczy, ale jakich - nie wiedzieli, bo nie wypada przecież podglądać cudzych snów.

W końcu Pypeć powiedział:

- W niebie to chyba musi być podobnie jak przy naszym ognisku...

A gdy jedli jabłka, nikt nie miał wątpliwości, że Pypeć ma rację.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.